60. Wróg w naszych szeregach

7.8K 642 235
                                    

- Opieranie się Imperiusowi jest prawie niemożliwe. Próbowałam ze wszystkich sił, ale najwidoczniej moja miłość była zbyt słaba... - powiedziała ze smutkiem Rila, kończąc opowieść. - Nie tak miała zakończyć się moja historia, ale twoja nadal ma szansę na lepsze zakończenie. Alice, wiem, że jesteś ukrywana, zmieniasz imiona, ale koniec. Jesteś moją małą siostrzyczką Alice Manson... Nic, co powiem nie zmieni naszej krwawej przeszłości, bo wiem, jak bardzo cię skrzywdziłam. Zrobiłam coś strasznego... zniszczyłam cię pod każdym względem. Nie zasługuję na to, ale błagam cię... Wybacz mi, wybacz mi moje grzechy... Błagam... Uwolnij mnie.

Po twarzy Harley popłynęły łzy. Teraz miała potwierdzenie, że za wszystkim stał ojciec Draco. Wbił jej rodzinie nóż w plecy, a raczej różdżkę. Rila była skazana na potępienie, pozbawiona szansy błagać rodziny o wybaczenie, chciała ją chronić ponad wszystko. Ponad życie. Zupełnie, jak pozostali, jak Zakon, ale z innego powodu, nie bo była cenna, ale bo była ich rodziną, małą córeczką.

Patrzyła na łzy na przeźroczystej twarzy siostry, która podfrunęła do niej. Dotknęła dłonią policzka Harley, chociaż ta nie czuła tego kontaktu fizycznego. Wpatrywały się sobie w oczy, tak jak kiedyś. Jak przed tamtym dniem.

- Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić...

- Brakuje mi ich... - pociągnęła nosem.

- Wiem, skarbie.

- Byłam taka samotna... Udawanie dobrej córki rodziców, których nie mam, stawanie się pustą skorupą. Ja tego nie chcę! - Ukryła twarz w dłoniach, krzycząc i płacząc.

Wszystkie emocje, które trzymała w sobie przez sześć lat, pękły niczym bańka, pozwalając im wszystkim ujrzeć światło dzienne. Harley wrzeszczała, padła na kolana i krzyczała, aż zaczynała czuć suchość w ustach i drapanie w gardle.

- Chcę ich zobaczyć! Chcę by wrócili! Chcę byśmy znów byli rodziną...

- Alice...

- Nie chcę więcej... nie chcę tego... Byłam taka samotna, bez nikogo na tym świecie. Nie mogłam chwalić się zwycięstwami i żalić porażkami. Nie było nikogo, kto dałby mi miłość... Tak bardzo jej pragnęłam, szukałam wszędzie, w drobnych rzeczach, ale nikt nie mógł mi jej zwrócić. Miłość, którą próbowałaś mnie chronić, miłość, którą darzyli mnie rodzice... ja to straciłam! Zostałam sama na świecie!

Mimo że duchy nie mogły dotknąć żywych, tak Harley czuła ciepłe ramiona siostry, która ją przytulała.

- Nigdy jej nie straciłaś. Masz w sobie tyle miłości... tylu ludzi. Nigdy nie będziesz sama. My zawsze będziemy tutaj z tobą.

- Chcę cię nienawidzić, chcę byś znów była moim wrogiem... bo wtedy to mniej boli...

- Już więcej nie musisz cierpieć, Alice.

- Rila... nie nienawidzę cię.

- Wiem, siostrzyczko.

- Kocham... cię...

Duch odsunął się od siostry z uśmiechem na twarzy. Nogi powoli stawały się niewidoczne, co Harley szybko zrozumiała. Jej siostra znikała z tego świata, bo wszystkie sprawy, które ją tu trzymały niczym więźnia, skończyły się. Ostatnia nić trzymająca ją z tym światem została zerwana.

- Rila, nie...

- Nigdy nie będziesz sama, Alice.

- Rila!

- Już czas. Zdejmij maskę.

Nim dziewczyna zerwała się z podłogi, aby złapać Rilę za dłoń, ta zniknęła, zostawiając Harley całkowicie samą w przeklętym pokoju. Do pokoju wbiegła Hilde z wyciągniętą różdżką. Zdążyła jeszcze zobaczyć nikły uśmiech Rili, odczuwając tym samym ulgę. Popatrzyła na ostatnią siostrzenicę, która zalewała się łzami. Harley doskoczyła do niej, łapiąc ją za suknię.

- Niech ona wróci! Błagam! Niech wróci!

- Przykro mi... Rila była tutaj trzymana, bo nie potrafiła opuścić tego świata bez rozmowy z tobą, a kiedy postanowiłaś jej wybaczyć... odeszła...

- Nie wybaczam jej! Niech wróci... błagam... ktokolwiek... niech wrócą... Ja nie chcę być sama.

Hilde skrzywiła się i zrobiła coś, czego się po sobie nie spodziewała. Nie sądziła, że stać ją na takie ludzkie odruchy - wyciągnęła ręce i objęła siostrzenicę, a ta oparła głowę na jej ramieniu. Nie wiedziała, co ją podkusiło, nigdy nie potrzebowała takich ludzkich uczuć, wszystko umarło wraz z jej ukochanym dawno temu.

Nie czuła przywiązania czy rodzinnych więzi... a jednak odejście Rili, z którą rozmawiała szczerze i od serca, obudziło w niej iskierkę, która pchnęła ją do próby pocieszenia siostrzenicy.

- Nie jesteś sama - powiedziała spokojnie, głaszcząc ją po włosach. - Ja tu jestem... Będę. Będziemy razem.

,,Masz w sobie tyle miłości... tylu ludzi''.

- Czy jesteś gotowa wrócić do Hogwartu?

Nie odpowiedziała jej, wpatrując się w podłogę, przypominając sobie słowa Rili, a potem portretu, który nie podawał jej hasła, bo nie znała odpowiedzi na zagadkę. Mógł targować się i żądać czego innego, a jednak naciskał na odpowiedź. Chciał jej coś przekazać? Coś wyjaśnić?

,,Maszjej w sobie mnóstwo, kiedy On nie ma jej wcale''

Czy odpowiedź to ,,miłość''? W takim razie... kim jest ,,On''?

- Harley?

- Jestem gotowa - mruknęła, ocierając łzy.

Chciała opuścić ten dom i nigdy do niego wracać. Zeszła po schodach na parter, a potem ostatni raz spojrzała na wiszący portret nad kominkiem - szczęśliwa rodzina, która nie miała prawa być szczęśliwą, nie kiedy w jej żyłach płynęła tak cenna krew. Stanęła przed posiadłością, próbując zapamiętać każdy detal... a jednocześnie pamiętając ten dom z czasów jego świetności.

Wyciągnęła przed siebie różdżkę, a ciotka śledziła każdy jej ruch. Nie protestowała, gdy rzucała zaklęcie.

- Incendio.

Z końca różdżki prysnęły iskry, które szybko zamieniły się w ogromny ogień, trawiący niegdyś dumną posiadłość jeszcze dumniejszej rodziny. Z tym zaklęciem i ogniem spaliła nie tylko przeszłość, ale i maskę, której postanowiła więcej nie zakładać. Schowała różdżkę i odwróciła się w stronę spokojnie czekającej ciotki.

- Idziemy?

- Tak. - Skinęła głową, wyprzedzając ciotkę w drodze do bramy, z której chciała się aportować ponownie do szkoły. - I jeszcze coś. - Spojrzała na kobietę przez ramię. - Nie jestem Harley Benson, nazywam się Alice Manson i wróciłam do żywych.

Kobieta mimowolnie uśmiechnęła się, wpatrując się w twarz siostrzenicy - tak podobnej do jej siostry. Gdy dziewczyna była gotowa do przeskoku, Hilde postanowiła raz jeszcze spojrzeć na rezydencję, od której wszystko się zaczęło - tu gdzie zginęła mała Alice, odrodziła się jeszcze potężniejsza czarownica. W płomieniach niczym feniks, którego krew płynęła w jej żyłach.

Doszła do Alice i razem przeskoczyły do Hogwartu, gdzie w tym samym czasie pojawił się Albus Dumbledore z Harrym Potterem wraz z horkruksem, a na wieży astronomiczne miało zaraz dojść do największej tragedii w świecie czarodziejów.

Alice pojawiła się w chwili, kiedy ciało dyrektora zaczęła spadać, aż z hukiem uderzyło o twardą powierzchnię. Hilde szybko zrozumiała, co się dzieje, a Alice podniosła wzrok na szczyt wieży, gdzie wydawało jej się, że mignęła jej znajoma czarna szata i jasna czupryna - zbyt charakterystyczne dla dwóch osób, ale miała wrażenie, że tylko jej się wydawało.

Musiała się upewnić. Nagle Hilde złapała ją za ramię, a potem razem wtopiły się w ścianę, w ciszy przyglądając się jak przez główne wrota wychodzi Severus Snape, Draco Malfoy w towarzystwie swego ojca, Bellatrix Lestrange i jeszcze kilku Śmierciożerców. Opuścili teren szkoły.

Gdy przeszli przez drewniany most, Alice wyrwała się ciotce i pobiegła za Harrym Potterem, który jeszcze wcześniej ją minął.

Avada Kedavra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz