12. USC.

1.2K 125 91
                                    

Słoneczna pogoda to dobra okazja, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Niestety Manhattan to Manhattan - ze względu na jakość powietrza, można było cieszyć się tylko słońcem i  wysoką, ale nie do przesady, temperaturą. Jednak to nie dlatego Will postanowił wyjść z domu, wyciągając przy okazji całą pozostałą ferajnę, od Bena po Panią O'Leary - miał nadzieję, że Nico się nie obrazi.

Kiedy Lily i Hazel zajęły się zabawą w piaskownicy, a suczka radośnie biegała między innymi psami w wyznaczonym miejscu, Will pociągnął Bena na ławkę. Przez chwilę panowała cisza, podczas której obaj wpatrywali się w dziewczynki budujące coś z piasku, aż w końcu Will zabrał głos jako pierwszy.

— A więc? Powiesz mi, co się dzieje?

— A co się ma dziać? — Ben nawet na niego nie spojrzał, co dodatkowo zirytowało Solace'a.

— Rzucasz ostatnio takimi tekstami, że aż boli. Wydaję się, jakbyś każdym słowem chciał sprowokować kłótnię. Twoja empatia do świata chyba umarła, albo chcesz, żebyśmy tak myśleli. Mam mówić dalej?

— Jeśli sprawia ci to frajdę. — McRoy wzruszył ramionami, całkowicie obojętny, w dalszym ciągu na niego nie patrząc. W takim stanie doprowadzał go do szału bardziej niż zazwyczaj. Nie wiedział, jak do niego dotrzeć, nie znał go aż tak dobrze. Cenił sobie jednak ich znajomość. Przez te wszystkie miesiące zdążył naprawdę polubić chłopaka i patrzenie na niego w takim stanie, próbującego zrazić do siebie wszystko i wszystkich, najzwyczajniej w świecie go bolało.

— Twoje zachowanie jest karygodne — ciągnął rzeczowym tonem. — Już pomijając, że Percy'ego to raczej nie rusza, bo on... Jest jaki jest, to Nico może boleć to co mówisz i jak się zachowujesz. Czy ciebie to naprawdę nie obchodzi? W końcu udajesz jego chłopaka, powinieneś-

Nie udaję, Solace! — warknął Ben, posyłając mu spojrzenie spode łba. Will zamilkł, lekko zaskoczony takim wybuchem złości. Uniósł lekko brwi. — Nie udaję — powtórzył chłopak, tym razem już spokojniej. Znów odwrócił głowę i zerwał kontrakt wzrokowy z blondynem. Osunął się na ławce i schował ręce do kieszeni bluzy, wlepiając spojrzenie gdzieś w dal. — Jestem jego chłopakiem. Wybrał mnie, pamiętasz?

— Ben...

Will nie wiedział, co powiedzieć. Zazwyczaj nie miewał takiego problemu. Nie był jakimś specjalistą, ale intuicyjnie wyczuwał, jak ktoś się czuje i zazwyczaj domyślał się, jakich słów użyć by podnieść kogoś na duchu. Ale Ben... Co miałby powiedzieć mu w tej sytuacji?

— Wiem, że on mnie nie kocha, Will — odezwał się nagle McRoy. Solace przebiegł wzrokiem po jego twarzy, próbując odgadnąć, o czym teraz myśli. Tymczasem Ben zaśmiał się, jednak w tym śmiechu nie było ani krzty wesołości. Gorycz, jaka od niego biła, sprawiała, że Will miał ochotę go przytulić. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, mimo że nie mógł tego zagwarantować. — Oczywiście, że on mnie nie kocha. On od początku... Kochał Jacksona. Mógł stracić wspomnienia, ale wystarczy, że ten debil będzie sobą, żeby Nico zakochał się w nim od nowa. Dlaczego? Co jest w nim takiego niezwykłego?! — słowa wylewały się z niego, a Will milczał, pozwalając mu mówić. — Jestem lepszą opcją, jakby na to nie spojrzeć. Nigdy go nie skrzywdzę, tak, jak to zrobił Percy. Nigdy nie zabawię się nim, jak Percy. I chuj mnie to obchodzi, że nie był sobą. Nico tego nie wiedział. Dla niego... To wszystko tak bardzo go bolało — ściszył głos. — A potem prawie umarł. I byłem jedynym, którego pamiętał. To było pocieszające, wiesz? Wiedzieć, że nie pamięta Jacksona, ani tego, jaki byłem przez ten czas w liceum. I mimo że nie pamiętał też tych dobrych chwil, zaufał mi. A ja to wykorzystałem, wmówiłem mu, że jesteśmy parą. Dzięki temu miał we mnie stabilizację. Wiedziałem, że jej potrzebuje. — Zacisnął usta, gdy jego głos zaczął drżeć. Dopiero po chwili kontynuował. — Nie znał was ani nie pamiętał dobrze swojego własnego domu. Byłem jedynym niezmiennym elementem jego życia. Chwycił się mnie jak kotwicy, a ja nie wyjaśniłem mu niczego. Ale jego wspomnienia wracają, wiesz? Ostatnio coraz szybciej i w większych ilościach. Wkrótce sobie przypomnieć, a wtedy... Znienawidzi mnie — uśmiechnął się smutno, wpatrując się w czubki swoich butów. — Dlatego, że ostatecznie potraktowałem go tak samo jak Percy. I, w przeciwieństwie do niego, zrobiłem to całkowicie świadomie.

✓ Love Me || PercicoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz