Bill nie wiedział, kiedy to wszystko się zaczęło. Może wtedy, kiedy jego kumple spóźnili się na popijawę. A może wtedy, kiedy ta wredna czarownica postanowiła go zamienić w kota. W każdym razie, kiedy ta przemiła staruszka go znalazła to nie miał pojęcia, że jest martwa. Powinien to wyczuć, jasne, w końcu był demonem. Ale może z powodu kłopotów z mocą albo czegokolwiek (najpewniej wrodzonego lenistwa) zaakceptował taki stan rzeczy.
I dziś przyszła Kostucha, a on wylądował na ulicy. Czy ktoś go wyrzucał? Nie, skąd. Był demonem, na litość! Ale... No właśnie. Kostucha dobrze wiedziała, że on teraz jest śmiertelny. Jakiś samochód mógł go przejechać w dowolnym momencie, a nikomu nie przyszłoby do głowy, że pod tą pożal się kocią postacią kryje się ktoś taki jak Bill Cipher.
Bill żył naprawdę długo i to wszystko zaczynało go męczyć. Zresztą kogo by nie męczyło użeranie się z taką ilością osób przez tyle czasu? Ale bał się, najzwyczajniej w świecie bał się śmierci. Nie był na nią przygotowany. Nagłe zatrzymanie się akcji serca i takie zimno... Brrr, nie zamierzał przez to przechodzić. Był ponad to. A przynajmniej tak myślał.
Dlatego teraz uciekał, czując mimowolnie poczucie winy. W końcu kobieta była dla niego dobra, a on uciekał jak ostatni gbur. Skręcił w jedną uliczkę i wtedy jego wrażliwe, kocie uszy przeszył wrzask i ujrzał oblicze Dippera Pinesa.
Tego się nie spodziewał.
***
Dipper nienawidził kotów. Akceptował je tylko ze względu na Mabel, która założyła sobie tę kocią kawiarnię. I tak miał szczęście, że nie musiał tam paradować w niczym po tym, jak zaczął się spotykać z najładniejszą dziewczyną w Piedmont. Po takiej rewelacji nikt już nie śmiał podważać jego męskości.
Wracając, szedł sobie akurat z Mabel w przebraniu czarownika w noc Halloween, kiedy zauważył tego obrzydliwego, czarnego kocura. Zwierzę odskoczyło od niego, parskając jakby z wewnętrzną złością.
- Kicia! - Mabel jak zawsze nie myślała i podbiegła do kota, a wtedy brunet zmarszczył czoło.
- Uważaj, może mieć wściekliznę! - ostrzegł ją, ale ona już tuliła go do siebie. Dipper westchnął, drapiąc się po szyi. - Nie możemy go wziąć, przecież wiesz...
Nagle zawiał wiatr i wszystko jakby ucichło, łącznie z piskiem Mabel i jękami kota. Dipper także urwał w pół słowa, patrząc na zmierzającą do niego postać. Ciemna, tajemnicza i milcząca. Z kosą. Chłopak odruchowo się spiął.
- To mój kot. Moglibyście mi go oddać? - zapytał uprzejmie nieznajomy martwym tonem, a wtedy wzrok Pines'a powędrował w stronę kota. I zauważył coś dziwnego. Mianowicie ten zamknął oczy i zwinął się w kłębek, jakby nagle cały temperament z niego wyparował. Zdał się nagle Dipperowi mały i bezbronny. I chociaż nienawidził kotów, to nie zamierzał go oddawać jakiemuś wariatowi z kosą.
- Och... Oczywiście.
Ze zamyślenia wyrwała go Mabel. Popatrzył na nią z zdziwieniem. Ta jednak miała jakiś pusty wzrok, a po chwili zbliżyła się do mężczyzny. Ten uśmiechnął się sinymi wargami.
- Dziękuję ci, dziecko. - Powiedział miło, wyciągając strasznie chude ręce po swoją zgubę.
***
Bill nie zamierzał tak tego zostawiać. Ledwo zauważył wyciągnięte po niego dłonie, a zaczął się szarpać jakby w przypływie paniki. Mabel stała jak zaklęta z przyklejonym uśmiechem i błędnym wzrokiem, a on nie mógł nic z tym zrobić. Był teraz szczerze przerażony. I dlatego pewnie zaryzykował.
- Dipper! - wrzasnął do skamieniałego z szoku i jakby niezrozumienia chłopaka. To podziałało widać jak kubeł zimnej wody, bo nagle między nim a Kostuchą pojawiła się miotła.
- Niech pan go zostawi! Nie widzi pan, że on się boi? - krzyknął brunet, nagle pewien swego. Mężczyzna odsunął się, zszokowany i oniemiały. Wtedy to Mabel się ocknęła i spuściła wzrok. Zauważyła krew w miejscu, gdzie wbiły się pazury. Pobladła.
- Di...
- Idziemy. - Przerwał jej brat, a potem chwycił ją za dłoń i pociągnął w stronę parku. Bill trzymał się jej ufnie, a na Pana Kostuchę popatrzył tylko raz.
Wydawał mu się bardzo niezadowolony.
***
Dipper siedział na schodach przed domem, jedząc uzbierane słodycze. Mabel oczywiście miała już swój odlot i uznała, że dadzą kotu na imię Pan Scary. Brunet nie oponował.
Teraz patrzył na nocne niebo, a po chwili zauważył kota. Ten podszedł do niego i zwinął się w kłębek obok niego, przymykając oczy. Wydawał się mu bardzo zadowolony.
Siedzieli obaj, kot i chłopak, obok siebie. Po chwili chłopak się przemógł i położył dłoń na miękkim futerku.
Pogłaskał go.