Rozdział 19

667 43 1
                                    

Przyznaję, że wtedy żałoba po ojcu bardzo mi przeszkadzała, ale mimo wszystko od razu po zaręczynach, zaczęliśmy z Tomem przygotowania do ślubu.

Strasznie się tego wszystkiego bałam i zasadniczo wcale tego nie chciałam, ale...

No właśnie - ale.

Chyba chciałam utrzeć nosa mojemu bratu i sama nie wiem. Byłam rozbita, a Tom jakoś mnie uspokajał.

Razem postanowiliśmy, że ślub zorganizujemy w Londynie, a nie w Paryżu. Przerażał mnie tylko fakt, że pewnie spotkam Mycrofta, z którym nie widziałam się już od ponad kilku miesięcy.

Został już tylko miesiąc żałoby po tacie i mieliśmy zarezerwowane bilety do Anglii. Dzień przed wylotem spakowałam walizki i wzięłam wszystkie niezbędne rzeczy, zarówno moje jak i Toma, a potem bez celu krzątałam się po jego domu.

Mój narzeczony załatwiał jeszcze ostatnie sprawy w firmie, rozmawiał ze swoim zastępcą i ogarniał ostatnie dokumenty, a do domu wrócił kilka minut po dwudziestej.

Byłam akurat w trakcie zmywania makijażu, gdy Tom wpadł do łazienki i ucałował mnie w policzek.

- Gotowa na największą przygodę życia? - spytał wesoło, zdejmując marynarkę.

- Przygodę życia przeżyję dopiero za kilkanaście dni - odpowiedziałam różnież "wesoła", choć tak naprawdę nie byłam taka optymistyczna.

- W twoim towarzystwie to będą sekundy - odparł, a im bliżej kuchni był, tym cichszy był jego głos - Mamy coś do jedzenia?

Usłyszałam dźwięk otwieranej lodówki i wyrzucając brudny od makijażu wacik do kosza, ruszyłam do jadalni.
Musiałam wtedy wyglądać komicznie z jednym okiem zmytym, a drugim umalowanym tuszem, kredką i cieniem.

- Na najwyższej półce jest spaghetti i gdzieś powinny być jeszcze resztki *Boeuf Bourguignon - oznajmiłam i wróciłam do łazienki.

Gdy kończyłam zmywanie makijażu, słyszałam jak Tom krząta się i otwiera wszystkie szafki. Choć to był jego dom, to ja lepiej się w nim odnajdywałam.

- Myślisz, że odgrzeję Boeuf Bourguignon na tym? - przyszedł do mnie po chwili, trzymając w ręku patelnię, a ja zaśmiałam się i lekko pacnęłam w czoło.

- Nie! - wyjaśniłam rozbawiona.

Zabrałam mu patelnię i ruszyłam do kuchni, a potem odgrzałam jedzenie i nałożyłam mu je na talerz.

- Muszę nauczyć cię gotować.

Popatrzył na mnie zdezorientowany, a ja wycierając ręce w ręcznik, wytłumaczyłam:

- Chciałeś użyć patelni. Patelni, Tom! Dobrze, że nie czajnika!

Przełknął kęs potrawy i wytarł usta serwetką.

- Jestem facetem, a nie gosposią! - mruknął rozbawiony.

Pokręciłam lekko głową, a moje jasne włosy opadły na łopatki.

- No, nieważne. Ja idę się położyć.

Przesłałam mu buziaka w powietrzu i ruszyłam do sypialni, a potem położyłam się do łóżka i myślałam.

O wszystkim i o niczym.

O ślubie, o gościach, których mieliśmy dopiero zaprosić, ale w tamtym momencie uświadomiłam sobie pewną straszną rzecz - że będę musiała (i może nawet chciała) zaprosić Mycrofta.

Serce od razu zaczęło mi bić mocniej i zaczęłam się zastanawiać, jak ja mu to powiem i, co gorsze, co on powie...

Z tymi myślami zasnęłam i wcale nie miałam przyjemnych snów.

Rano obudził mnie Tom i po zjedzeniu szybkiego śniadania, zapakowaliśmy rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko. Tam wsiedliśmy do samolotu i po kilku godzinach byliśmy w Londynie.

Jadąc taksówką do naszego starego domu, czułam się tak beznadziejnie, że gorzej się nie dało. Londyn znowu był cały mokry od deszczu, a mój humor idealnie do tego pasował.

Jeszcze gorzej poczułam się, wchodząc do domu, w którym spędziłam całe dzieciństwo. W moich oczach niemalże natychmiast pojawiły się łzy, a mój narzeczony wyglądał na zdziwionego, bo byłam osobą, która rzadko płacze.

Mój makijaż oczywiście zdążył się już rozmazać i na policzkach miałam dwie czarne, podłużne plamy, co nie spodobało się mojej beżowej sukience.

Ruszyłam w głąb domu i weszłam do salonu, a pierwszą rzeczą, która przykłuła mój wzrok był bukiet czerwonych róż, stojących przy oknie.

Podeszłam tam powoli i złapałam kwiaty, a potem powąchałam je. Musiały stać tu od niedawna, bo wyglądały jeszcze ładnie i tak samo pachniały.

Przy jednej róży dostrzegłam małą karteczkę i dyskretnie popatrzyłam za siebie. Tom zdejmował buty i płaszcz w przedpokoju, a ja skorzystałam z okazji i przeczytałam tekst, napisany drobnym, ale estetycznym pismem.

Cieszę się, że wróciłaś.

I wtedy uświadomiłam sobie, że gdybym nie zajrzała do notesu Mycrofta przed wyjazdem, nigdy nie wiedziałabym kto sprawił mi taki piękny prezent.

*wołowina po burgundzku

I'm serious, Mr. HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz