Dziewczyna spojrzała tylko na mnie i zaczęła się histerycznie śmiać. Najwidoczniej wczoraj nieźle sie działo.
-No opowiadaj! - powiedziałam zniecierpliwiona i zerwałam się szybko do siadu.
-No dobra, dobra - powiedziała Nadzieja ocierając łzy z kącików oczu.
-Najpierw krzyknęłaś do Maksa, który szedł po drugiej stronie ulicy. Później walnęłaś go w twarz, chcąc mu przybić piątkę, a jeszcze później zaciągnęłaś go do naszego autobusu - parsknęłam śmiechem.
- Ale czekaj, to jeszcze nie było najlepsze. W autobusie zaczęłaś mnie przytulać i płakać, że jestem dla ciebie jak matka, siostra i przyjaciółka, którą każdy chciałby mieć. A na koniec musiałam ci trzymać włosy, bo wymiotowałaś do śmietnika na klatce - spojrzałam na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
- Ja? W życiu nic bym takiego nie zrobiła.
- A jednak zrobiłaś. Po pijaku jesteś zdolna do wszystkiego - zaśmiała się.
- Przydałoby się coś zjeść - poklepała się po brzuchu i poszła do lodówki. Po chwili usłyszałam jak krzyczy do mnie z kuchni.
-Leaaa! Gdzie jedzenie? - zapytała zrezygnowana. Weszła do pokoju i rzuciła się na łóżko twarzą do poduszki.
-Jak zwykle wszystko w tym domu muszę robić ja - powiedziała po czym wstała. Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
- Przysięgam, że kiedyś cię zabiję - bąknęła i wyszła z pokoju by się ubrać.
-Nadzieja! - zawołałam za dziewczyną - pójdę z tobą. Dziewczyna uśmiechnęła się i weszła do łazienki. Pokręciłam głową ze śmiechem. Wstałam i poszłam ułożyć włosy. Postanowiłam, że dzisiaj zrobię sobie warkocza. Gdy przyjaciółka wyszła z łazienki byłam juz gotowa. Założyłyśmy buty i wyszłyśmy do żabki. Przy wyjściu z bloku na ławce siedział młody chłopak. Mniej więcej w moim wieku. Chyba źle się czuł, bo był cały blady na twarzy i głęboko oddychał. Nadzieja również to zauważyła i podeszła do bruneta.
- Przepraszam, dobrze się czujesz? - chwyciła go delikatnie za ramię. Ten tylko zdążył delikatnie pokręcić przecząco głową i upadł na beton plecami.
-Lea, dzwoń po karetkę! - przyjaciółka poinstruowała mnie. Przeszukiwałam szybko torebkę w poszukiwaniu telefonu. Nagle chłopak dostał drgawek. Nadzieja trzymała jego głowę tak, aby nic mu się nie stało. Przynajmniej tak mi się wydawało. Stałam jak wryta i wpatrywałam się w poczynania blondynki. Dobrze, że jest po kursach pierwszej pomocy i wie co robić. Gdybym ja miała pomóc chłopakowi, spanikowałabym, a ona zachowała zimną krew i pomogła mu.
-Szybciej, dziewczyno! - krzyknęła na mnie, a ja się opamiętałam.
*15 minut później*
Chłopaka zabierała karetka, a ratownik podziękował nam za wezwanie pomocy. Wlepiała wzrok w odjeżdżającą karetkę.-Halo! - Nadzieja spojrzała na mnie rozbawiona. Nie wiem jak ona jest w stanie śmiać się po tym, jak przed chwilą uratowała komuś życie.
- Uratowałaś mu życie i nic? Żadnych emocji związanych z tym wydarzeniem? - zapytałam zszokowana. Ona tylko zaśmiała się i spojrzała przed siebie.
-To był mój obowiązek - odparła.
*Pół godziny pózniej*
Wracałyśmy z pełnymi siatkami zakupów z żabki. Weszłyśmy do mieszkania i od razu zaczęłyśmy plądrować siatki. Zrobiłyśmy jajecznicę (Nadzieja zrobiła, bo ja nie umiem gotować) i oglądałyśmy serial. Do przyjaciółki zadzwonił telefon. Dzwonił Maks. Blondynka wyszła do łazienki rozmawiać. Kroiło się coś poważnego. Wyciszyłam telewizję i nasłuchiwałam. Dziewczyna trzasnęła drzwiami od łazienki i rzuciła się na kanapę. Oparła ręce na kolanach i westchnęła ciężko. Przysunęłam się do dziewczyny.- Nadzieja? - spojrzałam na nią zmartwiona. Zazwyczaj była pogodną dziewczyną, a teraz? Z oczu poleciały jej łzy i zaczęła gorzko płakać. Zasłoniła twarz dłońmi i nie kryła smutku i żalu. Byłam w wielkim szoku. Co musiało się stać, żeby tak załamać przyjaciółkę? Przytuliłam ną delikatnie, a ona rzuciła się w moje objęcia nie przestając lamentować. Wtuliłam się w nią i zaczęłam uspokajać. Gdy dziewczyna opanowała się trochę, uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
-Nadzieja, co się stało? - dziewczyna spojrzała na mnie szklanymi oczami.