Zimna woda, w której się umył, zdziałała jednak cuda, choć wywołała niemiłą gęsią skórkę. Mimo to wróciła mu część sił i chęci do życia. Zdołała również wymazać z pamięci to, czego tak bardzo się wstydził.
Teraz, czysty i przebrany w świeże ubrania, pomaszerował raźnym krokiem w stronę jadalni. Był głodny jak nigdy, więc jego myśli zaprzątało tylko co Petra przygotowała dziś do jedzenia. Nie dziwiło go nawet to, że nie spotkał nikogo po drodze, choć wiedział, że wcale się nie spóźnił. Niczego nie podejrzewając, pchnął drzwi do jadalni.
Momentalnie rozległ się hałas szurających po ziemi krzeseł i wnet rozbrzmiało gromkie ,,sto lat!". Stanął jak wryty i wpatrzył się w cały oddział stojący niemal na baczność przed nim.
- Ale ma minę - zaśmiała się Hanji i poprawiła swoje okulary. - Kompletnie zapomniał!
- Zapomniałem...? - powtórzył niepewnie.
- Masz dziś urodziny, idioto - poinformował go obojętnym tonem Levi.
Olśniło go. Racja! Tak był tym wszystkim przejęty, tą pracą, przeprowadzką na zamek, zemstą na tytanach, że kompletnie stracił poczucie czasu. Nie bardzo interesowało go to, jaki jest dziś dzień, bo miał za dużo obowiązków na głowie. A oni jednak pamiętali, choć nie musieli. I zebrali się tutaj wszyscy co do jednego; uśmiechnięci szeroko i przyjaźnie.
- Prawie wszyszcy - mimika kaprala jak zwykle nie wyrażała nic.
- Wszystkiego najlepszego, Eren! - krzyknęła radośnie Petra, trzymając w dłoniach dosyć spory tort z szesnastoma świeczkami i jego imieniem wypisanym czekoladą.
Posypały się życzenia i prezenty. Nie były one może kosztownościami, ale w chłopcu rozpaliły wielką radość.
Żałował tylko że nie było z nim teraz Mikasy i Armina.
Zasiedli do stołu, a Petra wzięła się za krojenie swojego wypieku. Auruo wtrącił swoje trzy grosze, przez co po raz kolejny został przez dziewczynę skarcony, przypominając mu, by nienaśladował Levi'ego, gdyż wcale mu to nie wychodzi. Skończyło się to śmiechem całej kompani.
Eren czuł ssie w tym momencie szczęśliwy, zrozumiał, że jest częścią tej drużyny, którą początkowo uważał za klub szaleńców. Widział, że wszyszcy go akceptują, że ich rezerwa w stosunku do niego i jego umiejętności powoli topnieje. Cieszyło go to.
Zaraz jednak od stołu wstała Hanij i wróciła po chwili z butelką szampana w dłoni. Bez zastanowienia otworzyła ją, korek wystrzelił z impetem i uderzył o ścianę.
- On jest za młody, wariatko - odezwał się chłodno kapral, gdy kobieta nalewała musującego wina do szklanki zaskoczonego Erena.
- Oh, cicho już bądź, marudo - uśmiechnęła się szeroko i wyprostowała, gdy naczynie chłopca był i już pełne. - jest wystarczająco dorosły. Poza tym kilka kropel alkoholu mu nie zaszkodzi.
Levi prychnął słysząc jej słowa.
- w dodatku - kontynuowała Hanji ignorując zachowanie przełożonego - będzie to ciekawym doświadczeniem. Wpływ alkoholu na tytana!
Zielone oczy bruneta rozszerzyły się znacząco, gdy znów dostrzegł bluzkę zza okularów kobiety. Ona sobie nigdy nie odpuści, wiedział to. Co i rusz wyszukiwała nowych sposobów na eksperymenty.
- jesteś kompletnym świtem - skomentował obojętnie kapral i upił łyk whisky, którą już wcześniej sobie przygotował, trzymając szklankę w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Levi ma rację, Hanji- wtrąciła cicho Petra.
- Daj już spokój! - burknęła, nakładając szampana innym. - chłopak ma dziś urodziny, czyż nie?
Chwile potem wszystkie szklanki uniosły się w górę w toaście. Eren zawahał się, ale jednak toastu dopełnił.
Upijając jednak kwaśnego trunku widział wlepione w niego spojrzenie kaprala. Mógł przysiąc, że czarnowłosy uniósł na moment wyżej szklankę, którą trzymał już niemal przy ustach, jakby chciał mu życzyć zdrowia osobno niż cała reszta.
Nie był tego jednak pewien, mogło mu się przewidzieć.
Alkohol rozlał się w nim przyjemnym ciepłem, nie był obrzydliwy jak ten, którym poczęstował go wcześniej dowódca Pixis.
Kobaltowe tęczówki obserwowały go uważnie, za każdym razem, gdy unosił naczynie do ust. Krępowało go to trochę, przywołując to dziwne uczucie w żołądku.WIELKI POWRÓT!