Rozdział 19

37 2 0
                                    

*Charlotte*
Niedługo po przebudzeniu ze śpiączki dowiedziałam się, że moja przyjaciółka nie żyje. Thomas często wychodził ze szpitala i mówił, iż pilnuje Christophera przed robieniem głupstw. Po kilku dniach w szpitalu mogłam wrócić do domu, ale czekała mnie długa rehabilitacja. Thomas zamieszkał ze mną w wieżowcu, aby mi pomagać. Obojgu było nam ciężko pogodzić się z tym wszystkim.  Policja skontaktowała się ze mną i poprosiła mnie o zeznania w sprawie dźgnięcia nożem i upadku z wysokiego budynku. Powiedziałam im wszystko, co wiedziałam. Miałam wielką nadzieję, że złapią tych bandziorów i dadzą im dożywocie. Kiedy zamknęli już Franka i część jego ekipy, Thomas otrzymał list od swojego brata, iż Anastazja żyje. Byliśmy tym bardzo zdziwieni, ale wszystko zaczęło się układać w jedną sensowną całość. Z okazji dobrej nowiny wybrałam się z Thomasem na randkę. Chłopak zabrał mnie do ekskluzywnej restauracji i zamówił wykwintne dania. Podczas posiłku przygrywał nam skrzypek. Po zakończeniu obiadu wybraliśmy się do kina i na mały spacer. W pewnym momencie mój ukochany uklęknął. Pomyślałam, że chce mi się oświadczyć i cała się zaczerwieniłam. Wyczekiwałam jego słów, ale kiedy odezwał się, byłam rozczarowana.
-Poczekasz na mnie? Muszę zawiązać buta.
Spiorunowałam go wzrokiem i ruszyłam do przodu. Thomas dogonił mnie i uśmiechnął się do mnie jak niewiniątko. Głęboko westchnęłam i odwzajemniłam jego uśmiech. Po kilku minutach doszliśmy na miejsce. Była to mała polanka na obrzeżach miasta, która posiadała wspaniały widok na miasto i niebo. Poczekaliśmy aż się ściemni, a następnie zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy głównie o ostatnich wydarzeniach i nic nie wskazywało na to, co miało nastąpić. Gdy na niebie pojawiły się gwiazdy, usiedliśmy na ławeczce pod wierzbą i obserwowaliśmy gwiaździste niebo. Jedna z gwiazd nagle spadła.
-Pomyśl życzenie.-zasugerował mój chłopak.
Pomyślałam o tym, żebyśmy zawsze byli razem. Spojrzałam się na niego. Wyglądał na zamyślonego.
-O czym pomyślałaś?
-Nie mogę ci powiedzieć, bo się nie spełni.
-Za to ja muszę ci coś powiedzieć.-jego mina spoważniała.
-Co takiego?
-Jesteś najbardziej niesamowitą osobą, jaką znam. Nie wiem, co zrobiłbym bez ciebie. Całkowicie odmieniłaś mój świat. Chcę spędzić resztę mojego życia u twego boku. Jestem tego pewien w stu procentach.- wyjął małe pudełeczko z kieszeni i otworzył je- Oto pierścień mojej obietnicy. Wyjdziesz za mnie?
Wstałam z ławki i ustałam za nim. Zachichotałam i położyłam mu dłonie na ramionach.
-Tak! Po tysiąckroć tak!
Chłopak odwrócił się do mnie i z szerokim uśmiechem na ustach nałożył mi pierścionek na palec, a następnie mnie pocałował. To była najszczęśliwsza chwila w moim życiu. Potem wróciliśmy do mieszkania, a chłopak przeniósł mnie przez próg twierdząc, iż musi zacząć się przygotowywać. Miesiąc później było już po rozprawie i mogliśmy świętować z moimi najlepszymi przyjaciółmi. Anastazja z Christopherem i Emily odwiedzili nas. Poprosili nas, abyśmy zostali chrzestnymi malutkiej. Bez wahania zgodziliśmy się. Następnego dnia pomogliśmy Chrisowi skończyć pokój jego córeczki. Potem zabrałam Emily i Anastazję na małe zakupy. Kupiłyśmy kilka ubranek dla dziecka i pluszowego misia. Anastazja zakupiła także kilka gryzaków, grzechotek i śliniak. Pochwaliła mi się kartą kredytową, którą dostała w prezencie od swojego teścia. Po zakupach zaszłyśmy do naszej niegdyś ulubionej kawiarni. Emily spała w nosidełku, a my spokojnie piłyśmy kawę i zajadałyśmy ją ciastkiem.  Po kilku minutach do lokalu wszedł Remek z Lucy. Przywitałyśmy się z nimi. Usiedli przy stoliku obok nas. Remek zerknął do malutkiej i pogratulował Anastazji. Ucieszył mnie ten widok. Oznaczało to, iż Remigiusz pogodził się ze stratą swojej niedawnej ukochanej. Kilka minut później do naszego znajomego dołączyła Kira. Ten widok zszokował nas. Wszystko wskazywało na to, że mają się ku sobie. Zrobiło mi się go trochę szkoda, ale uważam, iż każdy zasługuje na drugą szansę, nawet taka osoba jak Kira. Potem wróciłyśmy do mieszkania. Chłopacy siedzieli na kanapie i popijali piwo. Uśmiechnęłam się i usiadłam obok nich. Wszystko powoli zaczynało się układać. Chwilę później mała spała w kołysce, a nasza czwórka planowała wesele i chrzciny. Wieczorem pożegnaliśmy się i wróciłam z Thomasem do domu.  Kilka miesięcy później wzięliśmy skromny ślub. Na weselu wszyscy bawili się świetnie. Miesiąc miodowy spędziliśmy w domku zimowym wujka Melani. W trakcie miesiąca miodowego odwiedziła nas dwójka naszych przyjaciół. Melania i Nicholas byli już po potajemnym ślubie. Dziewczyna pochwaliła mi się, że spodziewa się dziecka. Pogratulowałam jej.
-Na jakiś czas zostaniemy w naszym rodzinnym mieście. Chcę, aby nasze maleństwo urodziło się w naszym miasteczku.
-A co z waszą grupą taneczną?
-Do czasu rozwiązania mój mąż zajmie się wszystkim. Ja zostanę tutaj i zadbam o siebie.
-Dacie radę? Przecież wasze wyjazdy trwają miesiącami..
-Uwierz mi, nasza miłość przetrwa wszystko. Ufamy sobie bezgranicznie.
-Cieszę się waszym szczęściem.
-Słyszałam, iż Ann wybrała cię na chrzestną.
-Tak.
-Gratulacje. W takim razie Anastazja będzie chrzestną mojego maleństwa, a ja zaklepuje bycie chrzestną twojego. Myśleliście już o tym? O dziecku?
-Mamy je w planach. Zobaczymy jak to będzie. Pierwszo chcemy wrócić do domu.
-Postaraj się jak najszybciej możesz to będziemy przeżywać macierzyństwo we trzy.
-Byłoby super. Pogadam o tym z Thomasem.
-Sądzę, że będziecie świetnymi rodzicami.
-Mam taką nadzieję.
Rozmawiałyśmy jeszcze pół godziny, a następnie dołączyłyśmy do chłopaków, którzy dyskutowali o meczach i innych tego typu rzeczach. Uśmiechnęłam się do Thomasa, a on odwzajemnił ten uśmiech. Melania poruszyła temat dziecko, a potem zabrała Nicholasa i pożegnała się z nami. Było to nieco dziwne, ale zrozumiałam jej intencje. Mój mąż spojrzał się na mnie pytająco. Przez resztę miesiąca miodowego staraliśmy się o potomstwo. Potem gdy wróciliśmy do rodzinnego miasta, odwiedziłam przychodnie, w której przyjmowała doktor Hanna. Liczyłam na wesołą nowinę, ale po badaniach lekarka powiedziała mi, że nie jestem w ciąży. Opowiedziałam jej o naszych miesięcznych staraniach się o dziecko i kobieta zrobiła mi kilka innych badań.
-Bardzo mi przykro, panno Charlotte.
-Dlaczego?
-Cierpi pani na bezpłodność. Pani nie będzie mogła mieć dzieci. Można jeszcze spróbować kilku metod, ale wątpię by odniosły jakikolwiek efekt.
Słowa lekarki rozbrzmiały echem w mojej głowie. Przeprosiłam ją i opuściłam gabinet. Łzy ciekły mi po policzku strumieniami. Wróciłam do domu i położyłam się w sypialni. Kiedy Thomas wrócił z pracy, przyszedł do mnie.
-Co się stało, kochanie?
-Nie mogę mieć dzieci!
-Charlotte, nie płacz. Na pewno jakoś sobie z tym poradzimy. Jest tyle sposobów…
-Nie! Zawiodłam cię. Nie powinieneś żenić się z bezpłodną kobietą..
-Skarbie, nie to jest najważniejsze. Owszem chciałbym mieć z tobą dziecko, ale obejdę się bez tego, jeśli nie chcesz spróbować innych metod. Dla mnie jesteś najważniejsza.
Chłopak podszedł do mnie i wziął mnie w swoje ramiona. Przytuliłam go z całych sił i nie chciałam puścić. Zastanawiałam się, czym sobie zasłużyłam na tak wspaniałego męża. Postanowiłam nie podać się i spróbować metod, o których wspomniała doktor Hanna. Niestety żadna z nich nie powidła się, a ja przeżyłam małe załamanie. Nie chciałam wychodzić z domu i nie mogłam nic jeść. Wszystko straciło swoje barwy i nic nie sprawiało mi radości. Mój mąż codziennie próbował podnieść mnie na duchu, lecz nawet jemu się to nie udawało. Melania kilka razy mnie odwiedziła, ale widok jej zaokrąglonego brzucha doprowadzał mnie do łez, więc przestała przychodzić. Anastazja także kilka razy do mnie wpadła, lecz żadne jej słowa mi nie pomogły. Moja przyjaciółka nie podała się łatwo.
-Niedługo są chrzciny. Nie możesz mieć dziecka, ale możesz być matką chrzestną. Christopher, ja i Thomas martwimy się o ciebie. Wróć do nas. Nie poddawaj się. Gdzie się podziała moja waleczna Charlotta?
-Nie ma jej już.
Odwróciłam wzrok i znowu zalałam się łzami. Mimo wszystko byłam obecna na chrzcinach. Zostałam chrzestną Emily i tamtego dnia nie uroniłam ani jednej łzy. Musiałam być silna dla moich bliskich. Kiedy trzymałam Emily na rękach i wypowiadałam przyrzeczenia przed księdzem i innymi, poczułam się lepiej. Wszyscy byli dla mnie wyrozumiali i uśmiechali się do mnie. Wiedziałam, że zawsze będą ze mną i będą mnie wspierać. Następnego dnia Thomas nie poszedł do pracy, co mnie zdziwiło. Zjedliśmy razem śniadanie, a później obejrzeliśmy jedne film. Po filmie mój mąż poprosił, abym się uszykowała na wyjście. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie chce mnie zabrać. Gdy się ubierałam, on wykonał kilka telefonów. Następnie wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Kilkadziesiąt minut później zatrzymaliśmy się. Thomas otworzył mi drzwi od auta i zawiązał mi szalik na oczach. Przez jakiś czas prowadził mnie cały czas prosto. Potem pomógł mi wejść po schodach i wprowadził mnie do jakiegoś budynku. Zatrzymaliśmy się dopiero w pomieszczeniu, w którym było bardzo głośno. Wszędzie było słychać głosy dzieci. Mój mąż odsłonił mi oczy i ujrzałam sporą grupę dzieci bawiącą się na dywanie.
-Gdzie my jesteśmy?
-To jest sierociniec. Martina pracuje tu i poleciła nam to miejsce.
-Dlaczego mnie tu zabrałeś?
-Nie możemy mieć biologicznego dziecka, ale możemy mieć dziecko. Spójrz, jak wiele dzieci czeka na odpowiedni dom i ludzi, którzy staną się ich rodziną oraz ich pokochają. Jedno z tych dzieci może zostać naszym dzieckiem. Wystarczy tylko, że ty będziesz tego chciała, więc jak?
Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go. Zostawiłam go w tyle i podeszłam do siostry zakonnej. Kobieta przedstawiła mnie dzieciakom i wmieszała mnie wśród nie. Bawiłam się z nimi kilka godzin. Poprawiło to znacznie mój humor, lecz nie wiedziałam, które z nich zostanie moim dzieckiem. Wszystkie były wspaniałe. Pod koniec naszej wizyty siostra zaprowadziła nas do pokoju z mniejszymi dziećmi. W jednym z kojców zauważyłam maleństwo podłączone do kroplówki, podbiegłam tam.
-To jest Tymon. Jest on chorowitym maleństwem i raczej się stąd prędko nie wydostanie. Rzadko kiedy ktoś adoptuje takie dziecko, jak on.  Ludzie wolą zdrowe dzieci.
-To on.-wyszeptałam ze łzami w oczach.
-Co mówisz, kochanie?
-Zaadoptujmy go i obdarzmy całą naszą miłością.
-Jesteś pewna?
-Tak.
Wzięłam chłopca na ręce i pocałowałam go w czółko. Był on blady i chudziutki. Miał piękne niebieskie oczy, które błyszczały się i przyglądały mi się uważnie. Jego wzrok wołał o miłość. Siostra wzięła go ode mnie i włożyła do kojca.
-Jesteście państwo pewni?-zapytała nas.
-Jeżeli żona tak uważa, to jesteśmy pewni.
Przez kilka następnych dni załatwialiśmy wszystkie formalności i przygotowywaliśmy pokój dla maleństwa w naszej sypialni. Postanowiliśmy przenieść się do salonu. Pomalowaliśmy pokój na zielono- niebiesko. Namalowałam na ścianach drzewa i kwiaty oraz ptaki, chmury i słońce. Kupiliśmy fotel, który po zamontowaniu wyglądał, jakby zwisał z drzewa. Zakupiliśmy też wiele potrzebnych rzeczy, takich jak ubranka, czy zabawki. Dokupiliśmy także meble do pokoiku dziecięcego i kiedy wszystko było już gotowe, pojechaliśmy do sierocińca po Tymona. Zgodnie z metryką chłopczyk miał półtora roku. Siostra powiedziała nam, że umie już chodzić i powoli uczy się mówić. Opowiedziała nam też trochę o jego rodzicach. Matka Tymona zmarła przy porodzie, a ojciec popadł w alkoholizm. Nie chciał widzieć chłopca, bo za bardzo przypominał mu o zmarłej żonie, więc go oddał. Obiecałam zakonnicy, iż mały będzie miał u nas świetne życie. Kiedy poszłam go zabrać, nie miał już kroplówki, siedział na dywanie i bawił się z innymi maluszkami. Podeszłam do niego i przywitałam się.
-Cześć, maleńki! Od dzisiaj możesz mi mówić ,, mamo”.
Chłopiec uśmiechnął się do mnie , a ja wzięłam go na ręce. Siostra dała nam jego rzeczy, które dostała przy jego oddaniu i życzyła nam jak najlepiej. Uradowana zabrałam mojego synka do domu. Razem z Thomasem pokazaliśmy mu nasz dom i zabraliśmy do jego pokoju. Wręczyłam mu dwa samochodziki, a chłopiec zaczął się nimi bawić. Był zadowolony i uśmiechał się od ucha do ucha. Miałam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzuje. Mój mąż usiadł obok niego, a mały wręczył mu jedne samochodzik. Thomas zaczął się z nim bawić. Obserwowałam tą sytuację stojąc w drzwiach i rozmarzyłam się. Wyobraziłam sobie pierwszą wizytę z żłobku, pierwszy dzień w podstawówce, rozpoczęcie liceum, pierwszą miłość mojego synka, studia i całe nasze wspólne życie. Poczułam się w spełniona.

Obiecaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz