Rozdział 15

35 2 0
                                    

*Kilka miesięcy później*
*Christopher*
Anastazja co dwa tygodnie wysyłała mi list. Opisywała mi w nim jak się czuje i jak ma się nasza córeczka. Była pod stałą opieką lekarza. Żałowałem, że nie mogłem wysłać jej listu. Bardzo tego chciałem, ale nigdy nie podała mi adresu ani nie napisała go na kopercie. Pewnie obawiała się, że tam przyjadę i zostanę w to wszystko wmieszany. Wciąż o niej myśląc pojechałem do kwiaciarni. Kupiłem bukiet niezapominajek. One zawsze pozwalały mi mieć nadzieję, że niedługo znowu będziemy razem. Wrzuciłem kwiaty na tylnie siedzenie samochodu i ruszyłem w drogę. Jakiś czas później byłem już w szpitalu. Odnalazłem mojego brata i wręczyłem mu bukiet. Thomas stał wpatrzony w okno od sali, w której leżała Charlotta. Czasami miałem wrażenie, że zamieszkał w tym szpitalu. Pielęgniarki akceptowały jego obecność ze względu na naszego ojca i fakt, że był on głównym sponsorem szpitala. Zostałem na korytarzu, a mój braciszek wszedł do środka i wymienił kwiaty w wazonie. Potem usiadł obok niej i zaczął trzymać ją za rękę. Ta scena złapała mnie za serce, ponieważ przypomniała mi o chwili, gdy Anastazja miała wypadek. Uświadomiło mi to, jak bardzo za nią tęsknię. Po ranie spowodowanej dźgnięciem nożem nie było już prawie śladu. Została tylko malutka blizna. Niestety dziewczyna była od dłuższego czasu w śpiączce, ponieważ po upadku silnie uderzyła się w głowę, co spowodowało krwiaka w jej mózgu. Zostało nam tylko czekać, aż się obudzi lub każą nam ją odłączyć od aparatury. Wiedziałem, że mój brat nigdy na to się nie zgodzi. Choćby nie wiem jakie kontakty miał uruchomić, nie pozwoliłby odłączyć swojej ukochanej. Gdybym mógł wysłać list do Ann, to powiedziałbym jej o jej najlepszej przyjaciółce. Powoli zbliżał się termin porodu, a ja nie mogłem być z moją ukochaną. Obawiałem się, że nie będzie mnie przy porodzie. Chciałbym móc myśleć, że wszystko będzie dobrze, ale nie potrafiłem. Im bliżej był termin rozwiązania, tym więcej miałem koszmarów o nieuniknionej śmierci dwóch najważniejszych kobiet w moim życiu. Podszedłem do mojego brata i położyłem mu dłoń na ramieniu. Pragnąłem, aby wiedział, iż go wspieram. Mój brat spojrzał się na mnie zatroskanym wzrokiem. Wiedział, że ja też cierpię.
-Myślisz czasem o niej?
-Czasem to ja o niej nie myślę.
Brat smutno się do mnie uśmiechnął. Jego usta drżały pod napływem słów, które chciał wypowiedzieć, ale nie potrafił. Zbyt długo powstrzymywał łzy i starał się być silny. Zacisnął pięści , ale to nie powstrzymało płaczu. Rozpłakał się jak małe dziecko, zupełnie jak na pogrzebie mamy, jeżeli wciąż ją tak mogę nazywać. Przytuliłem go. Chciałem zabrać od niego całe te brzemię. Musiało mu być trudno przez ten cały czas, ale ja nie dostrzegałem tego. Byłem zbyt wpatrzony w swoją stratę, a przecież moja żona żyła i miał się dobrze, bynajmniej tak pisała w listach.
-Ona wydobrzeje. Dopilnuję tego. Jak się nazywa jej lekarz prowadzący?
-To straszy brat Nathana.
Wstrzymałem na chwilę oddech i przybrałem kamienną twarz. Przecież brat Nathana maczał palce w nielegalnych interesach i miał bardzo dobre relacje z Frankiem. To było jasne, że nie pozwoli, aby Charlotta się obudziła. Mogłaby ich wtedy wydać. Opuściłem pokój i zadzwoniłem do ojca. Błagałem go, żeby przeniósł dziewczynę mojego brata do naszej prywatnej kliniki. Ojciec początkowo się nie zgadzał, ale nakłoniłem go. Miałem kila mocnych argumentów. Po kilku minutach podszedł do mnie Lucas.
-Nie pozwolę ci jej przenieść!
-Nie masz nic do gadania.
-Jeżeli ją stąd zabierzesz,  to ona umrze.
-Grozisz mi?
-Ona nie przeżyje transportu. Nie dacie rady. To za daleko.
-Mamy wystarczające środki i możliwości, aby to zrobić.
-Chris, ona tutaj jest bezpieczna.
-Nie ufam ci, Lucas. Ani twojemu bratu, który stoi za porwaniem mojej żony.
-To Nathan porwał Anastazję? To niemożliwe.
-Czyżby? Zastanów się komu ufasz. Twoi bracia mogą cię niesamowicie zaskoczyć.
-Nathan jakiś czas temu trafił na ostry dyżur. Nie mógł jej porwać.
-W takim razie kto to zrobił? Dowiedz się tego! Chcę zobaczyć moją żonę!
-Dowiem się, jeśli Charlotta zostanie w naszym szpitalu.
-Niech cię szlak trafi!-wziąłem głęboki oddech-Umowa stoi.
Podałem mu dłoń i nasza umowa została zawarta. Zadzwoniłem do ojca i odwołałem transport dziewczyny mojego brata. Miałem nadzieję, że kiedyś mi to wybaczy. Anastazja i dziecko byli dla mnie ważniejsi, nawet jeżeli swoim układem miałem przyczynić się do śmierci Charlotte. Ona na pewno by to zrozumiała. Odkąd pamiętam była świetną przyjaciółką. Wszedłem do jej pokoju i pocałowałem ją w czoło, chcąc ją w ten sposób przeprosić. Czasami niektóre decyzje wymagają ofiar. Wiedziałem, że jej twarz będzie mnie prześladować, ale miałem głęboką nadzieję, że oni jej nie skrzywdzą. Zostawiłem mojego brata samego z Charlotte i wyszedłem. Udałem się do szpitalnego baru i kupiłem kawę. Usiadłem przy stoliku i popijając gorący napój zastanawiałem się nad tą trudną sytuacją. Po upłynięciu trzydziestu minut przyszedł do mnie Lucas i usiadł naprzeciwko mnie.
-Kilian także zaginął. Pójdę wieczorem porozmawiać z moim bratem i postaram się dowiedzieć jak najwięcej.
-Kilian to ten twój najmłodszy brat?
-Przyrodni, ale tak, najmłodszy.
-Wasza rodzinka jest gorzej trzepnięta niż moja.
-Tutaj niestety muszę się z tobą zgodzić. Po części cieszę się, że Anastazja wybrała ciebie, a nie mojego brata. Wystarczająco dużo już przeszła. W mojej rodzinie nacierpiałaby się sto razy bardziej. Ciąża i ta choroba serca, a na dodatek te porwanie.
-Choroba serca?
-Nie mówiła ci? Cholera.  Złamałem przysięgę tajemnicy lekarskiej.
-Gadaj!
-Wystarczająco dużo ci powiedziałem.
-Jak mi zaraz nie powiesz to przy tych wszystkich ludziach złamię ci nos.
-Uspokój się. Powiem ci. Anastazja była u mnie na badaniach serca i okazało się, że ma wadę, której nie da się wyleczyć. Może to okazać się przeszkodą przy porodzie. Zaleciłem jej cesarkę, aby zmniejszyć ryzyko. Ona się uparła, że chce rodzić naturalnie. Podpisała dokument, że szpital nie ponosi odpowiedzialności za jej decyzję.
-Pozwoliłeś jej na to?
-Jestem tylko lekarzem. Odradziłem jej , ale nie posłuchała. Co więcej mogłem zrobić?
-Jeżeli ona umrze to zamienię twoje życie w piekło.
Złapałem go za karmany i rzuciłem mu nienawistne spojrzenie. Miałem ochotę mu przywalić, lecz nagle przyszedł mój brat i mnie powstrzymał. Kazał Lucasowi odejść i zostawić nas samych. Zamówił nam coś do jedzenia, a następnie usiadł obok mnie. Znowu zgrywał twardziela. Uśmiechał się ciepło, ale w jego oczach było pełno smutku. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy i w sumie jest w tym trochę prawdy, bo oczy nigdy nie kłamią. Uśmiechnąłem się do niego najszczerzej jak tylko potrafiłem. Niespodziewanie do sali wparował Nathan. Był cały roztrzęsiony i nie potrafił wydusić z siebie słowa. Podszedłem do niego i potrząsnąłem nim.
-Karetka… Anastazja…. Poród…
Spojrzałem się w jego zagubione oczy i pobiegłem szybko na oddział położniczy. Zapytałem się pielęgniarki, w której sali odbierają poród Anastazji, lecz ona nie chciała mi powiedzieć. Poczekałem, aż sobie pójdzie i zerknąłem do jej komputera. Odkryłem, który to był pokój i pobiegłem tam. Niestety nie chcieli mnie wpuścić do środka twierdząc, że ojciec dziecka jest już na sali. Musiała zajść jakaś pomyłka. Thomas mnie znalazł i kazał mi się uspokoić. Powiedział, żebym skoczył po jakiś prezent dla moich dziewczyn. Ze łzami radości w oczach pobiegłem do najbliższej kwiaciarni i kupiłem bukiet jej ulubionych niezapominajek. Po drodze kupiłem także pluszowego misia. Wróciłem do szpitala z prezentami i czekałem zniecierpliwiony na korytarzu. Mój brat stał tam ze mną i mnie wspierał. Byłem przerażony i podekscytowany. Nie mogłem się doczekać, aby je obie uściskać. Po kilku godzinach wreszcie było po wszystkim. Z sali zabiegowej wyszedł Lucas, który pomagał przy porodzie. Spojrzałem się na niego oczami pełnymi radości, lecz ona był czymś bardzo przygnębiony. Pokręcił głową patrząc się na Thomasa i poszedł kawałek dalej. Podbiegłem do niego i zawróciłem go. Spojrzałem mu się prosto w oczy.
-Jak się czują moje dziewczyny?
-Przykro mi stary, jej serce nie wytrzymało.
-To musi być jakaś pomyłka. Pójdę do niej i zaraz będziemy się z tego śmiali.

Obiecaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz