Marinette POV
Następnego dnia pierwszą osobą, z którą się przywitałam był Luka. Przytuliłam się do niego. W jego ramionach czuję się bezpiecznie.
-Jak się masz najdroższa?-Moje dłonie znalazły się w jego ciepłych dłoniach. Plus bycia dziewczyną artysty. Romantyk, a zwłaszcza jeżeli jest przystojny... zwłaszcza Luka.
-Dobrze. A ty?
-Całkiem spoko.-Pan Michaelis ma nam dzisiaj ponoć zrobić kilka wyrywkowych pytań. Jeżeli padnie na mnie zatnę się jąkając.-Jak myślisz? Uda się pomóc Nathowi? Jest świetny w tym co robi, ale jego działanie jest jak szarpanie pustych strun.
-Bez sensowne?-Usiedliśmy na ławce. W oczach chłopaka widziałam smutek kiedy przytaknął mi kiwaniem głowy.-Możemy być pewni, że Nicole nie stanie się krzywda, ale co do Nathaniela... nie wiem.
-Mari... gdy Nath zaprosił cię na randkę skończyłaś z uszkodzonym nadgarstkiem. Mogłaś wtedy zginąć. Jesteś najważniejszą dziewczyną w moim życiu, więc proszę cię... nie daj się zabić. Nie giń w walce z tym przeklętym demonem.-Przytuliłam go. Martwi się o mnie. Ciekawe czy zasnął dzisiaj w nocy?
-Na lekcji-
-Jaki jest sens cierpienia?-Pan Sebastian zaczął lekcję od pytania, które jednocześnie było tematem lekcji. To jego styl, że tak powiem.-Po co nam ono? Dlaczego musimy odczuwać ból fizyczny jak i psychiczny. Cierpieć można z wielu powodów...-Spojrzenie nauczyciela krążyło po nas, uczniach. Każdy słuchał go w pełnym skupieniu jakby bali się, że jeżeli ktoś przerwie jego przemowę to stanie się coś złego.-A teraz zadam pytanie. Chcę usłyszeć co sprawia, że może sprawić, że cierpicie? Zaczniemy od ciebie Sabrino, po tobie będzie Chloe i tak dalej będzie szła kolejka. Proszę bardzo. Oddaję panience głos.
-Ja nie chcę, by moja najlepsza przyjaciółka-zaczyna się ble, ble, ble o tym jak to ona nie chce, by coś stało się Chloe-była nie szczęśliwa. Nie pozwolę, by ktoś ją zranił, bo ciężko patrzy się na cierpienie przyjaciół.-Ehh. Prawda, ale mówi co do nie tej osoby. Teraz Chloe.
-Proszę pana. Ja nie wyobrażam sobie bym mogła wyjść z domu bez makijażu. To jest straszne i nie wyobrażalne.-Zarzuciła poetycko włosami.
-Hmm. A jest coś głębszego co wprawia cię w cierpienie?-Profesor postanowił zabrnąć w ten temat. Robi się ciekawie.
-Przecież mówię to co miałam powiedzieć, więc niech to idzie dalej.-Tak oto po parudziesięciu minutach doszło do Rose. Chwilę milcząca krótko ścięta blondynka zaczęła smutnym głosem.
-Nie lubię jak ktoś cierpi. Zwłaszcza dzieci. Przecież one nic nie zrobiły...-Ramiona uniosły się tak jakby chciały ukryć Rose pod swoją tarczą.
-Doskonale panienko.-Michaelis wyjął z kieszeni paczkę chusteczek i podał jedną wzruszonej nastolatce.-Kilka minut później doszło do Daniela Plume. Westchnął i przerzucił oczami na Alix.
-Sensem życia ludzkiego jest miłość. Gdyby nie ona... nie było, by po co żyć. Przecież na każdego czeka miłość... mniej lub bardziej szczęśliwa.-Skąd w nim taka mądrość. Przecież to jest mięśniak, ale jest mądry.
-Mądre stwierdzenie Danielu, ale gdzie znajdziesz w tym cierpienie?-Spojrzenia ucznia i nauczyciela skrzyżowały się.
-Każda miłość to cierpienie.-Hę? To ne jest logiczne. To tak jakby chciał zerwać z Alix.-W przypadku tej szczęśliwej jak i nie szczęśliwej miłości jest ona za równo szczęśliwa jak i nie szczęśliwa na początku jak i po zerwaniu. Proszę mi nie mówić, że nie mieliście nigdy złamanego serca.-Daniel skończył mówić akurat w moment dzwonka. Michaelis usiadł do biurka otwierając dziennik.
-Sabrina, Rose i Daniel. Macie plusy.-Wszyscy wyszli. Muszę pogadać z Juleką.
Luka POV
Siedziałem w sali zajęć artystycznych brzdąkając na gitarze. Od paru dni czuję jakiś nie wytłumaczalny i przytłaczający ciężar na swoich barkach. Martwię się o moją Mari. Może i jest Biedronką i ma super moce, ale pod maską jest ta sama Marinette. Bez niej stoczę się w otchłań...
-Luukaaa.-Obróciłem się, a za mną stał Libris.-Masz piękną dziewczynę, wiedz, że w końcu jej ciało zdobędę.-Krew w moich żyłach zaczęła szybciej krążyć podnosząc mi ciśnienie.
-Nie pozwolę ci jej skrzywdzić.-Drzwi do klasy zamknęły się i zakluczyły odcinając jakąkolwiek drogę ucieczki, lecz... ja nie zamierzam uciekać... będę z nim walczył.
-Czyżby? Jesteś tego pewien, bo ja tego nie wiem.-Podszedł do mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Trzasnąłem mu z główki w nos. Nawet kropla krwi nie popłynęła. Nic nie trzasnęło jak na łamane kości przystało.-Tak więc Luka dam ci czego pragniesz, lecz myślę, że o swej przegranej wiesz.
-Nigdy nie ulegnę.-Jednym uderzeniem laski w podłoże sprawił, że wyleciałem na korytarz przebijając się przez drzwi.-Nie ulegnę. Nie skrzywdzisz jej.-Wstałem i zaszarżowałem na niego, ale skończyłem na podłodze przerzucony przez ramię. Może mi połamać wszystkie kości, ale ja się nie poddam. Wstałem, ale za nim zaatakowałem ten wykopał mnie za drzwi kopniakiem z pół obrotu. Chuck Norris się znalazł. Próbowałem wstać, ale bezskutecznie z powodu bólu... złamał mi żebra. Kiedy znalazł się dostatecznie blisko mnie chciałem nogą wykopać mu jego broń, ale ten złapał ją i szybkim ruchem przerzucił mnie za balustradę nadal trzymając moją kostkę. Na dole było wielu uczniów, którzy z przerażeniem w oczach obserwowali przebieg wydarzeń, które miały się za chwilę ziścić.
-Naucz się latać, by móc demonowi do gardła skakać.-Puścił mnie. Do słownie całe życie miałem przed oczami, ale kiedy myślałem, że to już koniec mojego żywota pode mną zmaterializował się dość wysoko materac. Przynajmniej na tyle, by zamortyzował mój upadek. Był czarno-biały, a w swoim centralnym punkcie miał logo Ilustrachora.-Skoro tak ze mną pogrywacie będziecie błagali o życie. Ja Libris posyłam do was stali morze.-Wszędzie latały noże kuchenne, które jednak po chwili zniknęły. A na główny plac szkoły wskoczył Ilustrachor, a za nim moja Kropeczka. Ja żyję!
YOU ARE READING
Nutami usłane||Lukanette
أدب الهواةCóż. Mari dostała kosza od Adriena Agreste. Co ciekawsze do szkoły głównych bohaterów zaczyna chodzić także i Luka Couffaine, starszy brat Juleki. Niby wszystko ok, ale czymże byłoby opowiadanie bez antagonisty. Czytajcie, a wszystkiego się dowiecie.