1. Nowy dom.✔

3.1K 93 8
                                    

Nareszcie koniec. Koniec przeprowadzek, koniec pudeł i koniec nerwów.
Składam ostatni karton, po czym umieszczam go obok drzwi wyjściowych.
Jestem w Nowym Orleanie dwa dni i jeszcze ani razu nie wyszłam z mieszkania.
Spoglądam na zegarek.
Trochę za późno na zwiedzanie.
Otwieram drzwi na balkon i wychodzę na zewnątrz, po czym opieram się o barierkę i rozglądam.
Jest godzina dwudziesta druga, a to miasto tętni życiem. Ludzie na ulicy grają na instrumentach, wszystkie bary w okolicy zapełnione, a ludzie spacerują, jak gdyby był środek dnia.
Cieszę się, że wybrałam akurat to miejsce, mam nadzieje, że tu zacznę nowe, lepsze życie.
Wchodzę z powrotem do domu i kieruję się do toalety. Po długim prysznicu ruszam do sypialni, ubieram koszulę nocną, następnie kładę się do łóżka, a chwile później oddaję się w ramiona Morfeusza.

***

Ze snu wyrywa mnie denerwujący dźwięk budzika.
Zerkam na zegarek.
Siódma dwadzieścia, a zajęcia zaczynają się o dziesiątej.
Powoli dźwigam się z łóżka i ruszam do łazienki.
Po umyciu się, wyszczotkowaniu zębów, wymalowaniu i uczesaniu, kieruję się do sypialni i zaglądam do szafy. Decyduję się na krótką sukienkę w kolorze brudnego różu i do tego piękne kremowe louboutiny z czerwoną podeszwą. Kiedy stwierdzam, że wyglądam idealnie, ruszam do kuchni, gdzie zaczyna przygotowywać sobie śniadanie.

***

Po zjedzeniu pożywnego dania, w postaci płatków z mlekiem, wyciągam czarną torebkę od Michaela Kors i pakuję do niej podręczniki, zeszyty i kilka długopisów. Z szuflady komody stojącej na przedpokoju, wyciągam mapę miasta, ujmuję kartony, które ułożyłam dzień wcześniej obok drzwi i wychodzę z mieszkania, zamykając je na klucz.
Oczywiście, mogłabym zamówić taksówkę i dojechać bez problemu pod uczelnie, lecz mam jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia zajęć, a chciałam zwiedzić trochę miasto.
Wrzucam kartony do kontenera, zarzucam torbę na ramie i rozkładam mapę.
Dobra nie jestem najlepsza w czytaniu map, ale po krótkiej chwili obracania i bezmyślnego przyglądaniu się jej domyślam się, że powinnam kierować się ulicą w dół, więc tak ruszam.
Składam papierowy GPS i wkładam go do torby.
To miasto jest piękne, ma w sobie coś takiego magicznego. Wszyscy są tu tacy uśmiechnięci, szczęśliwi i beztroscy.
Z mapy wyczytałam, że muszę iść prosto, lecz po krótkiej chwili odkrywam, że zagapiłam się i skręciłam nie tam, gdzie powinnam, bo nie mogę odnaleźć się ani w terenie, ani na mapie.
Rozglądam się na boki za kimś, kto mógłby mi pomóc dojść na uczelnie, a po chwili bingo, moim oczom ukazuje się przystojny brunet, w garniturze.
Z wysoko podniesioną głową podchodzę do niego.
- Przepraszam.
Kiedy odwraca się w moją stronę, uderza we mnie jego uroda. Piękne, lecz smutne brązowe oczy, kwadratowa szczęka, idealne męskie rysy i krótkie włosy elegancko zaczesane na bok.
- Słucham?
Dobra ogarnij się. Gapisz się.
Cicho odchrząkuje.
- Czy orientuje się pan gdzie znajduje się The University Of New Orleans na ulicy Lakeshore?
- Tak oczywiście. Prosto tą ulicą i pierwszy zakręt w lewo.
Może powinnam spoglądać, w którą stronę wskazuje, lecz nie mogę oderwać wzroku od jego oczu. On chyba ma to samo uczucie, bo również nie spogląda na drogę, tylko prosto w moje oczy i tym samym prosto w moją duszę.
- Bardzo dziękuje. - mówię niemal szeptem.
- Nie ma za co.
Brązowooki odpowiada mi zniewalającym uśmiechem.
Powoli się odwracam i ruszam w stronę, którą polecił mi iść przystojny nieznajomy.
Lecz nim skręcę tam, gdzie powinnam, czuje jego wzrok na sobie. Przeszywa mnie na wskroś.

***

Po krótkim spacerze jestem już na uczelni, dziesięć minut przed czasem.
Szybko odnajduje swoją salę, a następnie siadam do pierwszej lepszej ławki.
Swoją drogą to bardzo mało osób jest. Może parapsychologia to nie zbyt dochodowy zawód, ale za to bardzo interesujący.
Za krzesłem, które stoi obok, staje młody, przystojny mężczyzna. Zaryzykuje słowo chłopak, bo wygląda młodziej ode mnie. O dobre dwa lata.
Jego uroda jest bardzo angielska. Bardzo gęste, kasztanowe włosy zaczesane do góry, ciemne ogromne oczy i średniej wielkości usta.
Wygląda jak typowy, szkolny łamacz serc.
- Można? - pyta łagodnym głosem, który w ogóle nie pasuje do jego wyglądu.
- Tak proszę.
- Jestem Joshua Rosza. Ale mów mi Josh.
Chłopak z promiennym uśmiechem podaje mi dłoń, z przyjemnością odwzajemniam jego uścisk.
- Jestem Nora Evans.
- Wiesz Nora, mieszkam tu dobre parę lat, ale jeszcze nigdy cię nie widziałem.
- Nie dawno się tu przeprowadziłam.
- Skąd jesteś?
- Pochodzę z Rzymu.
- Wow to musiałaś mieć poważny powód, że opuściłaś to miasto. Ten kraj.
- Po prostu z czasem wszystko zaczyna się człowiekowi nudzić i postanawia zmienić swoje życie.
- Prawda. Kiedy tu przyjechałem miałem osiemnaście lat. Tak samo potrzebowałem zmiany.
- Zmiany są dobre, ja się chciałam odciąć od przeszłości. A jaka jest twoja wymówka?
- Tak samo. Jak na razie tu moja przeszłość mnie nie dogania i mam nadzieje, że tak zostanie. Nowy Orlean zmienił moje życie o trzysta sześćdziesiąt stopni. Odkąd... - Josh z poważną miną przerywa swoją wypowiedź. Jak gdyby powiedział coś, czego nie powinien.
Nie moja sprawa. Nie mam w zwyczaju dopytywać się, być wścibską, więc nie drążę tematu.
Po chwili w krępującej ciszy wchodzi wykładowca.

Diamentowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz