o n e

377 50 2
                                    


Kim Taehyung to debiutant w wielkim świecie biznesu. Zawsze podziwiał swojego ojca, był idealny w branży interesu. Jednakże, mały Taehyung nigdy nie był świadom jak wyglądała to mroczniejsza strona. Alkohol, prochy, hazard, ale chyba najważniejszym jest to, co zmieniło życie jego ojca - była to sama rozgrywka, skrywająca się pod przykrywką składania dokumentów w prestiżowym biurze. Każdy z samego początku, mógłby zastanawiać się co jest rzeczą na tyle potężną, by wyzbyć się nawet najsprytniejszego przeciwnika na swojej drodze.

Rozgrywka pokonała starego Kima, pozbywając się go z planszy, jak i z życia dwudziestolatka. Gra potrzebowała nowego pionka, którym został chłopak w ramach zemsty. Czuł, jak poczucie winy ściskało jego gardło każdego poranka, co sprawiło, że poczuł się zobowiązany do rewanżu.

❧ ❧ ❧

— Dolewkę, proszę. — Szarowłosy mruknął, poprawiając kołnierzyk swojej koszuli. Picie go odprężało, szczególnie, kiedy jego jedyne wsparcie poległo przez dziecinne posunięcie. Chciał uniknąć tego samego, więc siedząc w barku myślał o tym jak zabrać się do gry na śmierć i życie. Barman podał mu kieliszek Dolcetto, a dwudziestolatek tonął w zmartwieniach.

Starszy Kim lubił zabawę. Po śmierci zostawił synowi garści, wręcz tony prochów i innych używek, jednak Taehyunga to odtrącało, brzydziło. Nadal nie opuszczała go świadomość, że tak czy tak, w końcu zetknie się z tym świństwem. Praca w biurze była wyczerpująca, a spotkania i organizowanie dalszych posunięć firmy jeszcze bardziej. Nie jeden młodziak w natłoku emocji najzwyczajniej pozostawiał racjonalne myślenie, odpływając w smak dopalaczy. Po upływie paru godzin, płaszcząc się nad strachem, goniły go obowiązki. Opuścił bar i wsiadł do wystawnego pojazdu, w którym czekał na niego szofer.

— Zabierz mnie do mieszkania. — Wybełkotał, bez zbędnego pierdolenia. Nie miał na to ochoty, a stres pożerał jego całe ciało. Powodem całego tego cyrku była świadomość, iż czekało go przejęcie obowiązków w biznesie tamtego. Wszystko byłoby o niebo prostsze, gdyby nie wplątane w to wszystko jego brudniejsze sprawy. Rzecz, która spoczywała na jego barkach, była czymś potężniejszym, brutalniejszym i wiele niebezpieczniejszym. Była to gra, która decydowała o tym, kto jest silniejszy, nie kto zgarnie garstkę banknotów. Taehyung zamartwiał się tym tak bardzo, ze względu na to, że nie posiadał umiejętności prawdziwego hazardzisty. Nie zmieniało to jednak faktu, że od najmłodszych lat był cudownym wojownikiem.

Chłopak wyszedł z wozu i od razu pokierował się do mieszkania. Jedyne o czym teraz marzył to po prostu sen, bo następnego dnia czekało go zorganizowanie spotkania biznesowego. Wiedział, ze jego jutrzejszym kompanem byłaby migrena i ból głowy, jednak dręczyła go świadomość, że mimo wszystko nie ma czasu na odpoczynek.

Zadzwonił do swojego najlepszego przyjaciela, Jimina, w nadziei, że ten jutro przyniesie mu obiad do domu.

— Cześć Jimin. — Wyszeptał do słuchawki. — Robisz coś jutro?

— Nie. Czemu pytasz, Taehyungie? — Młodszy sympatycznie odpowiedział, a w jego głosie było słychać zmartwienie. Jimin od zawsze wiedział, że Tae nie był jak wszyscy - Ludzie w ich wieku imprezowali, jednak Kim nie należał do tego grona. Zawsze w pewien sposób izolował się od reszty rówieśników.

— Zaniósłbyś mi obiad do mieszkania po pracy, bo nie mam teraz czasu nawet jechać na zakupy? — Kim uśmiechnął się, bawiąc się rąbkiem prześcieradła. Usłyszał jak Park przytaknął, a stres się ulotnił.

Taehyung dobrze wiedział, że może polegać na przyjacielu nawet w błahych sprawach.

Jego najlepszy przyjaciel tak czy siak, miał wiele więcej czasu. Był tymczasowo bezrobotny, gdyż miał w opiece swoją bratanicę, a jego CV przy każdej profesji było odpychane.

FARYZEIZM; jjk + kthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz