4🐍

12.5K 1.5K 541
                                    

Jenna wyjątkowo się zdziwiła, gdy po wpełznięciu do walizki zobaczyła drabinę, prowadzącą do małej, brązowej, pełnej różnych przedmiotów izby. Tak naprawdę nie spodziewała się zobaczyć tam jakichś niesamowitych rzeczy, ale mimo wszystko z czystej ciekawości postanowiła się rozejrzeć.

Dziewczyna jeszcze w postaci węża spełzła po drabinie na drewnianą podłogę pomieszczenia i dopiero wtedy przemieniła się z powrotem w człowieka. Zaczęła się rozglądać: na blacie po swojej prawej zobaczyła mnóstwo narzędzi, takich, których wielu czarodziejów poza magizoologami nie potrafiłoby używać, a także takich bardziej typowych.

Zauważyła też wiele butelek z różnymi substancjami, oklejonymi białymi etykietkami podpisanymi nieco niedbałym pismem: Śluz gumochłona, Odchody lunaballi czy też to, co zrobiło na Jennie największe wrażenie, czyli słoik podpisany Skorupki jaj żmijoptaka, które były niezwykle wartościowe, bo z czystego srebra.

Jenna spojrzała w drugą stronę - tam znajdowały się kolejne wielokolorowe mikstury i składniki, a także coś, co szczególnie przykuło jej uwagę. Niewielkie zdjęcie w ciemnej ramce, przedstawiające uśmiechniętą dziewczynę o brązowych włosach i oczach, którą natychmiast rozpoznała.

- Leta... - mruknęła Jenna pod nosem sama do siebie, biorąc ramkę do ręki i patrząc na nią z pogardą. - Nie, Scamander, nie mów, że z nią jesteś... Tak nisko chyba nie upadłeś...

Jenna odłożyła zdjęcie, kręcąc głową sama do siebie. Nienawidziła tej dziewczyny, już w Hogwarcie uważała ją za zadufaną w sobie panienkę, która wolała dyskutować o bzdurach niż inteligentnych rzeczach. Dodatkowo rywalizacja z nią na polu magizoologii zaostrzała wrogie uczucia.

Brunetka pokręciła głową i dopiero wtedy zauważyła wąskie drzwi na wprost siebie. Zaintrygowana, postanowiła sprawdzić co znajduje się poza izbą... I gdy wyszła, zaparło jej dech w piersiach.

Zobaczyła przed sobą ogromne królestwo różnorakich zwierząt, całe wielokolorowe i w ruchu. Jenna rozdziawiła usta z szoku i gapiła się na to wszystko tak, jakby zobaczyła przed sobą samego Merlina. Normalny czarodziej byłby nieopisywalnie podekscytowany tym widokiem, a co dopiero magizoolog, który się tym zajmował.

- Wow... - wydusiła Jenna nadal z otwartymi ustami, robiąc kilka kroków w stronę całego zbiorowiska.

Podczas gdy ona myślała, że robiła nielegalne rzeczy, niepozorny Scamander wiózł ze sobą całą walizkę stworzeń, które w Ameryce były surowo zakazane. Widziała kreatury zarówno typowe, jak i rzadkie: lunaballe, nieśmiałki, niuchacza, żmijoptaki... A to i tak nie było wszystko, co mogła objąć wzrokiem.

Jak w transie podeszła do drzewa z nieśmiałkami, które były niewielkimi, liściastymi stworzonkami. Na jej widok przestraszone zaczęły chować się za gałązkami, dlatego Jenna zwolniła.

- Hej, spokojnie, spokojnie, nic wam nie zrobię... - mówiła cicho i powoli, tak, jak nigdy nie potrafiła mówić do ludzi, ale przy zwierzętach przychodziło jej to naturalnie. Była tak tym wszystkim zafascynowana, że zapomniała nawet, że nadal siedziała w walizce.

Większość nieśmiałków nie zareagowała na jej słowa i pozostało schowane, ale jeden z nich lekko się wychylił. Gdy zauważył, że Jenna spokojnie tam stoi i nie wygląda groźnie, wreszcie całkowicie się pokazał.

- Hej, mały - powiedziała z szerokim uśmiechem, patrząc na nieśmiałka jak na własne dziecko. - Śliczny jesteś, wiesz? - dodała, a ten jakby zawstydził się jej słowami, co jeszcze bardziej ją ucieszyło.

Chciała spróbować wziąć nieśmiałka na dłoń, gdy nagle na tej, którą miała opuszczoną, poczuła jakieś pazurki.

- A co do... - spojrzała w dół i zobaczyła zwierzaka podobnego do mugolskiego kreta, który przyczepił się do jej srebrnej bransoletki: niuchacza. - O ty złodzieju! - zawołała rozbawiona, prędko unosząc rękę, zanim mógłby jej ową bransoletkę zabrać.

Jenna popatrzyła jeszcze chwilkę na nieśmiałka, uśmiechnęła się do niego i ruszyła dalej. Zobaczyła gniazdo pełne żmijoptaków, w którym znajdowało się jedno srebrne jajo: niezwykle cenne i rzadkie. Wiedziała, że lepiej było się do nich nie zbliżać, bo owe zwierzęta mogły zrobić się bardzo agresywne, zwłaszcza, gdy broniły potmostwa, dlatego przeszła jeszcze dalej.

Zobaczyła stado lunaballi, kreatur o ogromnych oczach i malutkich uszach, które patrzyło na nią nieufnie. Zauważyła, że niedaleko znajdowała się karma dla nich, a one wyglądały na głodne. Nie zastanawiała się długo i postanowiła je nakarmić, najpierw jednak musiała zdobyć trochę ich zaufania.

- Dobra, nie wiem, jak Scamander do was mówi, ale warto spróbować... - szepnęła sama do siebie, po czym wzięła worek z karmą i zaczęła się do nich powoli zbliżać. - Hej, mama do was idzie, mama ma dla was coś dobrego - zaczęła mówić przesłodzonym głosem, tak, jak miała w zwyczaju do zwierząt się zwracać.

Skuszone karmą, lunaballe w końcu podeszły do brunetki, a ta nakarmiła je z radością i odłożyła karmę na swoje miejsce.

Szła przez dalszą część walizki, mijając jeszcze więcej zwierząt, niż się jej wydawało, że tam było. Niemal każde miało swoje własne środowisko czy chociaż malutki domek, bez względu na wielkość czy potrzebne mu do rozwoju warunki. Jenna była absolutnie zwalona z nóg i aż trochę żałowała, że nie miała z kim wtedy tego przedyskutować. Po głowie chodziło jej tylko jedno pytanie: skąd i jak on zgromadził tyle stworzeń?

Jakby Jenna miała za mało wrażeń na tamten dzień, usłyszała nagle grzmoty. Odwróciła się raptownie i spostrzegła ogromnego, brązowawego ptaka latającego na tle ciemnego "nieba" wytowrzonego sztucznie przez walizkę.

- Gromoptak?! - wykrzyknęła z zaskoczeniem, nie dowierzając, że widzi wielkie zwierzę przed sobą. - Nie no, ja chyba śnię... Skąd on go może mieć...?

Gromoptak naturalnie wywoływał burzę i deszcz, więc Jenna cofnęła się nieco, by nie zmoknąć. Chwilę jeszcze gapiła się na tamto niesamowite zwierzę, aż kątem oka nie zauważyła otwartego wejścia do jakiejś kolejnej, oddzielonej zagrody: tym razem najwyraźniej zaśnieżonej.

Zaciekawiona Jenna bez zawahania podbiegła tam i gdy weszła, to dopiero wtedy prawie zwaliło ją z nóg.

Pośrodku zagrody wypełnionej śniegiem lewitowała przezroczysta kula z jakąś ni płynną, ni gazową, czarną substancją. Jenna od razu poznała, co to było, choć nie potrafiła w to uwierzyć. Zrobiła kilka ostrożnych kroków w tego stronę, jakby kłócąc się sama ze sobą, czy to, co widziała było prawdziwe.

- To nie może być ten Obskurus... Jak... - mówiła sama do siebie, oglądając to jakby sparaliżowana. - On musi mi powiedzieć, jak to zrobił, bo nie wytrzymam...

Jenna patrzyła się na to jeszcze przez chwilę, aż wreszcie otrząsnęła się i pokręciła głową. Przypomniało jej się, że przebywanie z Obskurusami wcale nie wychodziło komuś na dobre i zaczęła się powoli wycofywać z zagrody, gdy nagle usłyszała coś, co zdecydowanie nie wydała z siebie żadna fantastyczna kreatura.

- Mama już jest! Spokojnie, hej, spokojnie... Mama idzie...

- O cholera - szepnęła Jenna sama do siebie i natychmiast przemieniła się w węża, po czym prędko wypełzła z zagrody.

Newt wszedł do środka i wolałaby, żeby wtedy jej tam nie zobaczył.

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz