1

72 8 2
                                    

Allene

Dwa miesiące wcześniej, Miami.

Nawlokłam na siebie ciemny, bawełniany sweter i czarne jeansy. Usiadłam na łóżku, spoglądając na budzik zajmujący miejsce na stoliku nocnym, tuż obok lampki.
Ohydne poranki, niemoc panująca w mojej psychice ograniczała mnie na wszystko, co istnieje.
Potrafiłam spędzać na tym łóżku każdy dzień. Jednak w życiu realnym i w odejściu od nieracjonalnych myśli, tak nie mogło być przez cały czas.

Wsunęłam na stopy kapcie i wyszłam na zewnątrz przez drzwi tarasowe.
Zajęłam miejsce przy stoliku, otulona zaledwie ciepłem bawełny z trzęsącymi się rękoma położyłam na kolanach notatnik.
Wzdychałam głęboko, napawając się odgłosem niedzielnych, wzburzonych fal oceanu. Wlepiałam się w nie jak zaczarowana.
Wiedziałam, że chwilowy spokój w mojej głowie to coś, co muszę teraz docenić i wykorzystać. Żyje z godziny na godzinę. Z cudownego spokoju może wyskoczyć nagła dezorientacja i pogoń za odzyskaniem dobra. Stresuje mnie to. Jestem ciągle w cholernym stresie. To straszny styl życia. Nie chciałam rozgrywać wszystkiego w ten sposób.
Spojrzałam jeszcze kilka razy na fale przemywające brzeg, wkurwiłam się na pustą literacko głowę i wróciłam do domu.

— Może byś coś w końcu zjadła? — mama spojrzała na mnie stanowczym wzorkiem, obserwując jak świetnie radzi sobie z wyrywaniem mojego umysłu od lektury.

– Może. Albo może nie. Nie wiem. – cały czas wpatrzona w stronice ukochanej książki, nie udawałam, że zainteresowały mnie jej słowa. – Wiem gdzie jest lodówka. Mój organizm wie też, kiedy powinnam do niej zajrzeć.

Widziałam kątem oka, jak okrywa swetrem swoje drobne ramiona z grymasem zmartwienia na twarzy. Byłyśmy takie same. Chude zmarzluchy lubiące miłe romansidła, literaturę poważną albo i nie. Herbata, przyjemne powietrze... no i ocean.

– Jak idzie praca nad kolejną książką? – zapytała, popijając ciepły napój.

Westchnęłam. Pisanie nigdy nie szło mi tak opornie.

– Nie będę kłamać. – podniosłam wzrok znad lektury i po wsadzeniu zakładki na odpowiedniej stronie, ostrożnie ją przymknęłam. – Myślałam, że w czasie odpoczynku ruszy więcej. No i nie ruszyło nic. Nie mam motywacji.

– Allie! Ty i brak motywacji? – spojrzała na mnie z wielkim szokiem. – To nie współgra! To nie jest możliwe!

Zaśmiałam się. Trochę brzmi to żałośnie.

– Ah, przestań już. Chcę tworzyć sama z siebie, nie zmuszając się nawet na jedno słowo. To musi...

– Przychodzić samo. To musi przychodzić samo Allene i masz całkowitą rację. – uśmiechnęła się, próbując jakby mnie do czegoś zachęcić. – W końcu przyjdzie. Tylko dziwię się... że zawsze, kiedy przyjeżdżałaś w odwiedziny tutaj.. rozpierał cię nadmiar pomysłów. Dosłownie rozpierał.

Spojrzałam w kierunku okna.

– Boje się, że ocean przestał być moim natchnieniem. Kiedyś nie wyobrażałam sobie nawet tak pomyśleć.

Stef przemknął przez korytarz, po czym znalazł się momentalnie na blacie. Otarł się o moje ręce i klapnął na książce. Zatopiłam dłoń w jego mięciutkiej sierści, dalej obserwując widoki za oknem.

Stef, właściwie Stefan to nasz gruby, baardzo gruby i wiekowy kot. Pomieszkuje sam z mamą od kiedy wyemigrowałam do Londynu. Jego starość można dosłownie wyczytać po zachowaniu i mizernym wyglądzie. Pomimo upływu lat, dalej jest tak samo kochany.

Rozejrzałam się dookoła, lustrując obrazy wywieszone na ścianach.

Lubię ten dom, mój pokój od lat nie zmienił się nawet w jednej, małej rzeczy. Jest taki sam. Z resztą, tak jak i kuchnia z salonem. Przybyło tylko trochę dzieł malarskich na ścianach.
Zawsze, gdy odwiedzam mamę, a zdarza się to teraz częściej, odkopuję coś nowego w tym miejscu. A raczej starego, klasycznie mówiąc długo niewidzianego.
Wczoraj znalazłam w moim pokoju zdjęcie ze studniówki, na którego wewnętrznej stronie znajduje się charakter najpiękniejszego pisma na świecie. Wszędzie byłabym w stanie je rozpoznać. Nie odłożyłam go obojętnie w to samo miejsce, ale skończyło w moim kalendarzu na dnie walizki.
Dobre wspomnienia można mieć przy sobie. Podobno im jest ono lepsze, tym lepiej posłuży nam jako wyznacznik.

parfum d'été de fleurs (w końcu się za to wzięłam) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz