Zabini szperał wśród półek w jednym ze sklepów na Pokątnej. Szukał magicznego proszku z limitowanej edycji, na który czekał bardzo długo. Chciał to zabrać do Hogwartu i pokazać Pansy. Spodobałoby jej się. Iskierce też. Po rozsypaniu proszku w miejscu rzucenia pojawiała się imitacja skrawka gwiezdnego nieba. Gdy wypatrzył ciemną puszkę z ogromną gwiazdą, wyciągnął po nią ręką, aż nie zauważył, że się o kogoś opiera. Kogoś bardzo niskiego, kto pojawił się tuż przed nim. Cofnął się zakłopotany.
- Nie zauważyłem cię, przepraszam - powiedział, drapiąc się po karku.
- Nic nie szkodzi - odparła dziewczyna. - Ciebie też interesuje astronomia? Lubisz oglądać gwiazdy? To tak, jak ja. - Uśmiechnęła się uroczo, a Blaise miał wrażenie, że skądś zna tę dziewczynę.
Srebrzyste włosy opadały na prawe ramię. Spod szalika wystawał brukwiowy naszyjnik, co wydało mu się niedorzeczne. Jeszcze bardziej zainteresowała go zdrowa, ale bardzo blada cera. Niezła, przyznał w myślach.
- Jeżeli chcesz możesz wziąć tę ostatnią puszkę - wyrwała go z zamyśleń. - Jesteś Blaise Zabini, prawda? Przyjaciel Harley?
Chłopak zmieszał się, gdy usłyszał swoje imię, a potem imię przyjaciółki. Przechylił głowę, wciąż obserwując tę delikatną istotę.
- Jestem Luna Lovegood. - Wyciągnęła do niego dłoń, którą Blaise szybko złapał i ucałował, jak dżentelmen. Matka zawsze zwracała mu uwagę na stosunek, z jakim obnosi się do kobiet. - Z Ravenclawu.
Ach, no tak! Skarcił się w myślach. Przecież to ta Pomyluna, o której wielu mówi, że ma nierówno pod sufitem. Nie miała specjalnie wielkiej głowy, peruki, czy sztucznych kończyn, więc wydawała się na pierwszy rzut oka normalna. W dodatku odstąpiła mu jego wymarzone gwiazdy w proszku. Sympatyczna, pomyślał, kiedy sięgnął po puszkę.
Dziewczyna ciągle mu się przyglądała z tym łagodnym, niewinnym wyrazem twarzy. Jak można było tak paskudnie wyrażać się o kimś, kto miał niemal niebiańską urodę. Krukonka przypadła mu do gustu. Jego zdaniem wydawała się piękniejsza niż Harley, która też była niczego sobie, ale nic w tym kierunku nie robił, w końcu Gryfonka wyznała mu, że jest zakochana w Malfoy'u. Swoją drogą sam uważał, że byliby dobrą parą, gdyby nie to, że Draco oszalał na punkcie zmarłej przed laty Alice.
- No tak! Teraz cię kojarzę! - zawołał. - Wybacz, zwykle nie zwracam uwagi na ludzi spoza swojego otoczenia.
- Nic nie szkodzi. Muszę już iść, gdzieś powinien być ochronny amulet przed gnębiwtryskami - szepnęła, przysłaniając lekko usta. - Miło było cię poznać, do zobaczenia w Hogwarcie i... wesołych świąt. - Wyciągnęła z koszyka, który miała zawieszony na przedramieniu, kolorowego lizaka. - Proszę, to dla ciebie.
Blaise zbaraniał na dłuższą chwilę. Zapomniał, jak się mówi, bo wypadło mu z głowy, by podziękować. Kiedy się obudził, dziewczyna już poszła w inną alejkę. Przecież nie będzie za nią biec, aby podziękować za głupiego lizaka... Jeszcze raz popatrzył na zdobyty produkt.
- Wesołych... - mruknął do siebie.
*****
Malfoy siedział w salonie, błądząc myślami wokół powierzonego mu zadania. Od samego początku bał się tego, co nadejdzie. Czasem sądził, że to naprawdę może go przerosnąć, ale nie miał wątpliwości, aż do teraz. Co się zmieniło? Przeszłość się odezwała. Od sześciu lat nie padło imię Alice, ani żadnej wzmianki o niej, poza krótkich rozmów z matką, kiedy to jechali na grób. Mógł zamknąć ten rozdział w swoim życiu, a jednak nie potrafił - czuł, że nie powinien chować Alice w swoim sercu, ale nie powinien też pozwalać sobie o niej zapomnieć. Chciał pamiętać, że kiedyś żyła sobie Alice Manson, dziewczynka, która we wszystkim widziała dobro. Czy, gdyby żyła i widziała, do czego on się szykuje... bardzo ją by tym do siebie zraził? Znienawidziłaby go? Gardziła nim? Bała się go, bo został Śmierciożercą?
Draco...
Pansy i Blaise choć też bardzo lubili Alice, nie mówili o niej od czasu pogrzebu, ostatni raz w święta zaraz po nim. To przez tę Gryfonkę, pomyślał. Zaczęła się panoszyć po Hogwarcie i, wbrew jego woli, w jego głowie. Wparowała mu do życia w ciężkich butach i rozkopywała najboleśniejsze wspomnienia. Nie miała oporów pytać Alice, ani też o niej rozmawiać. W pewnym stopniu był jej wdzięczny, że nie mógł przez nią zapomnieć, ale powracający ból, go przytłaczał.
- W co ty pogrywasz, Benson? - spytał samego siebie, ukrywając twarz w dłoniach.
Jego ojciec był dumny, że Czarny Pan wybrał jego, matka przerażona do tego stopnia, że zmusiła Severusa do złożenia Wieczystej Przysięgi, ale Alice? Ona by tego nie pochwalała. Była zawsze delikatna i kiedy on stał w cieniu, ona kroczyła w pełnym słońcu dnia, wyciągając do niego rękę, ale teraz jej nie było. Blaise wiele razy mu mówił, że powinien znaleźć sobie dziewczynę, bo wiele robi do niego maślane oczy, ale odtrącał tę myśl. Podobnie jak odtrącił Pansy, która mimo to nadal przy nim była.
Ale serce zostało zamknięte i pochowane wraz z niedoszłą uczennicą Hogwartu, którą szczerze pokochał.
Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął małego aniołka na cienkim łańcuszku, przyglądał mu się uważnie, ale obchodził się z nim delikatnie, nie chcąc go zniszczyć, byle mocniejszym chwytem. Uśmiechnął się lekko do siebie, a potem podwinął lewy rękaw koszuli do łokcia, znowu krzywiąc się. Kontrast aniołka i mrocznego znaku... przerażające. Czy mógł jeszcze zawrócić? Dobrze wiedział, że to już niemożliwe. Nie, od kiedy znak znalazł się na jego ciele.
- Przeklęta Gryfonka... - mruknął, wstając z kanapy.
Nogi miał, jak z waty, ale zdecydował się przejść do Pokoju Życzeń, tym razem nie chcąc zobaczyć głupiej szafy, ale... Salon Meyling.
*****
Harley zachwycała się ,,Opowieścią o trzech Braciach'' z Baśni Barda Beedle'a. Siedziała w salonie Gryffindoru, tuż przy kominku, wtulając od czasu do czasu nos w pięknie pachnący szalik pewnego Ślizgona. Zapewne, gdyby ją teraz zobaczył, jak bardzo cieszy się jego zapachem, padłby ze śmiechu, ale dla niej to uczucie było nie do opisania. Szalik i zapach właściciela dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Za kilka dni Nowy Rok... potem kilka tygodni i koniec Hogwartu, a wtedy maska opadnie. Czy powinna Draconowi powiedzieć wcześniej, czy tuż przed zniknięciem.
Nagle do Wieży Gryffindoru wbiegł niski chłopiec.
- Harley, tak? - Złapał się za szyję, by sprawdzić, czy oddycha, co wyglądało komicznie. - Na Merlina...
- To ja.
- Profesor Annafolz wróciła do Hogwartu i prosi, abyś natychmiast wstawiła się w jej gabinecie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Czemu nikt nie powiedział, że Hilde wróci przed Nowym Rokiem. Wywróciła oczami i wybiegła z Pokoju wspólnego, z nadzieją, że ciotka nie ma specjalnie złych wieści, skoro wróciła wcześniej.
CZYTASZ
Avada Kedavra ✔
FanfictionTRWA POPRAWA BŁĘDÓW TRYLOGIA ZAKLĘĆ NIEWYBACZALNYCH - 1 tom ,,Gdy jedno zaklęcie odbierze ci wszystko, to jedno zaklęcie może ocalić ci życie''. Rodzina Manson, którą niegdyś łączyły bliskie relacje z rodem Blacków i Malfoy'ów pewnej nocy zos...