⭐Gwiazdka według Mruczka🐾

1.5K 89 238
                                    

      Wczesnym wigilijnym wieczorem, w jednym z mieszkań z niewielkiego kompleksu mieszkaniowego, pewien dwudziestodwulatek szykował się właśnie do pierwszej w życiu samotnej gwiazdki.
      Prawie rok minął od jego coming outu przed rodziną i tym samym od czasu, kiedy ostatni raz ich widział. W dodatku jego ówczesny partner, dla którego postanowił "wyjść z szafy" i przedstawić go rodzinie, bo naprawdę poważnie o nim myślał, po zobaczeniu ich reakcji, gdy przyszła jego kolej na poinformowanie swojej, stwierdził, że on jednak nie jest na to gotowy. Bardzo się wtedy wściekł i zapytał go, jak w takim razie wyobraża sobie dalsze życie razem, gdy tylko jeden z nich już się nie ukrywa, i jak się okazało – nie wyobrażał.
      I tak, przez chłopaka, który nie był tego wart, Anthony Mitchell został całkiem sam.

      Ale nie zamierzał bynajmniej pozwolić, by to mu popsuło święta. Kochał święta. Kochał ten nastrój, jaki wprowadzała poświata kolorowych lampek, wiszących na ciemnym oknie, za którym sypał śnieg tak gęsty, że ledwo było widać świąteczne ozdoby. Kochał wybieranie i strojenie choinki w akompaniamencie świątecznych piosenek, których dźwięk, tak jak zapach świerku, barszczu i mandarynek, roznosił się po całym domu. I kochał, gdy ten dom wypełniało też ciepło rodzinnych rozmów.
      Tego ostatniego nie mógł mieć, ale nie zamierzał odmawiać sobie żadnej z poprzednich rzeczy.
      Mieszkanie już było ładnie przystrojone, choinka ubrana, przekąski kupione, w tle leciała cicha świąteczna składanka, a barszcz właśnie się gotował. Z saszetki i z kupnymi uszkami, ale zawsze. Przy drugim daniu miał bardziej się postarać, bowiem szykował rybę po grecku, a na deser sernik.
      W tym roku zamiast dwunastu potraw miały być te trzy, ale i tak zamierzał opchać się nimi do boleści brzucha, raz na rok można sobie dobrze pojeść, nawet samemu.
      No, nie do końca samemu i cztery potrawy, jeśli liczyć specjalną puszkę dla kota z warzywami i wołowiną.

      Powziął decyzję o adopcji zwierzaka, kiedy tylko jego życie w nowym lokum trochę się ustatkowało i odczuł jego ciszę. Teraz przynajmniej wypełniało ją ciche tuptanie małych poduszeczek, mruczenie i czasami pomiaukiwanie śnieżnobiałej kotki o niebieskich oczach, takich, jak te jego.
      Tony był wysokim brunetem o naturalnie pochmurnym wyrazie twarzy, który dopełniało chłodne spojrzenie w kolorze lodu, a którego nie odzwierciedlał miły, wesoły charakter.
      Krzątał się właśnie po kuchni w szaro-niebiesko-białym sweterku ze śmiesznymi pingwinami, jaki dostał kiedyś od cioci, czarnych rurkach i puchatych, błękitnych skarpetkach, przygotowując filety i jednocześnie starając się nie nadepnąć na plączącą mu się pod nogami kotkę.

      Musiał na nią uważać z jeszcze jednego powodu, a mianowicie dlatego, że była gotowa wykorzystać sekundę jego nieuwagi i porwać nawet całego karpia, gdyby wpadł jej pod łapy, po czym pochłonąć go wraz z ośćmi, choćby miała się udławić.
      Niestety okazało się, że mimo wszystko będzie musiał na chwilę zostawić ją samą, gdyż właśnie spostrzegł, że skończył mu się cukier. Przeszukał wszystkie szafki, acz wyglądało na to, że to była ostatnia paczka.
      Niedobrze. Cukier był mu potrzebny, a sklepy były o tej porze pozamykane. Ale od czego ma się sąsiadów, nie?

      Wyłączył więc palnik, zabezpieczył kuchnię przed głodomorem, wziął szklankę i poszedł zapukać do starszej pani, którą zawsze był gotów poratować przyprawą, gdy jej się skończyła przy robieniu wypieków, i teraz liczył na to samo. Wyglądało jednak na to, że musiała wyjechać na święta do rodziny, bo nikt mu nie otworzył. Podobnie sprawa miała się z kolejnymi drzwiami, do których zadzwonił, a przy trzecich pomyślał sobie:
      No nie mówcie mi, że wszyscy wyjechali. No ale po co mają kisić się w ciasnym mieszkanku, gdy można wprosić się na wigilię gdzie indziej...

      W końcu podszedł do wrót swojej ostatniej nadziei – najnowszego sąsiada, który wprowadził się tu kilka tygodni temu i którego jeszcze nie miał okazji poznać. Zadzwonił, zapukał i jeszcze raz zadzwonił, a kiedy po dłuższej chwili odpowiedziała mu tylko głucha cisza, już miał popaść w czarną rozpacz i odejść, gdy nagle usłyszał zgrzyt zamka.
      Drzwi uchyliły się powoli, a z mroku (gdyż widocznie nie kłopotał się zapalaniem światła) wyszedł niski rudzielec, na którego jasną, piegowatą twarz o zielonych oczach padło światło z korytarza. Za duża i wymięta koszulka spadała z również pokrytego piegami ramienia, a oprócz niej miał na sobie tylko krótkie szorty do spania. Przystąpił bosą stopą na tę drugą, pewnie chcąc choć trochę uchronić się przed chłodem kafelków, i podniósł na niego zaspany wzrok.
      Tony pomyślał, że jest uroczy.
      A raczej był, dopóki nie odezwał się gburowato:
      – Czego?

Bittersweet |boys love short story|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz