-Sarah! No rusz w końcu tą swoją leniwą dupę!
Na te słowa szybko narzuciłam na siebie płasz i pośpiesznie udałam się do drzwi wejściowych.
-Widze że humor ci dzisiaj znowu nie dopisuje, co tato?- zapytałam z łobuzerskim uśmieszkiem-Bardzo śmieszne, młoda. Nie licz, że utrzymasz te praktyki jak będziesz się spóźniać.- odpowiedział mężczyzna idąc wolnym krokiem w stronę samochodu
Mój jakże kochany tatuś, Hank Anderson. Niegdyś najlepszy porucznik w całym Detroit, jednak pewne sytuacje wpłynęły na niego nieodwracalnie...
-Sarah, nie mam całego dnia!-krzyknął wsiadając do auta
-Już idę!
Dwa lata temu skończyłam najlepsze liceum w mieście, jednak nie wiedziałam co chce robić dalej. To nie podobało sie mojemu tacie, oj bardzo. Uważał że muszę w końcu dorosnąć. Dlatego też postanowiłam pójść w jego ślady. Nie wiem w sumie jakim cudem, ale udało mi sie przejść kwalifikacje i od dzisiaj mogę zacząć praktyki w jego miejscu pracy. No jednak wiem dlaczego mi sie udało, samo nazwisko dało mi wielką przewagę. Postaram sie jednak pokazać im wszystkim, że sama też jestem dobra. Bez pomocy taty...
(...)
-Posłuchaj Hank mam dość tej twojej wiecznej nieobecności na komisariacie!- krzyknął kapitan Fowler
Miłe rozpoczęcie przygody w nowej pracy, nie ma co. No, ale w sumie tata jest sam sobie winny. Czasami naprawdę już przesadza z alkoholem. Martwie się o niego coraz bardziej.
-Kurwa, przecież dzisiaj przyszedłem na czas!- odpowiedział tata
-Tylko i wyłącznie dlatego że twoja córeczka będzie miała tu praktyki! Zrozum Hank że ja mam ważniejsze rzeczy do roboty, niż pouczanie cię!- powiedział kapitan
-Gówno prawda! Sarah sama sobie da radę, bez mojej pomocy!- odpowiedział tata
-Oby tak było, Hank...- powiedział Fowler -A teraz idźcie już oboje i nie nawal znowu.
Tata wyszedł w pośpiechu z całej siły trzaskając drzwiami. Poczułam się bardzo niezręcznie przez tą całą sytuację.
-Miłego dnia, kapitanie.- powiedziałam na dowidzenia
-Ta i powodzenia Sarah, obyś nie skończyła jak twój ojciec...
Wyszłam z gabinetu Fowlera i udałam sie w stronę biurka taty. Siedział tam, a na jego twarzy było wymalowane "Nie zbliżaj sie jeśli ci kurwa życie miłe". Ja jednak wolę zaryzykować...
-Tato, dlaczego mi nie mówiłeś, że opuszczasz pracę? Czy ty znowu chodzisz po barach?- zapytałam
-Nie będziemy o tym teraz tutaj rozmawiać, Sarah...- odpowiedział
-Ty nigdy nie chcesz o tym rozmawiać!- krzyknęłam
-Nie krzycz na mnie i nie wtrącaj się!- odpowiedział wstając i podchodząc do mnie
-Tato, nie wierzę, przecież mi obiecałeś. Gdyby Cole...- zaczęłam
-Lepiej skończ, i nie wplątuj w to swojego brata!- powiedział odchodząc ode mnie i biorąc swoją kurtkę z wieszaka przy biurku
-Gdzie idziesz?- zapytałam
-Nie interesuj się...- odpowiedział- Nie czekaj na mnie.
Po tych słowach pośpiesznym krokiem wyszedł z posterunku. Nie mogąc już dłużej wytrzymać napływu emocji, pozwoliłam by po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. Zabolało mnie to jak mnie traktuje. Przecież ja chce dla niego jak najlepiej.
Po dłuższej chwili usiadłam na krześle przy biurku taty i zaczęłam przeglądać rzeczy na nim rozłożone. Jedyne co udało mi sie znaleźć to mnóstwo plakatów przeciwko androidom. Nie zdziwiło mnie to w sumie.
-Przepraszam?
Podskoczyłam przestraszona i spojrzałam się w kierunku z którego usłyszałam głos. Ujrzałam przed sobą dobrze zbudowanego mężczyzne o cudnych czekoladowych oczach. No nie powiem, był całkiem przystojny. Miał taką nieskazitelną twarz. A jego spojrzenie powodowało, że moje serce zaczęło bić szybciej.
-Tak, słucham.- odpowiedziałam wracając na ziemię
-Szukam porucznika Anderson'a, czy wie pani gdzie mogę go znaleźć?- zapytał
-A kto pyta?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Jestem Connor, android przysłany przez CyberLife. Zostałem przydzielony do współpracy z porucznikiem Anderson'em.- odpowiedział ze stoickim spokojem
W tym momencie, kiedy powiedział słowo "android" ujrzałam na jego skroni charakterystyczną diodę. W jednym momencie, całe zafascynowanie nim zmieniło sie w rozczarowanie.
-No cóż, ja jestem Sarah. Niestety, już go nie ma. Wyszedł niedawno.- odpowiedziałam
-A wie może pani gdzie go znajdę?- zapytał ponownie
-Niestety nie.- odpowiedziałam
-Trudno. Życzę miłego dnia, panienko Anderson.- powiedział
-Czekaj, skąd...
Nie zdążyłam o nic zapytać, gdyż android oddalił sie w stronę wyjścia z komisariatu.
-Miło było poznać.- powiedziałam sarkastycznie i wróciłam do przeglądania dokumentów ojca...
(...)
Zimno dało mi się we znaki i od razu po wejściu do domu poszłam do kuchni z myślą zrobienia sobie gorącej herbaty. Wracanie do domu autobusem zazwyczaj nie należy do przyjemnych, a już zwłaszcza wtedy kiedy można pojechać swoim autem. Jednak oczywiście tata jeszcze nie wrócił, a ja przcież musiałam jakoś dotrzeć do domu.
Woda zagotowała się, a ja zalałam nią kubek z woreczkiem zielonej herbaty. Wzięłam jakże wyczekiwany przeze mnie napój ratunku od zimna. Rozsiadłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Po chwili podszedł do mnie zaciekawiony Sumo. Psina od razu położyła mi głowe na kolanach, domagając się pogłaskania. Z przyjemnością wykonałam jego jakże uroczą prośbę.
Po paru minutach usłyszałam jak do domu ktoś wchodzi. Od razu spojrzałam w kierunku drzwi i ujrzałam mojego tate.
-Sarah, co ty jeszcze tutaj robisz, dlaczego nie śpisz?- zapytał nawet na mnie nie patrząc- Jest już 2:00 w nocy.
-Czekałam na ciebie.- odpowiedziałam
-Niepotrzebnie.- powiedział i udał sie w stronę swojej sypialni
-Tato, ja...- chciałam go przeprosić jednak nie zatrzymał sie na moje słowa
Kolejny raz mnie odtrąca, niemiłosiernie raniąc moje serce. Z samotną łzą spływającą po moim policzku udałam sie do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i schowałam twarz w poduszke, jak małe dziecko. Spojrzałam z tęsknotą na zdjęcie stojące na szafce. Była to fotografia przedstawiająca mnie, tate i mojego brata w dzień jego piątych urodzin. Wtedy ostatni raz widziałam tate tak naprawdę szczęśliwego...
-Cole... gdybyś nie odszedł, to wszystko wyglądałoby inaczej....
CZYTASZ
DWA ŚWIATY, JEDNO ŁĄCZĄCE UCZUCIE | D:BH | CONNOR FF
Fanfiction"-Przepraszam? Podskoczyłam przestraszona i spojrzałam się w kierunku, z którego usłyszałam głos. Ujrzałam przed sobą dobrze zbudowanego mężczyznę o cudnych czekoladowych oczach. No nie powiem, był całkiem przystojny. Miał taką nieskazitelną twarz...