-7 lat później-
- Ash błagam Cię powiedz mi, że wiesz gdzie położyłam te cholerne klucze?! - biegałam po mieszkaniu jak opętana, ale co miałam na to poradzić skoro miałam dziesięć minut na dostanie się do swojej pracy, a dojazd tam z naszego lokum trwa conajmniej piętnaście.
- Kochanie, są tam gdzie zawsze - zaśmiał się, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki - Na blacie w kuchni obok wazonu od Twojej mamy.
Uśmiechnęłam się, cicho dziękując, po czym szybko wybiegłam z mieszkania. Na szczęście po drodze nie było żadnych korków więc może uda mi się wejść niezauważanie do recepcji, podbić tą głupią kartę i udawać, że wcale nie zaspałam kolejny raz w tym samym tygodniu. Gdy tylko udało mi się zaparkować, wetknęłam głowę przez drzwi wejściowe i gdy stwierdziłam, że w polu mojego widzenia nie znajduje się nikt z moich przełożonych szybko wbiegłam do budynku. Podbicie karty, kolejne szybkie spojrzenie, bieg do windy i jakimś cudem udało mi się dotrzeć do swojego biura. Odetchnęłam dopiero w momencie, w którym usiadłam przy biurku. Miałam dziś mało papierkowej roboty, ponieważ większość udało mi się zrobić wczoraj ale i tak nie obędzie się bez godziny wydzwaniania po innych biurach by upewnić się, że wszystko idzie dobrze. Zajmowałam się rzeczami prostymi. Czasem podrzucali mi stosy papierów do przejrzenia i poprawy, konsultowałam się z naszymi klientami i pilnowałam by inne oddziały nie narozrabiały gdy nie ma szefów. Firma, w której pracowałam zajmowała się wszystkim po trochu. Od wydawania książek po pokazy mody. Mieliśmy zacne grono szefów, którzy byli braćmi. Jest ich czworo, a każdy ma inną osobowość i zainteresowania, dlatego w naszej firmie tak często panował istny chaos i gdyby nie ja oraz Michael, który pracował w innym budynku nie dałoby się tu spokojnie pracować. Pracę tu zaczęłam na pierwszym roku studiów i tak zostałam, trochę zasiedziana i bez większych perspektyw. Jednak nie przejmowałam się tym zbytnio, lubiłam tą pracę i według wielu osób byłam dobrym pracownikiem. Oczywiście byłabym jeszcze lepsza gdyby nie moje spóźnialstwo. Jednak czy można było mnie winić? Od pewnego czasu mam pełno na głowie.
Na studiach mieszkałam ze swoimi przyjaciółmi. Czasem w naszym czteroosobowym mieszkaniu brakowało nam miejsca. Chłopcy lubili sobie spraszać dziewczyny, a ja cóż. Na pierwszym roku poznałam Ashtona i trochę na złość Lukowi, który był jego przyjacielem, zaczęłam się z nim umawiać. Na początku nie było to nic niezwykłego ale z czasem najzwyczajniej w świecie zakochałam się w nim. Przebywał u nas tak często, że postanowiliśmy razem zamieszkać po roku naszego związku. Nasze pierwsze mieszkanie załatwili nam moi rodzice, było małe i dość obskurne ale przecież chodziło jedynie o to żeby być razem. Teraz gdy oboje mieliśmy stałą pracę i jesteśmy pewni, że nasz związek to coś poważnego postanowiliśmy zainwestować w nasze własne mieszkanie, pomiędzy moją, a jego pracą. Jakiś czas temu Ash mi się oświadczył. Kocham go więc dlaczego miałam odmówić, jednak nie można powiedzieć, że nie męczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie dlatego, że zrobiłam coś o czym nie wiedział. Mówiliśmy sobie wszystko, lecz skąd mogłam wiedzieć, że tak szczeniackie zauroczenie będzie wciąż siedzieć w mojej głowie nawet po siedmiu latach. Luke wciąż był jedną z najważniejszych osób w moim życiu, jednak po tym jak złamał mi serce nie potrafiłam mu tego powiedzieć. Byliśmy przyjaciółmi i dogadywaliśmy się świetnie, jednak nigdy już nawet nie próbowałam mu wyznać swoich uczuć. Trzymałam je w sobie i walczyłam o to, by nikt już nie zauważył jak moje serce drga na jego widok. Luke miał wiele przelotnych związków. Najdłuższy w jakim się znajdował był z Lydią, spotykali się parę miesięcy jednak potem stwierdził, że jest zakochany w kimś innym i tak naprawdę nawet nigdy więcej nie poruszaliśmy tego tematu. Nie lubiłam mówić o swoich uczuciach, kryłam je w sobie i tak było lepiej. Do pewnego czasu. Kochałam Ashton'a i to jak każdego dnia pokazywał jak bardzo mu zależy. Jednak powiedziałam mu to może dwa razy. Nie z obawy, że mnie odrzuci, pomyśli, że to żart czy po prostu wyśmieje. Wiedziałam jakimi uczuciami mnie darzy, lecz sama myśl o tym, że mogłam mówić mu "kocham cię" na dobranoc i dzień dobry była mi kamieniem u szyi. Ponieważ mimo, że czułam czasem ochotę powiedzenia tego, nie byłam tak bardzo pewna wielkości czy intensywności tej miłości. Była jaka była, czasem wybuchowa ale najczęściej po prostu wygodna. Nie brzmi to za dobrze ale taka była prawda. W związku z Ash'em czułam się po prostu wygodnie. Nie musiałam martwić się o zdrady, kłótnie pojawiały się, lecz zazwyczaj o błahe rzeczy, mieliśmy tych samych znajomych, znaliśmy się na wylot i żadne z nas nigdy nie zadeklarowało faktu, że nie jest zainteresowane tym drugim. Czasem chciałam czuć w naszym związku ten przysłowiowy ogień jaki czułam będąc jeszcze nastolatką, jednak prawda była taka, że w dniu moich szesnastych urodzin cały pożar w jakim tkwiłam został ugaszony, a potem już nigdy nie pojawił się nawet mały płomyk. Może wychodzę teraz na potwora bez uczuć ale na swoją obronę muszę powiedzieć, że parę razy życie dało mi w kość, a ja jako tchórz nie potrafiłam zawalczyć. Wracając do Luke'a, co czułam do niego teraz? Odpowiedź to: nie wiem. Coś między żalem, a szczenięcym zauroczeniem. Czasem myślałam o tym jakby wyglądało moje życie gdyby tamtego wieczoru on również mnie pokochał. Może byłabym bardziej promienna, otwarta i co najważniejsze: mówiła o swoich uczuciach. Życie jednak potoczyło się zupełnie inaczej. Byłam w związku z facetem, który mnie kochał, miałam własne mieszkanie i dobrą pracę, szykowałam się do ślubu, moi rodzice wspierali mnie w każdej decyzji. Więc skoro miałam to wszystko dlaczego czułam się jakby to wciąż było za mało, albo jakbym nigdy na to nie zasłużyła?
- Lea! - podniosłam wzrok znad papierów, napotykając przed sobą Luke'a w idealnie wyprasowanej białej koszuli. Czy wspominałam, że pracujemy razem od jakiegoś czasu? Wspaniale prawda? Czy ktoś jeszcze czuje sarkazm - Błagam powiedz, że jesteś wolna wieczorem.
- Lulu błagam chociaż Ty dzisiaj tak nie krzycz - mruknęłam na co tylko się zaśmiał.
Przybliżył się, siadając na krawędzi mojego biurka. W jego wardze już nie tkwił metalowy kolczyk, a włosy były znacznie dłuższe i opadały mu na czoło. Wyglądał dobrze, nawet bardzo. Lecz Ashton też był przystojny. Czy mogłam ich do siebie porównać? Nie miałam prawa, byli całkiem inni.
- Naprawdę potrzebuję dziś mojej najlepszej przyjaciółki L. Ash napewno nie będzie miał nic przeciwko, jak zawsze. Tobie też przyda się jakaś rozrywka.
Wstał z wcześniej zajmowanego miejsca i stanął za mną, po czym jego ramiona szczelnie mnie otuliły. To było właśnie tym czego potrzebowałam. Był domem choć nie tym, w którym powinnam się grzać gdy czuję, że jest ciężko.

CZYTASZ
Lie to me L.H/A.I
FanficPrzyjaźniliśmy się w czwórkę odkąd pamiętam. Byliśmy dla siebie czymś więcej niż znajomymi, byliśmy rodziną. W wieku szesnastu lat zakochałam się w jednym ze swoich przyjaciół jednak on nigdy mnie nie pokochał. Na złość mu i sobie zaczęłam umawiać s...