3. spring-clean

3K 145 18
                                    

Taehyung szczerząc się jak małe dziecko w przedszkolu na widok deseru w postaci babeczki czekoladowej, sunął palcem po uniwersyteckiej tablicy ogłoszeń z planem jego grupy, upewniając się w tym, co sekundę temu ujrzały jego oczy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Taehyung szczerząc się jak małe dziecko w przedszkolu na widok deseru w postaci babeczki czekoladowej, sunął palcem po uniwersyteckiej tablicy ogłoszeń z planem jego grupy, upewniając się w tym, co sekundę temu ujrzały jego oczy. Znienawidzony nauczyciel podstaw projektowania, który uwziął się na niego chyba tylko za niezawodną sprawność nowatorskich rozwiązań, jakie stosował w swoich pracach, doznał bliżej nieokreślonego urazu i przez wzgląd na jego niedyspozycję prowadzone przezeń sekcje zwolniono do domów. Niby krzywda drugiego człowieka z założenia poczucia moralności nie powinna go cieszyć... ale od każdej reguły są wyjątki, a na brak sześciu godzin z tym irytującym typem przez najbliższe dwa tygodnie przecież nie będzie narzekał.

To (chyba nawet) niegrzeczne.

Zarzuciwszy na ramię torbę pełną zeszytów z śladowymi ilościami notatek (szkicowanie na ostatnich stronach i marginesach, jest jednak dużo ciekawsze), pognał do wyjścia z budynku, manifestując swój dobry humor szerokim uśmiechem. Jeszcze szybciej przemknął na przystanek i tonąc w dźwiękach swoich ulubionych piosenek, nim się obejrzał stał przed drzwiami mieszkania. Przekręcił szybciutko kluczyk w zamku, mając tylko jedną słuchawkę w uchu i wsłuchując się w metaliczny zgrzyt. Wślizgnął się do środka, zsunął buty, bluzę z ramion i torbę odłożył na szafkę w przedpokoju, po czym odetchnął głośno, rozkoszując się specyficzną mieszaniną perfum Jungkooka, delikatnej nuty jego własnych i po prostu zapachu ich codzienności.

Uśmiechnął się do swojego odbicia, przeczesując dłonią lekko potarganą przez wiatr, grzywkę, przywracając ją do stanu pierwotnego, gdy lekko opadała mu na oczka i łaskotała w nosek. Przeszedł do kuchni, chcąc zorientować się co takiego mógłby przygotować w ramach wspólnego posiłku, z myślą o szatynie, który po całym dniu wróci zapewne głodny, bo standardowo z roztargnienia ominie wszystkie przerwy i okazje na obiad. Odszukał opakowanie makaronu, słoiczek sosu i dodatki w formie kawałków kurczaka, a nie dalej jak trzydzieści minut później naczynie z parującym jedzeniem stało już na blacie, gotowe już tylko do nałożenia na talerze.

Podkradając niewielki kawałek z półmiska, spojrzał kontrolnie na zegarek, bo pochłonięty wykonywaną czynnością, gdzie wszystko robił na wyczucie powziąwszy korektę o ich preferencje smaku, zupełnie nie zwrócił uwagi na upływający czas. Ledwie zdołał skoncentrować swój wzrok na tarczy z małymi cyferkami i...

I tu jego pogodne nastawienie poszło się srogo jebać.

Zazwyczaj w dni takie jak ten, czyli de facto środek tygodnia, po powrocie musiał zaczekać chwilę nim w domu zjawi się jego ukochany, a i wtedy niecierpliwie przestępował z nogi na nogę, stojąc w przejściu, by od zatrząśnięcia drzwi przez szatyna rzucić mu się na szyję i pozwolić wycałować w czoło i policzki. Uniwersytet z oddziałami lingwistycznymi, w tym z specjalizacją filologii angielskiej, w kierunku której kształcił się szatyn, położony był spory kawałek dalej, więc nawet standardowa droga młodszemu zabierała dużo więcej. A dziś, mimo iż zdawało mu się jakby minęło przynajmniej kilka godzin, to do powrotu szatyna pozostało ich jeszcze co najmniej trzy.

Za. Dłu. Go. I to stanowczo.

Od dotarcia na przystanek myślał tylko i wyłącznie o silnych ramionach, które oplotą go w pasie, gorącym, umięśnionym torsie, w który będzie mógł się wtulić i pieszczących go ustach. A teraz został tak okrutnie wystawiony na próbę i zmuszony do jeszcze dłuższego oczekiwania, niż przypuszczał.

ㅡ 🐾 ㅡ

Dobity wszechogarniającą go nudą, gdy przeglądanie stronek internetowych, oglądanie telewizji, czytanie, a nawet szkicowanie przestały go interesować i tęsknota za młodszym jeszcze bardziej dała o sobie znać, uciekł się do środka tak radykalnego, iż sam zaczął się sobie dziwić. I podejrzewać nawet jakąś chorobę; gorączkę, zatrucie, ewentualnie ktoś mu coś dodał do picia, kiedy akurat nie patrzył.

Wziął się za porządki. A do tego nawet przed świętami bożego narodzenia żadna siła egzystująca na tym świecie nie była w stanie go zmusić. I mógł to potwierdzić każdy domownik w jego rodzinnych progach, gdzie nie było mowy o nagnaniu go chociażby do rozwieszenia prania.

Zaczął niby od niechcenia, składając w równą kosteczkę rozrzucone w sypialni ubrania. Dalej, po względnym uporządkowaniu szafy przetarł jej lustrzane drzwi, pozbywając się odcisków palców i brzydkich smug, odstawił preparat i opakowanie ściereczek jednorazowych, znalazłszy coś o wiele bardziej absorbującego niż wycieranie kurzy, a mianowicie kostkę rubika, w układaniu której był nieskromnie mówiąc, całkiem niezły. Porzucił więc ówczesne zajęcie, na rzecz o wiele ambitniejszego przedsięwzięcia ułożenia kolorowych kwadracików na odpowiednich bokach sześcianu. Wskoczył na łóżko, zwiesił głowę po jednej jego stronie, całkowitą uwagę poświęcając już tylko manewrowaniu ruchomymi segmencikami.

Ale sobą by nie był, gdyby w pewnym momencie nie upuścił zabawki, a ta jak to złośliwym przedmiotom martwym przystało, nie potoczyłaby się pod mebel, wprost do otchłani, w którą dla własnego dobra lepiej nie zaglądać i nie dawać drogi ucieczki żyjącym w niej potworom. Jednak determinacja do skończenia układanki za wszelką cenę, dodała mu odwagi i niesiony na jej skrzydłach odchylił warstwę narzuty, spoglądając w nieprzeniknioną czeluść.

Na swoje szczęście (albo i nie) żadna oślizgła macka nie chwyciła go za rękę i nie usiłowała wciągnąć do czarnej dziury składowiska wszystkich przedmiotów zaginionych. Zamiast tego między kłębkami kurzu poza utraconą zabawką odnalazł pudełko, którego obecności nigdy wcześniej nie zarejestrował, a z reguły zwracał uwagę na wszelkie nowości w ich gniazdku.

Więc co robi tutaj owo znalezisko?

Wiedział doskonale, że jeśli nie został wtajemniczony w pochodzenie czarnego kartonu, to z pewnością należy on do Kooka, a blondyn patrząc po nietypowym miejscu przechowywania nie powinien się o nim dowiadywać, najlepiej wcale. Nic przed sobą nie ukrywali, więc lista przedmiotów niedostępnych dla jego świadomości była raczej pusta, o ile w ogóle takowa istniała. Jeśli to jakaś niespodzianka, to tak czy inaczej nie powstrzyma się przed chociażby zaglądnięciem do wnętrza, jak nie teraz to później, a nakręcony niewiedzą jeszcze nie daj boziu wygada się przed Jeonggukiem, z tym, że wtedy to będzie już kaplica zupełna i nadzieje na otrzymanie prezentu pogrzebie głęboko na cmentarnym wzgórzu zaraz po wbiciu w niego karcącego spojrzenia szatyna.

Ciekawość wzięła górę, a jego dłonie wręcz same z siebie zacisnęły się po bokach pudełka i wysunęły je z kryjówki, następnie stawiając na wierzchu puchatej narzuty wygodnego mebla. Z połyskującej powierzchni, dłonią zsunął nagromadzony pył, zaraz po tym nierozważnie wycierając rękę w materiał spodni. Zajął wygodne miejsce na materacu, podwinął nogi w siadzie skrzyżnym i z namaszczeniem wręcz uchylił wieko, pozwalając tajemnicy wydostać się na światło dzienne. A równocześnie z opadnięciem kartonowej przykrywki na pościel po drugiej stronie pudełka, jego oczy powiększyły się, budząc zatopione w nich najjaśniejsze z możliwych iskier, i aż uchylił usteczka w akcie zderzenia z kryształem najczystszej konsternacji.

Oh, wszystkie bóstwa egzystujące w obrębie tego świata, zostałyście przed chwilą ostentacyjnie wychujane, bo on właśnie znalazł mapę drogi do raju z kluczykiem w gratisie.

ㅡ 🐾 ㅡ

traffic | j.jk × k.th | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz