Środek dnia to idealny moment na domowe porządki. Ostatnie tygodnie Sylwia właśnie tak spędzała, robiąc wszystko byleby tylko nie siedzieć biernie na kanapie. Końcowy etap ciąży wyzwalał w niej wachlarz emocji, od szczęścia i ciągłych wzruszeń po trudną do okiełznania irytację. Nie była nigdy osobą, która siedzi przed telewizorem z kubkiem herbaty i ciąża tego nie zmieniła. Tym bardziej fakt, że od pewnego czasu czuje się jak tykająca bomba, która lada moment może wybuchnąć. Chciała wręcz przyspieszyć wybuch krzątając się po całym mieszkaniu na zmianę z mopem i ścierką z mikrofibry. Jej zdania nie podzielał Paweł, ale blondynka wykorzystywała fakt, że większą część dnia spędzał w pracy i oddawała się swoim "rozrywkom". Zakaz wstępu do kancelarii dostała już miesiąc temu, kiedy to Marek i Paweł nakryli ją tam o 6 rano ślęczącą nad papierami. Nigdy nie widziała swojego męża tak zdenerwowanego. Od dwóch miesięcy była już Sylwią Radecką. Razem z Pawłem przysięgli sobie miłość i wierność do końca życia przed ołtarzem, w towarzystwie ich rodzin i przyjaciół. Skromna uroczystość była najpiękniejszym dniem tej dwójki, chwilą którą zapamiętają na zawsze. Teraz czekali na kolejny ważny dzień, dzień narodzin ich dziecka. Czekanie to niesamowicie się przedłużało, bo malcowi nie spieszyło się do narodzin.
W całej krzątaninie Sylwia poczuła jednak, że chyba na ten dzień przeholowała z obowiązkami. Usiadła ciężko na kanapie i napiła się wody. Była już zmęczona. Nie tylko sprzątaniem, ale i ciążą. Marzyła o tym, aby maleństwo wreszcie zechciało przyjść na świat. Z chwili relaksu wyrwał ją dźwięk telefonu.
- Halo, co tam Martuś?
- Sylwia błagam Cię ratuj..
- Poczekaj spokojnie, co się dzieje?
- Musisz tu przyjechać, do kancelarii, jest tu klientka, która chce żebyś to Ty koniecznie z nią rozmawiała, nikt inny. Ja jej powiedziałam, że to niemożliwe, ale ona na to, że jeśli nie przyjedziesz, to tak jakby już wydano na nią wyrok i jej w tej sytuacji pozostaje się tylko zabić.
- Co takiego?! Co Ty mówisz? A co to za klientka?
- Justyna Tracz, broniłaś jej w sprawie o odzyskanie praw rodzicielskich. Nie wiem o co chodzi Sylwia, przecież Ty wtedy wygrałaś..
- Ja też nie wiem.. No dobra, to zaraz będę.
- Sylwia, ale na pewno dasz radę, bo jak coś to ja jej powiem, że rodzisz i może wtedy zrozumie..?
- Nie no spokojnie, dam radę. Będę za pół godziny.
***********
Ciężko się przebić w środku dnia przez centrum miasta omijając korki. Blondynka chciała jak najszybciej dotrzeć do kancelarii, by dowiedzieć się o co chodzi jej klientce. Podjechała pod budynek, w którym mieści się kancelaria, wysiadła i możliwie jak najszybszym w jej stanie krokiem ruszyła w jego stronę. Od drzwi powitała ją mocno zdenerwowana Marta.
- Boże jak dobrze, że jesteś, ta kobieta jest strasznie zdenerwowana, ja nie wiem co mam z nią zrobić..
- Zaraz się dowiem o co chodzi. Aa Marta, tylko ani słowa Pawłowi, że jestem w kancelarii, przecież on by mnie zabił, jakby mnie tu zobaczył.
- No już nie przesadzaj, martwi się po prostu.. Biorę to na siebie w razie czego.
- Dobra, to idę.
Blondynka wkroczyła do sekretariatu, w którym czekała na nią klientka i zaprosiła ją do gabinetu. Po długiej prawie dwugodzinnej rozmowie kobieta wreszcie opuściła kancelarię. Sylwia wyszła z gabinetu i wkroczyła do królestwa Marty.
- I jak? Uspokoiła się? - zapytała Marta
- Tak, okazało się, że mąż ponownie złożył wniosek o ograniczenie jej praw rodzicielskich bo zobaczył ją z nowym partnerem.. Aaa długo by opowiadać.. No ale wszystko już wyjaśnione. Ogarnę tylko papiery w tej sprawie i zmiatam stąd zanim mnie Paweł tu zastanie.
CZYTASZ
Rozprawa o szczęście
RomansaSylwia i Paweł, dwoje prawników, którzy mimo tego że pragną jednego - miłości, uciekają od niej i nie potrafią zdobyć się na odwagę. Czy wreszcie ich życie się zmieni? Co lub kto może być powodem ludzkiego szczęścia? Oraz czy chichot losu sprawi, że...