- Nowy rok, nic nowego... - mówię patrząc na siebie w lustrze. Nigdy nie podobał mi się mój wygląd. Mam ciemno brązowe włosy, sięgające lekko za ramiona, szczupła, ale nie chuda sylwetka o kobiecych kształtach. Dzisiaj odbywa się rozpoczęcie roku szkolnego, a dokładniej 7 klasy. Zapomniałabym się przedstawić, przepraszam... Jestem Sara Inga Jones. Drugie imię mam po mamie, nienawidzę szmaty. Wychodzę z domu kiedy moja mama i brat znów drą się na siebie od samego rana. Pośpiesznie wychodzę z mojego bloku i zakładam słuchawki na uszy, żeby posłuchać smętnej muzyki, która idealnie pokazuje moją nędzną egzystencje na tym spierdolonym świecie. Przegryzam wargę i rozglądam się po ulicy, mając dylemat czy iść na nogach czy pojechać autobusem. Nienawidzę komunikacji miejskiej, tylu ludzi smutnych, wesołych, fałszywych Paryż tych dobrych. Szybko odtrącając mniej przyjemną opcje skręcam w prawo. Słońce pięknie świeci na liście podkreślając ich nienaturalnie zieloną barwę...
💀💀💀💀💀💀💀💀💀
- Sara!! - słyszę krzyk kiedy podchodzę pod szkole. Odwracam się i widzę Kaję, fałszywa dwulicowa szmata.
- Co? - odpowiadam nie chętnie, czując że zaraz zasypie mnie tysiącami plotek o zerowej wartości
- Nie uwierzysz - powiedziała jeszcze bardziej podekscytowany głosem niż zawsze, nie powiem teraz mnie już to trochę zaciekawiło - Do naszej klasy dołączy 3 mega przystojnych chłopaków!!! - piszczy na cały korytarz, a przewracam oczami z poirytowaniem wypisanym na twarzy
- Kaja, nie przejmuj się tak - powiedziałam z wrednym u śmieszkiem - I tak nie zwrócą na ciebie uwagi, nie jesteś dziewczyną którą interesują się chłopcy - powiedziałam "troskliwym" głosem babuni, a następnie ruszyłam e stronę klasy. Nigdy nie byłam zbyt miła, ale zawsze dużo osób mnie lubiło, mam coś co przyciąga ludzi. Ale mimo to dla najbliższych skoczyłabym w ogień
