Epilog

723 15 4
                                    

*8 miesięcy później
~Violetta
Jesteśmy tacy szczęśliwi , że nie długo będziemy rodzicami.. Choć od Leona nie czuje tego zapału i radości co wcześniej. Teraz cały czas pracuje, siedzi do późna...nawet nie wiem kiedy ostatni raz poszliśmy na spacer. Weszłam do sali tronowej , tam siedział Leon podtrzymując głowę ręką. Usiadłam obok na tronie. Nawet nie zauważył kiedy przyszłam, ostatnio nawet nie spędzamy ze sobą czasu w ogóle. Najbardziej się boję tego, że Leon popadnie w wir pracy i zapomni o mnie i naszym maleństwie. Obawiam się, że zostanę w tym wszystkim sama...
- O cześć...-mówi patrząc na mnie, a ja miałam ochotę się rozryczeć.
-Szybko się zorientowałeś...-mówię
-Przestań...zmęczony jestem...
-Myślisz , że ja nie jestem zmęczona twoim zachowaniem...?-gdy chciałam wstać ten złapał mnie za rękę i pociągnął na swoje kolana
-Wiem , że ja jestem ostatnio zabiegany...nie poświęcam wam czasu. -położył rękę na moim brzuchu...-Co tam u naszego malca..?
-Teraz się obudził w tobie tatuś..?-spytałam wstając, podirytowana
-Violetta...nie stresuj się...
-Jak mam się nie stresować...-w tym momencie złapałam się za brzuch...zaczęło mnie bardzo boleć.
-Wszystko dobrze...kochanie...?-pyta wstając i pomagając mi usiąść...
-Leon...ja rodzę...-mówię przerażona
-Ale...jak to...termin miał być dopiero za tydzień...
-Tak, ale to było jakiś tydzień temu...
-Czyli jesteś na tyle nie odpowiedzialna i ryzykujesz...Powinnaś leżeć..!-mówi zestresowany
-Ja jestem nie odpowiedzialna..?! A kto zapomniał o nas..?
-Dobra spokojnie...
-Jak mam być spokojna...skoro ty mi wyrzucasz najgorsze...kiedy ostatni raz mnie przytuliłeś i powiedziałeś, że kochasz mnie...? Gdybyś był ze mną w siódmym miesiącu byś się dowiedział jakiej płci może być nasze dziecko...Ale nie, dla ciebie ważniejsze było spotkanie od żony...i gdybym cię nie kochała odeszłabym...rozumiesz..?!
-Zaczekaj tu chwilę pobiegnę po pomoc..- to tak bolało
*8 godzin później
Po tych długich godzinach na świat przeszedł nasz syn. Leon nie mógł być przy nas, podczas porodu ponieważ były komplikacje. Położna podaje mi mojego synka. Był taki spokojny...Wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Miał duże zielone oczka tak jak jego tatuś.
-Muszę do nich wejść...-mówi Leon do kobiety, która prosi go o pozostanie na zewnątrz, ale ten ma ją w nosie i wchodzi. Ustał na środku i zaczął obserwować nas
- Będziesz się tak gapił, czy chcesz poznać swojego syna...?-pytam go kołysząc mojego małego tygryska
-Violetta ja przez te długie godziny pojąłem Jak ja się zachowywałem względem was...Przepraszam i jedynym nie odpowiedzialnym dupkiem jestem ja... Nigdy o was nie zapomniałem. Słoneczko...-podchodzi do mnie i odgarnia kosmyki włosów i całuje moje czoło
-Ja cię nie przeproszę bo wiem , że miałam rację...
-Jak ja cię kocham...-uniósł mój podbródek i pocałował mnie w usta..
- A ty co bąbelku..? Wiesz jak przestraszyłeś swojego staruszka...?-pytam
-może chcesz  wziąć na ręce Christiana..?-pytam
-Prześliczne imię...-bierze go na ręce, a mnie rozkleja ten widok...odsłaniam kawałek kocyka by widzieć jego twarzyczkę.
-Moi mężczyźni...-szepcze opierając się o ramię Leona. Nadal nie mogę uwierzyć, że zostałam matką...
*10 lat później

-Tatuś...!-krzyczy i biegnie nasza mała córeczka do Leona, a za nią nasz syn...Leon bierze czteroletnie dziecko na barana i zaczyna gonić naszego syna, wygląda wtedy jak duży dzieciak.Już widzę jak będzie się bawił  z naszymi bliźniętami...On jeszcze nic nie wie ponieważ, bałam mu się powiedzieć, bo jego matka ostatnio się pytała czy planujemy jeszcze dzieci...to on na to , że już nie, bo dwójka to idealna liczba...Obawiam się , że będzie wściekły...zostawi mnie

-Kochanie...wszystko okey..?-pyta podchodząc do mnie

-Tak...chodźmy już, musimy położyć dzieci

*godzina później

-I tak przystojny książę ocalił swoją księżniczkę...za dwa dni odbył się ich ślub, a po roku na świat przyszły ich wspaniałe dzieci...-Leon kończył opowiadać, a ja przykryłam je i pocałowałam w czółka...Po czym wyszłam, a za mną mój mąż. Poszliśmy do sali tronowej...Usiadałam mu na kolanach.

-Leon bo ostatnio mówiłeś, że dwójka to idealna liczba...-No bo jest...problem.

-Jaki..?-spytał

-Spory...

-No czyli jaki...?-pyta -Violetta nie bój mi się powiedzieć co się stało...Co zrobiłaś..?

-No ja raczej nic...głównie to ty...

-O czym znów zapomniałem..?-pyta podirytowany

-Nie zapomniałeś o niczym...będziesz znów ojcem...

-Kochanie i to jest spory problem..? Wiesz jaki ja jestem szczęśliwy...-mówi łącząc nasze usta i dotykając miejsce, gdzie rozwijają się nasze dzieci. I tak w sumie po 7 miesiącach przyszły na świat nasze kochane córeczki-Elizabeth i Eloisa. Są takie podobne do Leona.Dziś kończą dwa latka, Leon biega  po całym ogrodzie wraz z dziećmi. Był to prześliczny widok. Nigdy bym się nie spodziewała , że mogę być taka szczęśliwa. Gdyby ktoś mi powiedział jakieś parę lat temu , że będę kiedyś królową..wyśmiałabym go. Nie spodziewałabym się tego...że pewnego dnia przyjedzie po mnie ktoś i oznajmi , że jestem dziedziczką tronu jak z jakiegoś głupiego filmu. Ale teraz wiem, że to jednak nie był jakiś głupi żart...ale tak chciał mój ojciec, który obserwuje mnie u góry. Po części dla niego się nie poddałam...było mi ciężko, ale opłacało się.Gdybym odpuściła to nie spotkałabym Leona. Uwielbiam tego głupiego człowieka...Bez  niego nie dałabym rady...z nim wszystko jest lepsze...Życzcie mi powodzenia w tej mojej małej bajce. Mam nadzieję, że każdy z was odnajdzie kiedyś swoją...

--------------------------------------------------------------------------------------

Hello tu znów ja<33 Oficjalnie mogę już zakończyć tą historię...Dziękuje tym co dotrwali do końca, jak i tym co  po drodze się zgubili. <3 Było mi bardzo miło czytać wszystkie komentarze i pisać dla was<33 Nie długo pojawi się pierwszy rozdział nowej książki , zapraszam <33Komentujcie, głosujcie <33 Bajo do następnego <33

Leonetta :Ja księżniczką..to chyba jakiś żart..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz