7

180 12 1
                                    

*Dominik*

W końcu po długiej udręce na lekcjach i treningu naprawdę pragnąc wrócić do domu, wiązałem buty. Dokładnie w momencie robienia kokardki na lewej nodze do szatni wszedł Krystian.

- Hej młody. W którą stronę idziesz?- spytał siadając i czekając na moją odpowiedź

- Po pierwsze jestem Dominik stary bucu. Ile mam ci to powtarzać? Idę w lewo-  odpowiedziałem, uwielbiałem go przezywać i co najważniejsze nie bałem się tego robić. On tylko zaśmiał się na to sformułowanie i powiedział że również tam idzie więc wrócimy razem. Nie miałem nic przeciwko wręcz przeciwnie na myśl o wracaniu z nim od razu przyjemne ciepło rozeszło się po moim organizmie. Szliśmy powoli obok siebie krok po kroku. Mijaliśmy kołysane przez wiatr drzewa oraz dzieci bawiące się wesoło na placu zabaw.

- Uwielbiam to, spokojne spacery po południu w miłym towarzystwie. Te młody powiedz coś o sobie lubię znać osoby z którymi gram- powiedział nagle a jego głos miał dziwny ciepły i spokojny ton.

- Też to lubię. - przyznałem- No cóż niedawno zmieniłem szkołę przez problemy w starej chciałem, się wyrwać. Jak pewnie wiesz lubię grać w kosza, ale interesuje się też innymi rzeczami jak np muzyka, czy informatyka. - powiedziałem szczerze, a na moje usta wpłynął lekki uśmiech.

- Szczerze nie spodziewałbym się, że taki jest powód twojego przeniesienia się. Z racji tego że przy okazji się przeprowadziłeś to myślałem że po prostu twoi rodzice dostali tu lepszą pracę, o tym nigdy bym nie pomyślał.- przyznał mój towarzysz lekko się zamyślając

- Zmienili pracę, nawet okazała się lepsza niż tamta więc można powiedzieć że jestem wdzięczny że dzięki tamtym gburą zmieniłem szkołę- odparłem a szeroki uśmiech rozświetlił mi twarz kiedy usłyszałem miękki śmiech chłopaka.  Miał naprawdę cudowny głos. W końcu dotarliśmy do rozstaju dróg gdzie rozeszliśmy się w swoje strony. Wracałem dość szybko gdyż zimny wiatr zaczął targać mi włosy. Po biegu w stronę domu wparowałem do niego niczym bóbr do swojej nory, trzaskając drzwiami i rzucając bluzę na szafkę, a buty na zimę. Podniosłem plecak, który podczas tych czynności również musiałem zrzucić i powłuczyłem nogami na górę do swojego pokoju. Od razu przywitało mnie przyjemne ciepło. Kaloryfery jak zwykle ustawione na wysoką temperaturę, zasłonięte sprane zielone zasłony, oraz rzecz która aż wolała łóżko. Nawet nie myśląc o tym że mam zadanie na następny dzień rzuciłem się na nie zasypiając na kilka ładnych godzin.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Szczęśliwy pechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz