#20

192 7 0
                                    

Dzisiaj był nasz ostatni dzień w Barcelonie. Chcieliśmy go wykorzystać jak  najlepiej. Tata pokazał nam resztę miasta. Gdy spacerowaliśmy do taty zadzwonił telefon.

- Zaczekajcie chwilę. Tylko odbiorę i zaraz wracam - powiedział i odszedł na bok

- Wreszcie wyglądamy jak prawdziwa rodzina- powiedziałem

- Tak racja. Wreszcie mam prawdziwą rodzinę- powiedział Gabo

- Jest super! Nigdy wcześniej nie było tak super

- Hahah tak zgadzam się

- Braciszku i co sądzisz o naszym pobycie w Barcelonie.

- Cóż to był niesamowity tydzień braciszku- zaśmiał się

- Racja-powiedziałem już poważnie- Było mega dawno nie miałem tak wspaniałego wyjazdu

- Tak a ten trening z Barceloną...

- Taa to była wisienka na torcie.

- Super było poznać tych wspaniałych piłkarzy- powiedział mój brat

- Tak a Messi.. To było niesamowite móc poznać najlepszego piłkarza na świecie- powiedziałem

- Tak to spotkanie z nimi na pewno dużo nam da w przyszłości

- Racja na pewno da nam spore doświadczenie

- Już jestem- podszedł do nas tata- Muszę iść ale wrócę nie długo

- Dobra jasne skoro musisz iść..- powiedziałem

- Idziecie do domu?- zapytał

- Nie myślę że trochę pospacerujemy po Barcelonie - uśmiechnął się Gabo

- Tak trochę jeszcze po zwiedzamy - dodałem

- Dobra macie tu kluczę do domu a ja lecę- dał mi kluczę i poszedł do samochodu

Pospacerowaliśmy trochę po parku między alejkami i trochę porozmawialiśmy.

- Chcesz powiedzieć o tym że jesteśmy braćmi Ricky'iemu i Dede- zapytałem

- Na razie nie ale powiem im po pierwszym meczu w pucharze kontynentalnym - odpowiedział

- Jasne jak chcesz tylko żeby nie dowiedzieli się od kogoś innego

- Ty się tym nie martwisz ? Nie martwisz się że ktoś się dowie?-zapytał

- Jasne że się martwię. Miałbym tak samo przechlapane jak ty. Wszyscy by się wściekli na nas obu.

- Tak rzeczywiście masz racje

- Tylko że nie możemy bez końca udawać że nie jesteśmy braćmi

- Tak tylko jak mamy wszystkim to powiedzieć.

- Może zrobimy to na pierwszym treningu po nadchodzącym meczu w pucharze kontynentalnym.

- To dobry pomysł

- Tak myślę że powiemy chłopakom z drużyny a to wtedy na pewno szybko się rozniesie

- Ej popatrz jakieś dzieciaki tam grają- wskazał na małe boisko w środku parku

- Tak może podejdziemy - uśmiechnąłem się i ruszyliśmy w ich stronę

Podeszliśmy i chwilę obserwowaliśmy jak te dzieciaki grają. Byli tam chłopcy w różnym wieku. Kilku było nawet chyba w naszym wieku. Grali na prawdę nieźle. Widać było że nie trenują na co dzień ale byli nieźli.

- Ej a to kto- powiedział ktoś gdy nas zauważyli

- Nie wiem sprawdźmy to - powiedział najwyższy z nich

- Kim jesteście?- zapytał jakiś chłopak

- Ja jestem Lorenzo a to mój brat Gabo- powiedziałem

- I co tu robicie - zapytał inny

- Obserwowaliśmy jak gracie-powiedziałem

- Możemy z wami zagrać?- zapytał Gabo

- W sumie czemu nie?- pozwolili nam dołączyć

- Dołączycie do drużyny w której jest mniej zawodników - powiedział znów ten najwyższy i pokazał nam z kim gramy po czym rozpoczęliśmy grę. Graliśmy z Gabo z łatwością. Nastrzelaliśmy mnóstwo goli po 10 bramkach przestałem liczyć a po kilkunastu minutach chłopcy z przeciwnej drużyny się zniechęcili i postanowili zakończyć ten mecz.

- Wow jesteście genialni- powiedział chyba najmłodszy chłopak

- Dzięki ale nie przesadzajcie- powiedział Gabo

- Gracie jak zawodowcy- powiedział wysoki chłopak

- Trenujecie w jakimś klubie - zapytał inny

-Jesteśmy zawodnikami Jastrzębi. To drużyna piłkarska Irs'u. Irs to szkoła dla między innymi piłkarzy-powiedziałem

- Uczymy się tam i rozgrywamy meczę- dodał Gabo

-Gramy w lidze międzyszkolnej i nasza drużyna wygrała ostatnio mistrzostwa InterCopa- powiedziałem

-Słyszałem o tych mistrzostwach podobną gra się tam na bardzo wysokim poziomie - powiedział któryś z chłopaków

- Tak podobno ta liga jest drogą do gry zawodowej- dodał inny

Po krótkiej rozmowie pożegnaliśmy się i poszliśmy do domu. W domu pograliśmy chwilę na konsoli a potem przyszedł tata. Kazał nam dopakować resztę rzeczy i powiedział że zaraz wyjeżdżamy. Na lotnisku nie było tłumów więc szybko wsiedliśmy do samolotu.

Lorenzo Guevara Lecący ku chwale! / Zawieszone Where stories live. Discover now