nawet, kiedy pada.

3.7K 209 139
                                    

                 „OKROPNA” BYŁO IDEALNYM słowem, by opisać pogodę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                 „OKROPNA” BYŁO IDEALNYM słowem, by opisać pogodę. Okropna.

— Zamierzasz iść do szkoły w taką pogodę?

Odwróciłam się, by zobaczyć, jak Enzo do mnie podchodzi.

— Nie powinieneś chodzić! Chodź, zaprowadzę cię do łóżka — zawołałam.

— Wszystko dobrze — powiedział, próbując przekonać mnie, że ma rację pomimo tego, że był cały zapocony i wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć.

— Nie, wcale nie. Chodź.

Westchnął i pozwolił mi poprowadzić się do łóżka.

— Naprawdę nie chcę być samolubny, ale naprawdę musisz iść do szkoły? — spytał, patrząc na mnie błagalnie.

— Obawiam się, że tak, Enzo. Ale kiedy wrócę do domu, to możemy razem poczytać książkę, dobrze?

— Brzmi fajnie.

Posłałam mu uśmiech, a następnie szybko przytuliłam i wyszłam do szkoły.





                Po drodze zaszłam na Zielone Wzgórze po Anię, żebyśmy razem mogły pójść do szkoły. Jednakże, gdy się tam pojawiłam, nie zauważyłam dziewczyny, tylko rozmawiających Mateusza i Jerry'ego. Podeszłam do nich.

— Dzień dobry — przywitałam się. — Któryś z was wie może, gdzie jest Ania?

— Ania poszła do szkoły z Dianą. Powiedziała, że jej przykro, ale jest zbyt leniwa, by na ciebie czekać — wytłumaczył mężczyzna.

— Och, oczywiście. — Zaśmiałam się.

— Zawsze chodzisz z nią do szkoły?

— Tak... Ale to nic.

— Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz — zaoferował Jerry.

— To bardzo miłe z twojej strony, ale na pewno masz dużo pracy.

Nagle Mateusz podniósł się ze schodka.

— Jerry, idź odprowadzić Ninę do szkoły. Ja zacznę pracować.

— Dobrze. — Chłopak skinął głową. — Chodźmy.

Posłał mi szeroki uśmiech, a tuż po tym zaczęliśmy iść do szkoły.





                Dotarliśmy na miejsce, dyskutując o tym, czy powinien nauczyć mnie francuskiego, czy ja powinnam nauczyć go włoskiego. To był dość głupi temat, ale również zabawny. Jerry był miłym chłopakiem i łatwo dało się z nim nawiązać rozmowę, nie dało się z nim nudzić. Rozmawialiśmy o wszystkim i niczym.

— Więc... — Popatrzyłam na niego. — Już jesteśmy. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.

— Nie ma za co — odparł.

Przez chwilę niezręcznie staliśmy, wpatrując się w swoje twarze. Wtedy przeszkodził nam głos.

— Nina! — Pojawił się jeden i jedyny Gilbert Blythe.

Po chwili chłopak do nas podbiegł.

— Kto to? — spytał cicho Jerry, zanim brunet do nas dotarł.

— Przyjaciel — powiedziałam szybko.

Mówiąc szczerze, spotkanie z Gilbertem po wczorajszym dniu napawało mnie nerwami. Nigdy nie lubiłam otwierać się przy ludziach, byłam dość nieśmiała.

— Witaj — powiedziałam. — Jak się masz?

— Dobrze, a ty? — spytał.

— W porządku — odpowiedziałam, szybko zauważając, jak chłopcy mierzą się wzrokiem. — Gilbert, to jest Jerry Baynard, mój dobry przyjaciel. Jerry, to jest Gilbert Blythe, mój przyjaciel.

— Powinienem już wracać na Zielone Wzgórze... — zauważył Baynard.

— Chyba masz rację. Dziękuję za odprowadzenie mnie, Jerry. To bardzo miło z twojej strony — podziękowałam i pocałowałam go w policzek.

— Przyjemność po mojej stronie — odparł, rumieniąc się. — Miłego dnia w szkole.

Odwróciłam się do Gilberta, by zobaczyć, jak on wpatruje się we mnie. Przeskakiwał wzrokiem ze mnie na odchodzącego już Jerry'ego.

— Ty i Jerry jesteście razem?

— Razem? Jerry i ja? — Prychnęłam. — Gilbert, nie bądź niedorzeczny.

— Wyglądaliście jak para — wytłumaczył.

— Naprawdę?

— Tak. Patrzyliście na siebie z... Pożądaniem.

— Pożądaniem?

— Pożądanie, inaczej pragnienie czegoś lub kogoś.

— Wiem, co to znaczy, nie jestem głupia. Dlaczego myślisz, że chciałabym być z Jerrym?

— Nie wiem. Po prostu wywnioskowałem po sposobie, w jaki na siebie patrzycie i po tym, jak pocałowałaś go w policzek.

Tuż po tych słowach Gilbert spuścił głowę i wbił wzrok w ziemię, co mnie zaskoczyło. Czy on był zazdrosny? Już miałam zapytać, czy coś jest nie tak, gdy podeszła do nas Ania.

— Nina, tutaj jesteś. Długo ci to zajęło. Chodź, wejdźmy do środka — odezwała się, ciągnąc mnie za rękę.

Gdy tylko wkroczyłyśmy do budynku, dziewczyna odwróciła się w moją stronę.

— Czyli Jerry, huh? — spytała.

— Co z Jerrym? — Najpierw Gilbert, teraz Ania.

— Wyglądaliście jak para — wyjaśniła.

— Naprawdę?

Rudowłosa pokiwała głową.

— Gilbert powiedział to samo — oznajmiłam. — Wyglądał przy tym na trochę zazdrosnego. Myślisz, że tak było?

Miałam nadzieję, że to ona da mi odpowiedź, której potrzebowałam.

— Chyba podobasz się Gilbertowi — wyjawiła, a ja popatrzyłam na nią zaskoczona. — To znaczy, zawsze patrzy na ciebie, kiedy tylko odwrócisz wzrok. Zawsze stara się wywołać twój śmiech. To dość oczywiste.

— Gilbert? Mnie lubi? — zaczęłam, oszołomiona przez nowe informacje. — Dlaczego?

— Co masz przez to na myśli?

— Nie ma we mnie niczego, co można by lubić. Nie jestem ładna jak Diana, nie jestem mądra jak ty, troskliwa jak Janka, ani urocza jak Ruby.

Zawsze miałam problemy z samooceną. Zaczęłam cicho szlochać, kiedy tylko Ania zaciągnęła mnie do kąta.

— Nawet tak nie mów, Nina — rozkazała. — Jesteś piękną, mądrą, silną dziewczyną. Jesteś jedną z najbardziej troskliwych osób, jakie znam, zawsze przestawiasz dobro innych ponad swoje. Masz ogromne, ciepłe serce. Wszyscy cię kochają i wszyscy chcą być tobą, bo jesteś niesamowita. Nigdy nie myśl o sobie w inny sposób, dobrze?

— Dobrze.

CANDY SKIES ━ GILBERT BLYTHEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz