Rozdział 15

6.4K 180 7
                                    

Usiedliśmy do stołu, atmosfera nie była zbyt wesoła, bardziej smutna. Wszystko wydawało się zatrzymać a czas leciał tak wolno. Kulka służących chodziło po pokoju podając potrawy na stół.
Nie była to jakiś mały obiad a duża uczta.
Mała z nudów dziubała widelcem w talerzu nic nie jedząc. Nie dziwiłam się jej w końcu nie codziennie je takie smakołyki, zwykle jest to zwykły obiad.

-A więc to ty jesteś tą dziewczyną która urodziła moją wnuczkę? - zapytała starsza kopia Mike'a, był dokładnie taki sam gdyby nie to że na czubkach jego głowy gdzie nie gdzie było widać pasma siwizny. Zaraz po tym pytaniu kobieta trzepnęła męża w ramię.

- Tak to ja - spojrzałam na Mike'a który pokiwał ledwie zauważalnie głową.

- Tato ja już nie chcę - powiedziała Nadia patrząc błagalnie na Mike'a któremu uśmiech wkradł się na twarz.

-To zostaw - powiedział Mike patrząc na małą. Ta natomiast zeszła z krzesła i podeszła do Mike'a patrząc na niego błagalnie. Ten z uśmiechem wzią ją na ręce i posadził na kolanach.

- Jak się poznaliście? - zapytała kobieta po boku kopii Mike'a.z Spojrzałam na Mike który w ogóle nie czuł się skrępowany zachowaniem rodziców, a wręcz przeciwnie, nie sprawiało mu to żadnego problemu. Może to tylko ja jestem tak nienormalna?

- Jeszcze w szkole średniej, uhh to były czasy - powiedział rozmarzajać się jakby wracał do czasów szkoły.

- Tak, między nami nie było nic innego jak czysta nienawiść - powiedziałam spoglądając na Mike'a który ledwie dostrzegalnie się skrzywił.

- To dziwne - powiedziała kobieta spoglądając w stronę mężczyzny, ten ledwie zauważalnie uśmiechnął się.
- U nas było bardzo podobnie - uśmiech znikł i znów widać było tę obojętną twarz.

Cała kolacja minęła spokojnie, choć często było mi głupio. Ciągle padały nie wygodne pytania i w jakiś sposób raniące i chamskie. Starałam się tego nie okazywać aż w końcu ojciec Mike zaprosił mnie do swojego gabinetu. Mała została z matką Mike'a i nim samym. Lekko z zdenerwowaniem podążałam w kierunku jakieś pokoju.

Weszłam spokojnie spoglądając na całą szerokość pokoju. Czarne biurko stało na przeciw drzwi a po bokach stały jakieś szafki z seglatorami.

Mężczyzna podszedł do biurka otwierając szufladę z której wyciągnął mały pojemniczek. W nim była cała poczka cygaro. Wziął jednego i zapalił.

- Zacznę prosto z mostu - powiedział po chwili patrząc na mnie.
- Zostaw mojego syna!

- Nie rozumiem - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.

- Zostawisz mojego syna! - powiedział lekko marszcząc czoło. Byłam zdziwiona i zaskoczona. To znaczy że nie interesuje go szczęście własnego syna?

- Dlaczego? - ciche pytanie wytrwało się z moich ust.

- Popatrz na niego - powiedział spoglądając na fotografie leżącą na w biurku.
- Męczy się żyjąc z tobą i twoją córką - powili przeanalizowałam słowa mężczyzna. Nie zauważyłam tego by się męczył, bardziej sprawiało mu to przyjemność, bycie w otoczeniu swojej córki.

- Rozumiem, ale nie rozdziele znów ojca i córki, to niesprawiedliwe

-Jeśli zaproponuję ci przyzwoitą cenę ? - powiedział wyciągając portfel z tylnej kieszeni. Położył na stół 100, 200 zloty dalej przeglądając bankonoty.

-Nie jestem do kupienia! - zaprzeczyłam od razu. Nie będzie nikt mnie przekonywał, nie pozwolę sobie na to.

-Oczywiście, przepraszam jeśli tal to zabrzmiało - powiedział posyłając w moją stronę wymuszony uśmiech.
- Po prostu Mike już jest zaręczyny a za niedługo odbędzie się ślub - zdębiałam, kompletnie się tego nie spodziewałam. Moja mina od razu zeszła, a zamiast niej był smutek.

- Rozumiem - odpowiedziałam krótko.

- Przykro mi jeśli mój syn naobiecywał ci czegoś - powiedział z wyższością a zarazem kpiną w głosie. Wiedziałam że jestem na przegranej pozycji.

- Spokojnie, nie wiązałam z nim najbliższej przyszłości - powiedziałam wynikająco.

- Rozumiem że nie powiedział co o tym? - zrozumiały uśmieszek gościł na jego ustach. Dało się go dobrze zobaczyć choć chciał go ukryć po obojętnym wyrazem twarzy.

- Niestety nie - przyznałam smutno.

- Bardzo mi smutno - wiedziałam że tak nie jest, cieszył się i to bardzo.
- Dlatego jeśli pozwolisz pomogę ci finansowo przy dziecku - uśmiechnął się cwaniacko. Nie, nie chcę jego brudnych pieniędzy.

- Dziękuję ale niestety muszę odmówić - powiedziałam patrząc w dół na buty, Nie byłam w stanie patrzeć na ojca Mike'a

-Zastanów się, zyskasz nic nie tracąc.

- Podziękuję, wolała bym ojca ale nie można mieć wszystkiego - powiedziałam zawiedziona chcąc ja najszybciej opuścić teb dom.
- A teraz jeśli pan pozwoli chciała bym już wyjść - odwróciłam się w stronę drzwi.

- Zastanów się jeszcze raz - pouczył.

-Już zdecydowałam - nabrałam w sobie odwagę by powiedzieć jego ojcu to co chciałam, nie pofając się.
- I nie rozumiem jak Mike może mieć takiego ojca który myśl tylko o sobie.

Chciałam za klamkę kiedy ktoś brutalniw odwróciła mnie o 180°. Na początku przestraszyłam się widząc zezłoszczoną twarz mężczyzny.

-Uważaj na słowa gówniaro, bo chyba nie wiesz z kim rozmawiasz - powiedział chwytając brutalnie moje nadgarstki. Gdyby trochę przekrzywil je w prawo byłby w stanie je skręcić.

-Daję ci dwa tygodnie, jeśli nie zostwisz Mike'a spotka Cię kara- zagroził - a ja zawsze uderzam w najczulszy punkt.
Wiedziałam że chodziło mu o Nadię, to ona jest osobą która kocham najbardziej na świecie, będę w stanie poświęcić się dla niej. Wiedział gdzie uderzyć a ja byłam bezsilna i musiałam przystąpić na jego warunki.

Poluźnił uścisk a ja szybko wyszłam z pokoju. Moje oczy zalazły się łzami. Szybko je starłam idąc w stronę małej.

- Przepraszam Panią i Ciebie Mike ale wyniknęła jedna sytuacja i niestety muszę się już zbierać - Mike patrzył się na mnie zmartwiony. Nadal pamiętam że ma narzeczoną.

-Odwiozę was - zaoferował się.

-Nie - zaprzeczyłam od razu. - pójdziemy się przejść.
Wziąłam małą za rączkę i razem poszłyśmy do wyjścia. Małą wiedziała że coś jest nie tak, nie odezwała się, szła tylko cicho ze mną.

- Nie wypuszczę was same - powiedział lrwny sobie Mike. Chciałam się zgodzić ale za nim pojawił się mężczyzna, od zau wiedziałam że nie mogę.

-Nie -  powiedziałam głośniej. Nie zdarzył się odezwać, bo razem z małą wyszłyśmy.

Odeszliśmy trochę od ich domu i w końcu dałam upust emoją. Łzy płynęły a droga mi się zamazywała. Nie dałam rady już być silna, nie dałam i wiem że jestem słaba ale tak bywa. W końcu w każdym coś pęka gdy codzienność to udręka.

-Nie płacz mamo - wystarczyło jedno słowo mojej małej Kruszynki żeby przypomnieć sobie że mam dla kogo walczyć. Starałam łzy, wzięłam małą na rączki a ona pocałowała mnie w policzek. Na moich ustach zagościł uśmiech a ja z determinacją szłam przed siebie, wiedząc że muszę walczyć.

YOU LOOK LIKE HER ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz