57. Gwiazda Ravenclawu i Slytherinu

8.2K 652 292
                                    

Harry i Hermiona stanęli przed Pokojem Życzeń, wyobrażając sobie miejsce, którego potrzebowali. Gyfonka zrobiła krok do przodu, ale zatrzymała się, widząc zmieszanie na twarzy przyjaciela. Mógł być to dla niego trudny moment, tak nagle pozbawiać się takiego skarbu - a jednak niebezpiecznego. Westchnęła, wyciągając do niego rękę. W brązowych oczach błysnęło coś, co sprawiło, że po plecach Wybrańca spłynęła ulga. Cały stres zniknął za jednym spojrzeniem oczu Granger.

Weszli do środka, znajdując się w ogromnej komnacie pełnej najróżniejszych rzeczy- które inni również chcieli ukryć. Graty piętrzyły się wysoko, aż po wysokie sklepienie oraz zalewały podłogę. Hermiona wbiła wzrok w miotłę opartą o ozdobne krzesło ustawione nad stołem.

- Trzeba ukryć książkę tam, gdzie nikt jej nie znajdzie - powiedziała, a Harry spojrzał na nią, wręczając jej podręcznik. - Przykro mi, Harry... - Chłopak nie zrozumiał jej przekazu, więc kontynuowała - chodzi mi o Harley. Wiem, że ci się spodobała, a jednak teraz po tym, co zaszło.

- Nie myślę o tym - odparł, wzruszając ramionami. - Cudem będzie, jeżeli jeszcze kiedyś się do mnie odezwie.

- Jednak nie ma racji, by patrzeć na ciebie w ten sposób. Próbowałeś ją ochronić. Malfoy się nie zmieni. Jest wstrętną tchórzofretką, która wyręcza się wszystkimi dookoła. Rzucił urok na Katie Bell. Zasłużył na karę, ale - posmutniała nagle - nie taką.

- Hermiona... czy ty się mnie boisz? - zapytał, drapiąc się po głowie.

Na początku Hermiona zamierzała wybuchnąć śmiechem, obracając pytanie w żart, ale w zielonych oczach Gryfona widziała żal, skruchę i ból. Naprawdę zastanawiał się, czy przypadkiem nie upodobnia się do tego, którego ma pokonać. Kradło mu to sen z powiek, w dodatku misja zlecona przez dyrektora.

Chciała odciążyć przyjaciela chociaż odrobinę. Pomóc mu ze wszystkich sił.

- Nie, Harry - odpowiedziała cicho, prawie szeptem. - Nie boję się.

Jej porażające spojrzenie w niczym nie przypominało tego pełnego pogardy i lęku Harley. Zakopał między nimi wszelkie relacje. W jej oczach był potworem, ale nie w Hermiony. Patrzyła na niego z uśmiechem. Zamknął oczy, jak kazała i pozwolił jej zniknąć wśród tych wszystkich przedmiotów, aby ukryć książkę. Parsknął śmiechem, gdy gdzieś w oddali usłyszał przekleństwo dziewczyny, zaraz po upuszczeniu czegoś, co rozbiło się na kilka części.

Kroki ucichły, ale Harry nie odważył się otworzyć oczu. Pozwolił sobie rozpłynąć się w tej ciszy, a potem usłyszał miarowy oddech Granger, która zbliżała się do niego - powoli i ostrożnie, nie chcąc go spłoszyć. Jej szczupłe palce przejechały wzdłuż jego ramienia, przez co uśmiechnął się lekko.

- Nigdy nie będziesz sam, Harry.

Skinął głową, rozumiejąc, że może na nią zawsze liczyć.

- Cokolwiek się stanie, będę z tobą.

Zapadła cisza. Nie wyczuwał, aby dziewczyna przed nim poruszyła się, ale miał wrażenie, że gdyby otworzył oczy, zobaczyłby pustkę. Zacisnął mocniej powieki, chcąc się od tego wszystkiego odciąć, ale nagle rozluźnił się. Ramiona dziewczyny objęły go, czuł jej bijące od niej ciepło, słyszał przyspieszone bicie serca - jego również zaczęło uderzać w nierównym tempie. Jej oddech otulał jego zarumieniony policzek.

Przez tę obecność pomyślał, że ze wszystkich dziewczyn - Hermiona w niego nigdy nie zwątpiła, robiła wszystko, by pomagać swoim przyjaciołom, od pierwszej przygody, aż po kolejne. Uniósł ręce, by objąć ją w talii i jeszcze bardziej zmniejszyć dystans między nimi. Choć przez głowę przeszła mu egoistyczna myśl, pozwolił sobie na nią. Zapragnął czegoś więcej - by dziewczyna nie była już tylko przyjaciółką, ale opoką, kimś, komu mógł podarować serce, wiedząc, że nie zostanie one zdeptane i wyrzucone.

Złapał palcami za podbródek Hermiony i nakierował jej twarz tak, aby dzieliły ich milimetry, które zostały pokonane - a ich usta złączyły się w pocałunku.


*****

Harley nie czekała, aż Potter wróci i uświadomi ją, że pozbył się zła w postaci książki. Nie miała również odwagi odwiedzić Skrzydło Szpitalne, na którym jeszcze przebywał Draco. Udała się do lochów, mając nadzieję, że w podziemiach szkoły odnajdzie ukojenie. Stanęła przed drzwiami nie do klasy, ale do prywatnych komnat nauczyciela, wiedząc, że Snape'a nie zastanie w pracowni, więc pozostawał tylko jego pokój. Wzięła głęboki oddech, potem drugi i trzeci. Podniosła dłoń, aby zapukać, choć pewnie nauczyciel nałożył tyle zaklęć ochronnych jego prywatności, że już wiedział o swoim gościu.

Mimo to zawahała się, a dłoń zawisła w powietrzu. Spuściła głowę - o co mogła spytać? Czy wiedział, że Draco to Śmierciożerca? Czy coś mu grozi? Czy wiedział o zbrodni swego ojca? Snape uważał, że to odważne oskarżenie... bez dowodów.

Pokręciła głową, wycofując się z lochów, a zmierzając do ciotki, która o tej porze sprzątała swój gabinet i sprawdzała zadane referaty czwarto- i trzecioklasistom. Podczas drogi do ciotki, ciągle napotykała nieprzyjemne spojrzenia uczniów, które stawały się nieco uciążliwe. Nawet nie zauważyła, jak na kogoś wpadła.

- Przepraszam - burknęła.

- Nic nie szkodzi. Wydajesz się być bardzo zamyślona - odpowiedział jej ktoś.

Harley podniosła głowę, by spojrzeć w jasne włosy Luny, która uśmiechała się do niej pokrzepiająco. Oczywiście... panna Lovegood, mająca serce czyste niczym łza, na pewno nie wierzyła w oszczerstwa na jej temat.

- Czuję się zagubiona...

- To zrozumiałe. - Skinęła głową. - Wielu uczniów mówi bardzo okropne rzeczy o tobie, ale nie powinnaś się tym martwić. Mówią tak tylko ci, którzy cię nie znają lub chcą ci zaszkodzić. Widzą w tobie zagrożenie, co jest dla mnie niezrozumiałe. Z tego, co wiem... Dafne Greengrass od drugiej klasy próbuje zwrócić na siebie uwagę Draco Malfoy'a, ale bezskutecznie, a tu nagle zjawia się nowa osoba, która od razu przewraca szkołę do góry nogami. - Zaśmiała się uroczo, a Harley zrobiło się cieplej na sercu. - Jeżeli jest ci smutno i masz czas, chodź ze mną. Coś ci pokażę.

Gryfonka ostatni raz spojrzała na schody prowadzące do sali OPCM, a potem ponownie na Krukonkę i pokiwała głową. Pozwoliła się po prowadzić labiryntem korytarzy, aż w końcu straciła rachubę, ile schodków pokonała i na którym piętrze tak właściwie się znajdują. Luna zaciskała dłonie na ramiączku torby, którą ciągle ze sobą miała. W końcu weszły do uchylonej sali lekcyjnej, ale Harley nie potrafiła powiedzieć, jakie zajęcia są tu prowadzone.

- Zaraz pokażę ci coś wspaniałego - zapewniała srebrnowłosa, uśmiechając się jeszcze szerzej.

Weszła pierwsza do klasy, rozglądając się za czymś, a raczej za kimś. Harley gdy stanęła w progu sali, od razu zrozumiała, kogo jasnowłosa poszukuje.

- No nareszcie... - westchnął ciemnoskóry chłopak. - O, Iskierka! Ty też zostałaś zaproszona na prywatny pokaz Luny?

- Blaise? - zdziwiła się. - Jaki pokaz?

Luna zamknęła drzwi i stanęła na środku sali, wyjmując z torby srebrną puszkę.

- To gwiazdy w proszku... Rozrzucone w przestrzeni tworzą imitację nocnego nieba. Gotowi? - Zabini skinął głową, a Harley przełknęła ślinę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Luna nabrała proszku w dłoń i dmuchnęła go przed siebie.

Nagle wszystko zalała ciemność, którą powoli zaczęły rozświetlać małe, migoczące plamki, stopniowo rosnące. Ponurą noc rozświetliła Droga Mleczna otoczona gwiazdami i konstelacjami, które Harley znała tylko z książek. Zabini rozsiadł się wygodniej, podziwiając nocne niebo, a po twarzy Gryfonki popłynęły łzy, bo znów poczuła się, jak dziecko, gdy wykradała się z Draco oglądać gwiazdy.


Avada Kedavra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz