Sadie spojrzała na Anastazję, jakby ta była wariatką. Jednak gdy ujrzała poważne spojrzenie kobiety, wiedziała, że nie było innej możliwości jak zjazd na linie prosto w odmęty jaskini.
— Nie bałam się wskoczyć do diabelskich oczu, to też będzie dla mnie pikuś — mruknęła, łapiąc w obie dłonie linę i zaciskając na niej mocno ręce.
— Pamiętaj, nie zjeżdżaj. Przekładaj ręce, bo inaczej zedrzesz skórę — powiedziała kobieta, mrugając do niej okiem. Sadie wzięła głęboki wdech i nie spoglądając w dół, zeskoczyła. Poczuła delikatne szarpnięcie, gdy lina, której uczepiła się niczym małpka kapucynka, uratowała ją od upadku.
— Dalej Sadie. Krok za kroczkiem — odezwał się Kyle, który lewitował obok niej.
Sadie syknęła coś niezrozumiale pod nosem i zaczęła powoli schodzić w dół. Cała się trzęsła przez wysiłek fizyczny. Mięśnie od dawna nie były aż tak eksploatowane, więc bolały okrutnie. Sadie jednak zagryzła zęby i modliła się, by jak najszybciej znaleźć się na ziemi. Tak jak Kyle poradził, krok za kroczkiem wykonywała nieporadne ruchy. Parę razy zjechała kilka centymetrów w dół i od razu czuła tego skutki. Dłonie już ją szczypały, a do tego pulsowało z nich ciepło.
— Jeszcze kawałeczek — powiedział Kyler, patrzący na zmagania dziewczyny. — Niedaleko.
Sadie sapnęła i spojrzała w dół. Była co najmniej pięć metrów nad ziemią. Z jej płuc wydobył się drżący oddech. Czuła krople potu na swoim czole. Mięśnie już powoli odmawiały jej posłuszeństwa. Stres nasilał się. Dziewczyna parła cały czas w dół z zagryzionymi zębami. Wiedziała, że da rady. Musiała dać.
Była niespełna trzy metry nad ziemią, gdy jej ciało postanowiło wyrazić w dosyć bolesny sposób sprzeciw. Doznała skurczu mięśnia przybarkowego tak silnego, że jej cała prawa ręka stała się bezużyteczna. Sadie nie miała najmniejszych szans utrzymać się na sile mięśni zaledwie jednej ręki, a gdy zdała sobie z tego sprawę, na jej twarzy pojawił się strach. Lot nie trwał długo, chociaż Sadie zdecydowanie wolałaby, żeby trwał jak najdłużej. Wolałaby odwlec chwilę, w której jej kruche ciało uderzyło w ziemię z hukiem.
Dziewczyna leżała bez ruchu na przejściu tuż przy końcu liny z rozłożonymi pokracznie rękami, próbując pohamować łzy cisnące jej się do oczu. Bolał ją tyłek, który przyjął znaczna część upadku, a także prawe biodro. Sadie bała się ruszyć, by nie pogorszyć swojego i tak marnego już stanu.— Wszystko w porządku? — usłyszała czyjś głos obok siebie i miała ochotę zadźgać tę osobę za to bezsensowne pytanie.
— Będzie żyć — odpowiedział natomiast Kyler, na którego ustach pojawił się kpiący uśmieszek, którego nie był w stanie pohamować. Widok Sadie, spadającej kompletnie bez żadnej gracji na ziemię, w tej sukni był bezcenny. Wiedział też, że dziewczynie nic się nie stało. Sadie była twarda jak żadna inna kobieta i byle upadek nie zrobiłby jej najmniejszej krzywdy.
Sadie wydała z siebie jęk, otwierając oczy. Anastazja pochylała się nad nią tak samo, jak kilka innych, nieznanych jej osób, na których szczerze powiedziawszy, nie zwracała żadnej uwagi. Byli to kupcy i majtkowie, którzy przechodząc, widzieli wydarzenie.
— Błagam, powiedz mi, że nie wracamy tą samą drogą — wyjęczała, patrząc z przerażeniem na linę.
— Nie — odparła Anastazja, śmiejąc się z wypowiedzi dziewczyny, wysuwając też w kierunku Sadie rękę.
— Dzięki — mruknęła Sadie, podnosząc się powoli do pionu. Biodro bolało ją piekielnie, wciąż też czuła skurcz mięśni. Jednak musiały już iść, dlatego dziewczyna chwyciła Anastazję pod ramię i podpierając się w ten sposób, lekko kuśtykała do przodu.
CZYTASZ
Trzynastka
FantasyPrzyodziała na siebie zbroję, ciężką, z sokołem na piersi. Do ręki wzięła miecz. Spojrzała ukradkiem na towarzyszącego jej ducha. On jednak patrzył się w dal. Na drogę, która była przed nimi. Jakby wiedział, co ich czekało. Jakby wiedział, w jakie k...