Rozdział 2

36 7 0
                                    

Siedziałem w poczekalni, przed drzwiami pokoju dyrektora, przeglądając plan lekcji na ten rok szkolny. Od czasu do czasu nerwowo zerkałem na ścienny zegarek, mierzwiąc ze stresu bujne loki, walcząc z bólem głowy. Wczorajsza impreza dała mi w kość, jednak mam mało czasu na realizację swojego planu. Rekrutacja na przewodników zaczyna się dzisiaj. Drzwi od sekretariatu otworzyły się z hukiem, spojrzałem w ich kierunku z nadzieją, że przyszli nowi uczniowie. Westchnąłem głośno, kiedy ujrzałem Anastasie i na marne próbowałem się przed nią schować, kuląc się na krześle w bezkształtną masę. Nie chciałem z nią rozmawiać, bo dobrze wiedziałem, że w pewnym momencie przekonałaby mnie do zrezygnowania z zakładu, miała na mnie za duży wpływ, a wiedziałem, ze ten zakład nie przypadł jej do gustu. Kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się, przełknąłem głośno ślinę.

- Na co czekasz Simpson? – zapytała, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Wlepiła we mnie ten swój nieprzyjemny wzrok, przechylając głowę na bok. Przeszedł mnie dreszcz. Podniosłem się z krzesła, przybierając twarz pokerzysty.

- Zgłosiłem się do oprowadzania nowych uczniów po szkole – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, poprawiając szelkę plecaka na ramieniu.

Ana spojrzała na mnie podejrzliwie, zagryzając wargę. Zawsze tak robiła kiedy zastanawiała się nad czymś intensywnie. Oparłem się o ścianę, zerkając na zegarek. Szybciej, ratujcie mnie z tej rozmowy. Szatynka podeszła do mnie i z wściekłością wyrwała mi z rąk kartkę. Szybko przebiegła wzrokiem po zawartości, zmięła w dłoni i cisnęła w kąt z nieukrywanym obrzydzeniem.

- Nie wierzę – kręci z dezaprobatą głową. – Wcielasz w życie zakład! – syknęła pod nosem, mordując mnie wzrokiem.

Przewracam oczami, podnosząc z ziemi plan lekcji osoby, którą mam oprowadzić.

- Spostrzegawcza jesteś – mówię sarkastycznie, mierzwiąc włosy. Między nami zapada cisza, widzę jak zaciska dłonie w pięści, gotowa ich użyć. Pomocy.

- Panie Simpson, zapraszam – słyszę zachrypnięty głos za plecami.

Odwracam się w tamtą stronę, widząc starszego mężczyznę w czarnym garniturze. W duchu dziękuję mu, że przyszedł w samą porę, zanim brunetka zaczęła swoje kazanie. Odwracam się do niej, by pomachać jej na pożegnanie i ruszam za dyrektorem do gabinetu. Zamykam za sobą drzwi i widzę dziewczynę z klubu, która stoi z opuszczoną głową, wpatrując się w swoje trampki.

- Bradley to jest Scarlett, nowa uczennica drugiej klasy – przedstawia ją dyrektor, wskazując na nią dłonią.

Uśmiecham się ciepło, wyciągając w jej stronę rękę. Dziewczyna delikatnie ją ściska, uciekając wzrokiem na okno. Jest bardziej nieśmiałą niż myślałem, to może mi utrudnić zadanie. Patrząc na nią wyczekująco nawiązujemy przelotny kontakt wzrokowy. Ma ładne oczy. Żadne z nas nie wie co powiedzieć, stoimy więc jak w trójkącie bermudzkim, pochłaniającym głos.

- Mam nadzieję, że zapoznasz Scarlett z naszą szkołą – dyrektor przerywa tę niezręczną ciszę. Kiwam twierdząco głową, otwierając drzwi od gabinetu.

- No to... chodźmy – mówię, zerkając na szatynkę. – Zauważyłem, że masz dużo zajęć artystycznych.

- Tak, to prawda – rzekła, uśmiechając się nieśmiało, zerkając w moją stronę. 

Ten uroczy ton mnie piorunuje. Mogę się jej lepiej przyjrzeć przez tę ulotną chwilę. Ma bardzo dziewczęcą twarz, przyozdobioną delikatnym makijażem. Spod długich rzęs spoglądały na mnie jej wielkie oczy, pełne niepewności i strachu. Była taka niewinna. Zrobiło mi się gorąco, przez głowę przeleciało mi milion myśli naraz. Chciałem się nią zaopiekować, sprawić by uśmiech nie schodził z jej ślicznej buźki, żeby jej oczy patrzyły na mnie jak na kogoś wyjątkowego. Nie mogłem jej skrzywdzić. Kiedy zrozumiałem sens swoich myśli poczułem atak paniki. Gardło ścisnęło mi się jak postronek, próbowałem je od siebie odgonić. To tylko zakład, przelecisz ją i nagroda jest twoja. Nic z tego nie będzie. Ciepło w sercu mówiło jednak coś innego.

- Pokażę Ci, gdzie wszystko się znajduje – powiedziałem rozdygotanym tonem, kierując się na schody. – To czym się interesujesz? – pytam.

- Fotografią – odpowiada krótko.

Ruchem dłoni pokazuje jej klasę historyczną. Kiwa głową, przechodzimy do kolejnej części budynku.

- A tu? – wskazuje głową na drzwi.

- To właśnie sala fotograficzna- odpowiedziałem – chcesz zerknąć?

- Było by miło – uśmiechnęła się.

I znowu czuję jak mięknę, patrząc na jej wargi. Wchodzimy do sali, jest pusta. Przyglądam się jak z entuzjazmem przegląda aparaty, obiektywy, jak z ciekawością ogląda wyposażenie ciemni. Nabrała rumieńców, z jej ust nie schodzi uśmiech. Nie mogę oderwać wzroku. Mam tylko nadzieje, że nie przyłapie mnie na gapieniu się na nią. Po dziesięciu minutach opuszczamy salę fotografii, kierując się ku reszcie szkoły. Reszta obchodu upływa na krótkich wymianach zdań, jej ukradkowych uśmiechach i moim cichym zachwycie nią.

- To by było na tyle, cała szkoła- mówię, kończąc wycieczkę.

Przystajemy przy rzędzie szkolnych szafek, wskazałem jej który schowek należy do niej, wręczając jej klucz.

- Bradley, mogę zadać ci pytanie? – Scarlett spuszcza oczy na swoje stopy. Patrzę na nią pytającym wzrokiem, opierając się o ścianę.

- Pytaj – odpowiadam, cały czas nie spuszczając z niej wzroku. Szatynka uśmiecha się nieśmiało, zagryzając wargę. Robi to całkiem inaczej niż Ana, wygląda niesamowicie uroczo.

- Nie miałbyś nic przeciwko, żeby mnie oprowadzić po mieście? Pokazać ciekawe miejsca? – mówi cicho, zerkając w moją stronę i wbijając wzrok w moją osobę.

Marszczę czoło, udając że zastanawiam się czy dzisiaj nie miałem żadnych planów. Wiem że nie mogę tego odpuścić, to moja szansa żeby się do niej zbliżyć.

- Nie ma problemu – odpowiadam z uśmiechem. – To o 16?

Dziewczyna kiwa głową, uśmiechając się.

- Tak, o 16 – szepcze, podającmi kopie swojego planu lekcji. 

Widzę na nim ciąg liczb i kształtny podpis. 

 –To mój numer, napisz później to powiem ci, gdzie masz dokładnie przyjść – mówi,poprawiając swoje gęste włosy. Kiwam w odpowiedzi głową, żegnając się zszatynką. 

Dziewczyna po chwili szybko odchodzi. Zostaje sam z myślami. Myślę otej dziewczynie. Czy to możliwe że ja... Odrzucam szybko od siebie te myśli iwszystko, co dzisiaj poczułem. Nie mogę o tym teraz myśleć. Czas rozpocząćzabawę i wygrać pieprzony zakład, choć wiem ,że to nie będzie takie proste jakpoczątkowo myślałem.    

Time is not on our side |BS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz