ROZDZIAŁ.51 DYSKOTEKA

230 15 56
                                    

***KILKA DNI PÓŹNIEJ******Pov.Cruz***

Przetarłam zmęczone oczy leżąc na boku. Z trudem obróciłam się na plecy, przez tulące moje ciało ręce Jacksona. Czy mogłabym powiedzieć, że oswoiłam wilka? To w sumie byłoby zabawne, ale prawdziwie. Jackson ostatnio jest o wiele milszy. Dużo rozmawialiśmy też o jego i mojej rodzinie. Od pewnego czasu dużo jeździmy. Tydzień w Chłodnicy, tydzień w San Antonio. Aktualnie... San Antonio! Chcieliśmy razem trenować, także ciągle zmieniamy miejsce. Sztorm aktualnie trenuje, a ja szlajam się i poznaje miasto. Kiedy za to jesteśmy w Chłodnicy to ja trenuje, a ten korzysta ze świeżego powietrza. W sumie pasowało mi to. Znaczy prawie. Bo aktualnie moje rzeczy są porozwalane po trzech stanach. Dosłownie.

Zdjęłam z siebie jego dłoń i usiadłam na krawędzi łóżka. Ponownie przetarłam oczy wstając i idąc do kuchni. Podłączyłam do kontaktu sokowirówkę i wzięłam się do mycia pomarańczy i marchwi. Kiedy skończyłam wraz ze skórami wrzuciłam je do sokowirówki. Nie ma to, jak automatyczne obieranie w sokowirówkach. Rozlałam sok do dwóch szklanek i usiadłam do stołu. Wtedy do kuchni wszedł Sztorm. Jego ciemne włosy rozczochrane były na wszystkie strony, a niebieski podkoszulek wygnieciony, jak nigdy.

- Dobry!- przywitałam go z uśmieszkiem. Sztorm odwzajemnił go. Pocałował delikatnie mój policzek siadając naprzeciwko mnie.

- Dobry. Dla mnie ten sok? - wskazał na szklankę. Przytaknęłam. - Dziękuje Cruz.- podziękował. Wstał i podszedł do lodówki dorzucając sobie do niej lód. Prawie zapomniałam, że bez względu na porę roku Sztorm zawsze pił zimne napoje.

- Na którą masz dzisiaj trening? - zapytałam.

- 13. Mamy jeszcze sporo czasu dla siebie.- stwierdził krótko biorąc łyk soku.

- Nie do końca. Jest piątek, a w sobotę wieczór jedziemy do Chłodnicy. Jutro trzeba będzie posprzątać mieszkanie także kończ szybko picie i idziemy  się pakować Sztormiak! - powiedziałam z entuzjazmem. Przypominają się czasy, jak było się trenerką. Jackson przewrócił wesoło oczami lekko się śmiejąc. Nie poznaje go. Zmienił się tak bardzo. Kocham nowego Jacksona.

***Popołudnie***Pov. Lucy***

Było dość ładne popołudnie. Dość, bo prasowanie sukienki było dość męczącym zajęciem z którym nikt nie mógł mi pomóc. Mama zajmowała się turystami, którzy przyjechali do Chłodnicy i służyła im również, jako kucharz i przewodnik. Tata za to naprawiał mój gokart, bo na ostatnich zawodach miałam nieprzyjemne spotkanie z bandą. Nie polubiliśmy się.

Mama stwierdziła, że warto kupić mi nową sukienkę na tą imprezę. Osobiście wolałam tą prostą co ostatnio, lecz ta uważała, że, jak mam pokazywać się z zupełnie nowej strony to niech tak będzie. Prawda jest taka, że tęskni jej się za dziewczęcą córeczką. Nie moja wina, że jestem, jak typowy chłopak. Jedzenie słodyczy, dużo ruchu, błota, brudu. Dodatkowo jazda na desce i gokarcie. Nie ukrywając. Zachowywałam się, jak typowy chłopak. W sumie to nawet cieszył mnie widok mamy, która była podekscytowana myślą, że kupujemy mi sukienkę i pierwszy w życiu stanik. Nie, że nie nosiłam go wcześniej! Nosiłam wygodne, sportowe topiki, a nie jakieś gąbki na tasiemkach z zapięciami. Nie wspomnę o tym, że kupiłyśmy mi torebkę, a nie plecak. Mała podręczna torebeczka na srebrnym łańcuszku. Coś tak niewygodnego i nieporęcznego, że hej, ale za to, jak "piękna"
Niech się cieszy. To pierwszy i najprawdopodobniej ostatni raz kiedy z własnej woli ubieram sukienkę.

Impreza była dopiero wieczorem, ale ja już teraz się szykowałam. Kiedy skończyłam prasować sukienkę zawiesiłam ją na wieszak. Czerwona kiecka nieco, przed kolano z odkrytymi ramiona, ale zasłoniętym dekoltem i czymś w rodzaju "dziury na głowę w koszulkach" tylko, że bez materiału wokół. Gdybym znała tylko te wszystkie określenia kiecek. Wiedza NIEZBĘDNA.
Na biurku leżały baletki, rajstopy i krótkie czarne spodenki. Po co? Hah! Towarzystwo Alexisa uczy, że zawsze miej coś dodatkowego co zasłania Ci tyłek.

LET'S RACE!- Cars (Auta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz