Rozdział 21 - Hogsmeade

3.9K 208 136
                                    



                    Poszukiwania Blacka w zamku oraz okolicznych gęstwinach zakończyły się kompletną porażką. Snape i Dumbledore przyjęli do wiadomości, że Luthera nie było w Wielkiej Sali właśnie z powodu trwającej obławy – turkusowooki po raz kolejny zdołał wmówić im dokładnie to, co chciał. Severus z miejsca usprawiedliwił Dragana, pomimo to jednak poczuł się znacznie lepiej z namacalnym dowodem na słuszność podjętej decyzji. Czarnowłosy zapewnił czarodziei, że na błoniach i w okolicach Zakazanego Lasu nie natknął się na ślady obecności zbiega – nie mieli powodu, żeby mu nie wierzyć, choć z całą pewnością powinni. Nawet gdyby jakimś cudem wytropił Syriusza, nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się tą informacją z władzami szkoły – sam chciał dopaść krnąbrnego zbiega i jasno wtłuc mu do tego pokręconego łba, że ucieczka była ostatnią rzeczą na jaką powinien wpaść. Raven, na polecenie narwanego szefa bezustannie przeczesywał najbliższe otoczenie zamku, wykorzystując bogatą paletę umiejętności nabytych przez lata morderczych treningów. To, że w miarę zaufany podwładny był tak blisko, po części uspokajało kruczowłosego. W razie problemów, Raven mógł opanować sytuację w najkorzystniejszy dla nich sposób – po cichu. Minęło już kilka długich, nerwowych dni, lecz raporty pozostawały niezmienne – ani śladu Blacka. Vallerin przyjęła wiadomość o ucieczce byłego więźnia znacznie lepiej niż zakładał, co wcale go nie satysfakcjonowało. Nienawidził gorzkiego posmaku porażki i zamierzał pozbyć się go tak szybko, jak, tylko to możliwe. Płomiennowłosa, pod pretekstem zaangażowania w poszukiwania większych sił, spotkała się z Ethanem i Ravenem ku aprobacie Albusa. Zdecydowanymi słowami odmówiła wysłuchania wszelkich wyjaśnień, dając jasno do zrozumienia, że nie obwiniała ich o zniknięcie Blacka. Bardziej, niż rażąca niekompetencją kuzyna oraz Ravena, martwił ją niepewny los szarookiego czarodzieja. Syriusz nie był stabilny i bez pomocy mógł bardzo łatwo dać się ponieść własnym demonom, które z całą pewnością doprowadziłyby go wprost za kratki. Ani Lady, ani Dragan nie byli pewni, czy powtórnie uwięziony Syriusz nie uległby mało wyrafinowanemu przesłuchaniu i nie ujawniłby niebezpiecznych dla nich szczegółów poprzedniej ucieczki. Błękitnooka oczywiście obawiała się ewentualnych przeszkód w swojej misji, ale coś innego niepokoiło ją do tego stopnia, że nie mogła zmrużyć oka. Syriusz był gdzieś tam kompletnie sam...zdany wyłącznie na siebie... Nie mogła znieść myśli, że czarodziej mógłby zrobić sobie poważną krzywdę, a ona nie byłaby w stanie dostatecznie szybko przyjść mu z pomocą. Poleciła Ethanowi i Ravenowi kontynuowanie poszukiwań oraz powierzyła w ich ręce chronienie Blacka za wszelką cenę, przed wykryciem przez władze. Raven wprawnie mylił tropy w Lesie, natomiast Ethan zatroszczył się o wprowadzenie ogromnego zamieszania w szeregach samego Ministerstwa. Potężny chaos informacyjny zapewniał im znacznie większe pole manewru, nie ściągając jednocześnie zbytecznej uwagi. Chociaż tyle mogła zrobić dla Syriusza, skoro nie chciał dłużej zostać u ich boku. Przez intensywne poszukiwania zbiegłego mordercy, odwołano wszystkie wyjścia do Hogsmeade, zaznaczając, że sytuacja zmieni się dopiero gdy Aurorzy przeczeszą każdy centymetr kwadratowy miasteczka. Cedrik rozumiał decyzję dyrektora, jednak w żaden sposób nie łagodziło to poczucia żalu. Stracił okazję na wyjście, do którego długo się przygotowywał i nie potrafił sobie poradzić z zawodem tak ponurą wizją. Z chmurną miną dźgał bezlitośnie gofra z owocami, którego pierwotnie zamierzał zjeść na śniadanie. W poniedziałek miał rozegrać swój pierwszy, oficjalny mecz na pozycji szukającego co całkiem porządnie go stresowało. Do tej pory grywał jako obrońca, więc jego rola w meczu znacząco różniła się od ganiania za zniczem. Informacja o nadchodzącym spotkaniu z Gryffindorem uderzyła w drużynę Hufflepuffu dość nagle i nie mieli dość czasu na dokładne ustalenie planu działania, oraz należyte przećwiczenie taktyki. Slytherin ustąpił im miejsca w meczu otwarcia rozgrywek, tłumacząc taką decyzję kontuzją ramienia Malfoy'a. W sumie widząc kipiącą wściekłość Dragana, Ced dziwił się, że Draco w ogóle był w stanie ręką ruszać. Mocniej wbił widelec w gofra. Tak czy inaczej, Puchoni musieli przygotowywać się w biegu, a on pośpiechu nie lubił. Żeby jakoś to wszystko ogarnąć, zmuszony był częściowo zrezygnować ze nauki z Lutherem po lekcjach. W końcu był kapitanem! Odpowiadał za solidne przygotowanie drużyny bez względu na warunki. Westchnął ciężko, sięgając po filiżankę z zimną herbatą. Brakowało mu tego aroganckiego, wiecznie roześmianego skurczybyka o gadzich oczach. Tęsknota doskwierała mu znacznie bardziej niż powinna, od kiedy Gallatea zaczęła pomagać im w przyswojeniu materiału z eliksirów. Po prostu któregoś popołudnia zjawiła się, podrzucając klucze do pracowni i zapytała, czy chcieliby skorzystać z okazji. Od tamtego czasu wieczorami okupowali salę do eliksirów – za przyzwoleniem profesora, oczywiście – i przeprowadzali praktyczne doświadczenia, uzupełniające wiedzę czysto teoretyczną. Ced lubił, gdy po zakończonej nauce wspólnie porządkowali salę. Świetnie dogadywał się z panną Dumbledore i Lutherem, którego powoli zaczynał traktować jak przyjaciela, a nie zwykłego znajomego. Gdy byli we trójkę, nawet tak niewdzięczny obowiązek jak sprzątanie stawał się czymś relaksująco przyjemnym. Dużo było w tym zasługi specyficznego poczucia humoru Dragana, oraz jego nonszalanckiego podejścia do tego, co robił. Kruczowłosy nagminnie wzdychał, że wszystko jest upierdliwe, irytujące i straszliwie nudne – począwszy od czyszczenia kociołków, na oddychaniu skończywszy. Tea nieraz przywoływała turkusowookiego do porządku, kiedy zbytnio się obijał, zrzucając obowiązki na nich. Z szerokim uśmiechem targała czarne włosy przyjaciela, lub bezceremonialnie okładała go brudną szmatą, na co zawsze reagował kpiącym półuśmieszkiem zwiastującym nieuchronną gonitwę po całym pomieszczeniu. Jedynie Ślizgoni mogli zachowywać się tak swobodnie w lochu nietoperza i nie przejmować się zupełnie konsekwencjami. Diggory nie wiedział, jakim cudem Snape zgodził się, by płomiennowłosa zajmowała jego królestwo i jakby o tym pomyśleć, to wiedzieć nie chciał – liczyła się wyłącznie kolejna okazja do spędzenia z nią czasu. W przeciągu ostatniego tygodnia wiedział ją ledwie trzy razy, ponieważ na tyle pozwalały mu obowiązki. Z zamyślenia wyrwało go gwałtowne szturchnięcie, nie mające w sobie nic z subtelnej kurtuazji. Puchon spojrzał wprost na siedzącego obok Erniego Macmillana, który uśmiechał się szeroko.

Córa rodu Phoenix.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz