Zalecam wysłuchać piosenki z mediów, ponieważ ta w refrenie i kilku innych momentach staje się podobna do intro z miraculum. Najlepiej to słychać w przyspieszeniu 1.25 ewentualnie 1.5. Tytuł: Laur non c'e. Autor: Nek. A teraz zapraszam do przeczytania rozdziału.
--------------------------------------------------
Nathaniel POV
Powoli otworzyłem oczy wbijając swoje spojrzenie w śnieżnobiały sufit. Wspomnienia sprzed momentu kiedy straciłem przytomność wróciły. Ale się porobiło. Lekko osłabiony rozejrzałem się po pokoju. Miałem na sobie szpitalną koszulę.
-Żyjesz?-Przekręciłem głowę na prawo na łóżko, na którym siedział chłopak z podkrążonymi oczami.-Ty jesteś pewnie Nathaniel. To ty... nim byłeś. Ilustrachorem.-Jeżeli to nazywa się sława to Adrien ma przechlapane.-Sorry, ale zdążyłem zajrzeć do twojej karty. Jestem Francesco.
-Cześć. Żyję i tak. Byłem nim.-Dziwny typek. Ale muszę wytrzymać z nim przez jakiś czas. Czuję się jakby ktoś mnie skopał. Przekręciłem się na prawy bok. Na blacie szafeczki dostrzegłem zielony grzbiet... to mój szkicownik.-Kto to przyniósł?
-To woja dziewczyna.-Kto? Chwila, ale mam zaćmienie umysłu... ohh Nicole. Moja Mona Liso.-Osiadłem opierając się o wezgłowie łóżka.-Ona nie jest moją dziewczyną... jeszcze.-Chwyciłem szkicownik i ołówek... zacząłem rysować. Kolejne kreski grafitu układały się w postać Nicole Severoue. Z pracy wyrwał mnie lekarz robiący obchód. Zamienił parę zdań, osłuchał i poszedł jeszcze rozmawiając z Frankiem.-Zrobię to przy najbliższej okazji.
-Ale co?-Za głośno myślę. Tylko czy mogę mu zaufać?
-Chodzi o tą dziewczynę, ale nie chcę ci o tym mówić.
Nicole POV
Poszłam do szpitala. Bogu dzięki, że miła pielęgniarka mnie wpuściła. Nathaniel spał na dowolnie wybranym boku.
-Powiedział, że masz go obudzić jakby spał, a ty byś przyszła.-Posłuchałam chłopaka, który wyglądał jakby ruski rok nie zmrużył oka. Położyłam dłoń na ramieniu Natha.
-Nathaniel. To ja... Nicole.-Chłopak powoli otworzył oczy, ale kiedy mnie zobaczył szybko usiadł na łóżku i przytulił mnie. Odwzajemniłam uścisk chłopaka. Ciepło, które pojawiało się w moim sercu na jego widok przemieniło się w istny pożar. Kocham go, a moment kiedy jestem w jego ramionach to najwspanialsze uczucie na świecie.
-Cześć, Nicole.-Odsunęliśmy się od siebie. Co prawda był rozczochrany jakby kopnął go piorun, ale... uroczo wygląda. Dłoń chłopaka powędrowała do jego szkicownika, z którego wyjął kartkę złożoną na cztery, którą mi wręczył. Rysunek na tej kartce był więcej niż piękny i wyrażał więcej niż tysiąc słów. Kiedy na niego spojrzałam w jego oczach widziałam strach.-Nicole... kocham cię.-Jego dłonie położone na moich ramionach lekko drżały.
-Ja też cię kocham. Mój artysto.-Przytuliliśmy się, a Nath zaczął szeptać mi do ucha to co mu się we mnie podoba co sprawiło u mnie nie małą radość i wywołało nie mały rumieniec.-Jak się czujesz?
-Lepiej. Jutro mnie wypiszą do domu, więc pojutrze będę już w szkole.-Moja wyobraźnia zaczęła pracować i wyobraziła sobie Chloe szydzącą ze mnie i Kurtzberga.-Przepraszam, że dałem się przemienić w Ilustrachora.
-Nie masz za co przepraszać.-Ja i on chcąc nie chcąc odsunęliśmy się od siebie, a mój chłopak położył się. W tym momencie na salę weszła kobieta w brązowym garniturze. O odznace, która wisiała na jej szyi odczytałam, że nazywa się ona Alice Saint-Michaelis.
-Przepraszam cię moja droga, ale myślę, że jest to dobra pora, byś wyszła.-Miła ciepły uśmiech na twarzy.
-Zna pani Sebastian Michaelisa?-Spojrzałam na złotą obrączkę na jej palcu.
-Tak. To mój mąż. Stało się coś?-Wyszłam podając odpowiedź przeczącą,a le na chwilę się jeszcze wróciłam, by na odchodne pocałować się z Nathanielem. I tak oto wyszłam ze szpitala i poszłam do domu.
Daniel POV
Ja i Alix jechaliśmy na rolkach przez miasto. Muszę walczyć.... by nie stać się uniosłym. By nie splamić swojego honoru demona. Nie po to uciekłem z Hellheimu, by upaść na łopatki. Zwolniliśmy się w parku. Czułem zawroty głowy od kilku dobrych dni, ale postanowiłem je nie martwić. CHOLERA, by to wzięła, uniosłości odjęła. Nędzne ludzkie uczucie, bolesne ewolucje. Spojrzenie jej na wskroś mnie świdruje, a ona pewnie o czym myślę zgaduje, lecz niczego nie zrujnuję. Król potrzebuje królowej u swego boku, bez niej nie wytrzyma roku.
-Daniel... wszystko dobrze. Wyglądasz blado.-Uśmiechnąłem się szelmowsko.
-Genialnie wręcz. Mam obok ciebie, więc jakby miało być nie tak?-Chwyciłem jej dłoń.-To dokąd?
-Może do mnie?-Pocałowałem jaj dłoń. Może i tego nie lubi, ale mnie więcej niż lubi. Hmm. Eliminuję przeciwników jeden po drugim. Zaczęliśmy jechać ile sił w nogach, a kiedy dojechaliśmy weszliśmy do jej mieszkania. Oddałem jej rolki, które mi pożyczyła i poszliśmy do jej pokoju, ja go już trochu znaju, ale ja szukam jakby innego wejścia do raju. Do raju rozkoszy, gdzie ona będzie w mej piekielnej pożądania zorzy. A ja mam klucz do tego raju. Będąc w jej pokoju wpiłem się w jej usta jak na Casanovę piekieł przystało, to bardzo wielką rolę odegrało. Ona mi się w pocałunku nie opierała, lecz jedynie o ścianę się oparła i pocałunki me oddawała. Gdy twarze nasze się od siebie odsunęły, w naszych oczach światełka mignęły. Alix poczerwieniała i uśmiechnęła, chyba ta prawda do niej dotarła, niczym piorun z jasnego nieba spadła. W momencie tamtym doznałem flashbacka, więc pora, by historia ma została odkryta.
YOU ARE READING
Nutami usłane||Lukanette
FanfictionCóż. Mari dostała kosza od Adriena Agreste. Co ciekawsze do szkoły głównych bohaterów zaczyna chodzić także i Luka Couffaine, starszy brat Juleki. Niby wszystko ok, ale czymże byłoby opowiadanie bez antagonisty. Czytajcie, a wszystkiego się dowiecie.