„OKROPNA” BYŁO IDEALNYM słowem, by opisać pogodę. Okropna.
— Zamierzasz iść do szkoły w taką pogodę?
Odwróciłam się, by zobaczyć, jak Enzo do mnie podchodzi.
— Nie powinieneś chodzić! Chodź, zaprowadzę cię do łóżka — zawołałam.
— Wszystko dobrze — powiedział, próbując przekonać mnie, że ma rację pomimo tego, że był cały zapocony i wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć.
— Nie, wcale nie. Chodź.
Westchnął i pozwolił mi poprowadzić się do łóżka.
— Naprawdę nie chcę być samolubny, ale naprawdę musisz iść do szkoły? — spytał, patrząc na mnie błagalnie.
— Obawiam się, że tak, Enzo. Ale kiedy wrócę do domu, to możemy razem poczytać książkę, dobrze?
— Brzmi fajnie.
Posłałam mu uśmiech, a następnie szybko przytuliłam i wyszłam do szkoły.
☁
Po drodze zaszłam na Zielone Wzgórze po Anię, żebyśmy razem mogły pójść do szkoły. Jednakże, gdy się tam pojawiłam, nie zauważyłam dziewczyny, tylko rozmawiających Mateusza i Jerry'ego. Podeszłam do nich.
— Dzień dobry — przywitałam się. — Któryś z was wie może, gdzie jest Ania?
— Ania poszła do szkoły z Dianą. Powiedziała, że jej przykro, ale jest zbyt leniwa, by na ciebie czekać — wytłumaczył mężczyzna.
— Och, oczywiście. — Zaśmiałam się.
— Zawsze chodzisz z nią do szkoły?
— Tak... Ale to nic.
— Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz — zaoferował Jerry.
— To bardzo miłe z twojej strony, ale na pewno masz dużo pracy.
Nagle Mateusz podniósł się ze schodka.
— Jerry, idź odprowadzić Ninę do szkoły. Ja zacznę pracować.
— Dobrze. — Chłopak skinął głową. — Chodźmy.
Posłał mi szeroki uśmiech, a tuż po tym zaczęliśmy iść do szkoły.
☁
Dotarliśmy na miejsce, dyskutując o tym, czy powinien nauczyć mnie francuskiego, czy ja powinnam nauczyć go włoskiego. To był dość głupi temat, ale również zabawny. Jerry był miłym chłopakiem i łatwo dało się z nim nawiązać rozmowę, nie dało się z nim nudzić. Rozmawialiśmy o wszystkim i niczym.
— Więc... — Popatrzyłam na niego. — Już jesteśmy. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
— Nie ma za co — odparł.
Przez chwilę niezręcznie staliśmy, wpatrując się w swoje twarze. Wtedy przeszkodził nam głos.
— Nina! — Pojawił się jeden i jedyny Gilbert Blythe.
Po chwili chłopak do nas podbiegł.
— Kto to? — spytał cicho Jerry, zanim brunet do nas dotarł.
— Przyjaciel — powiedziałam szybko.
Mówiąc szczerze, spotkanie z Gilbertem po wczorajszym dniu napawało mnie nerwami. Nigdy nie lubiłam otwierać się przy ludziach, byłam dość nieśmiała.
— Witaj — powiedziałam. — Jak się masz?
— Dobrze, a ty? — spytał.
— W porządku — odpowiedziałam, szybko zauważając, jak chłopcy mierzą się wzrokiem. — Gilbert, to jest Jerry Baynard, mój dobry przyjaciel. Jerry, to jest Gilbert Blythe, mój przyjaciel.
— Powinienem już wracać na Zielone Wzgórze... — zauważył Baynard.
— Chyba masz rację. Dziękuję za odprowadzenie mnie, Jerry. To bardzo miło z twojej strony — podziękowałam i pocałowałam go w policzek.
— Przyjemność po mojej stronie — odparł, rumieniąc się. — Miłego dnia w szkole.
Odwróciłam się do Gilberta, by zobaczyć, jak on wpatruje się we mnie. Przeskakiwał wzrokiem ze mnie na odchodzącego już Jerry'ego.
— Ty i Jerry jesteście razem?
— Razem? Jerry i ja? — Prychnęłam. — Gilbert, nie bądź niedorzeczny.
— Wyglądaliście jak para — wytłumaczył.
— Naprawdę?
— Tak. Patrzyliście na siebie z... Pożądaniem.
— Pożądaniem?
— Pożądanie, inaczej pragnienie czegoś lub kogoś.
— Wiem, co to znaczy, nie jestem głupia. Dlaczego myślisz, że chciałabym być z Jerrym?
— Nie wiem. Po prostu wywnioskowałem po sposobie, w jaki na siebie patrzycie i po tym, jak pocałowałaś go w policzek.
Tuż po tych słowach Gilbert spuścił głowę i wbił wzrok w ziemię, co mnie zaskoczyło. Czy on był zazdrosny? Już miałam zapytać, czy coś jest nie tak, gdy podeszła do nas Ania.
— Nina, tutaj jesteś. Długo ci to zajęło. Chodź, wejdźmy do środka — odezwała się, ciągnąc mnie za rękę.
Gdy tylko wkroczyłyśmy do budynku, dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
— Czyli Jerry, huh? — spytała.
— Co z Jerrym? — Najpierw Gilbert, teraz Ania.
— Wyglądaliście jak para — wyjaśniła.
— Naprawdę?
Rudowłosa pokiwała głową.
— Gilbert powiedział to samo — oznajmiłam. — Wyglądał przy tym na trochę zazdrosnego. Myślisz, że tak było?
Miałam nadzieję, że to ona da mi odpowiedź, której potrzebowałam.
— Chyba podobasz się Gilbertowi — wyjawiła, a ja popatrzyłam na nią zaskoczona. — To znaczy, zawsze patrzy na ciebie, kiedy tylko odwrócisz wzrok. Zawsze stara się wywołać twój śmiech. To dość oczywiste.
— Gilbert? Mnie lubi? — zaczęłam, oszołomiona przez nowe informacje. — Dlaczego?
— Co masz przez to na myśli?
— Nie ma we mnie niczego, co można by lubić. Nie jestem ładna jak Diana, nie jestem mądra jak ty, troskliwa jak Janka, ani urocza jak Ruby.
Zawsze miałam problemy z samooceną. Zaczęłam cicho szlochać, kiedy tylko Ania zaciągnęła mnie do kąta.
— Nawet tak nie mów, Nina — rozkazała. — Jesteś piękną, mądrą, silną dziewczyną. Jesteś jedną z najbardziej troskliwych osób, jakie znam, zawsze przestawiasz dobro innych ponad swoje. Masz ogromne, ciepłe serce. Wszyscy cię kochają i wszyscy chcą być tobą, bo jesteś niesamowita. Nigdy nie myśl o sobie w inny sposób, dobrze?
— Dobrze.
CZYTASZ
CANDY SKIES ━ GILBERT BLYTHE
Fanfiction❝ niebo z waty cukrowej, dlaczego nie możesz być moje? ❞ © univrsalize | 2018-2019