Stara karczma na rozdrożu gdzieś w Temeri
Zapach żywicy łączył się z zapachem piwa i smrodem niektórych wieśniaków którzy niedawno wrócili ze żniw .Pół mrok jaki panował w karczmie był czymś wyjątkowych w prawnie na dworze było popołudnie a tu półmrok jakby jedynym źródłem światła był kominek naprzeciw drzwi.
Przy stoliku pod ścianą pijąc piwo z drewnianych i dość starych kuflów siedziało 2ch wędrowców, opowiadali oni dość sporej grupce jak to jest w Oxenfurcie i jak wiedźmin zabił króla Foltesta, wieśniacy patrzyli na nich jakby od tego zależało ich życie.
-Coś bredzisz-Powiedział obskurny wieśniak -Henselt chciał dla nas dobrze to ,że zabili go to...
-Morda kmiocie bo Ci ją opucuje pogrzybacem-Odezwał się siedzący obok mędrca- Henselt to psi syn był, dobrze że go Elfy zabiły.-Zakończył i zajrzał do pustego kufla-
-Co byś powiedział jeżeli określiłbym zabójce Henselta jako członka sił specjalnych Foltesta ?-Powiedział powoli mędrzec-
-Mów Pan prościej bo się pogubiłem-Powiedział karczmarz-
W karczmie zapanowała cisza, karczmarz Olfa mający karczmę od 10 lat teraz zamilkł i polerował kufle, wieśniacka gawiedź ucichła jakby czekała na coś niezwykłego, na coś czym mędrcy ich zaskoczą.
-Pies Hensoltowi mordę lizał-Podsumował rosły chłop stojący za zgromadzonymi- opowiedzcie mądrzy, jak to z potworami jest.Bo u nas się jakieś licho za wsią zalęgło.
-No, powiedzcie coś-Powiedział żywo obskurny-
-Wiecie kim są wiedźmaki ?-Zapytaj jeden z mędrców-
-Sołtysowi ostatnio córkę zbałamucił pod płotem, odmieniec chędożony -Odpowiedział jedno oki wieśniak-
-Było to niespełna 2 wiosny temu-Powiedział po czym zaczerpnął łyk piwa- jak wiedźmin Eskel przyjął zlecenie na jakieś licho co to porywało ludzi którzy przechodzili obok groty, inaczej nijak nie przejdziesz bo ścieżka prowadzi tylko tam. Wiedźmin spotkał się z czymś takim raz pierwszy wszak to zabójca potworów ale i on nie jest wszech wiedzący.
-Noi co dalej ?-Zapytał rosły chłop-
-Dalej ? Mhh- zamyślił się- wszedł do groty a z niej dobiegały głosy, jakby ktoś go zachęcał by wszedł dalej, Wiedmini jak to oni ,przed walką zarzywają swoje eliksiry .Gdyby nie one Eskel nie umarł by pewnego wieczoru na szlaku...
-Jaskinia schodziła stromo w dół-Kontynuował 2gi mędrzec- a im bliżej ów wiedźmin był tym ciszej głos go nawoływał. Podłoga była dość śliska a i same powietrze było mocno wilgotne jednak oczy wiedźminów pozwalają widzieć w ciemności ale cóż to da ? Skoro powietrze jak mgła ?
Toteż Eskel po pewnym czasie znalazł kij owinął jego koniec szmatką i użył znaku ognia i bum-Rozwarł ręce- widoczność poprawiona na tyle by można było spostrzec że po podłodze ciągnie się krwawy ślad,Wiedźmin szedł dalej aż po paru metrach zobaczył dolną część ciała człeka z jelitem ciągnącym się w boczną stronę korytarza, głos który go nawoływał ucichł jednak dało się słyszeć jak coś zaczyna łazić w oddali wydając przy tym skomlenie. Kroki były coraz szybsze i głośniejsze, zbliżały się do wiedźmaka a on czekał trzymając miecz srebrem okryty aż tu nagle.-Zrobił pauze- z ciemności wyłonił się okropnie okaleczony pies bez ucha i z porozrywanym ciałem, część organów była na zewnątrz cud że jeszcze żył, jednak nie to było dla Eskela ciekawe, pies bowiem schował się za nim i skomląc jeszcze bardziej, trząsł się jak opentany. Głos ponownie się nasilił a i towarzyszył mu klekot jakby ktoś uderzał prętem o kraty, coś lazło w jego stronę a ten nie wiedział co.

YOU ARE READING
"Zabijam Potwory"
FanfictionWiedźmin Gerald wraz z Wernonem Roschem udają się do karczmy by uzupełnić zapasy, napotykają jednak starych nieprzyjaciół... Miłej lektury :)