Daniel POV
Rzuciłem się na Le Chiena z cieniem uśmiechu na twarzy. Komuś tu się wpierdol marzy. Kiedy oberwałem serię ciosów po żebrach odepchnęło mnie na ścianę. To nie dzień kiedy dostanę. Otrzymałbym cios w nos, ale przykucnąłem dzięki czemu Kim jebnął pięścią w ścianę co skwitował należytym krzykiem obolałej dłoni.
-Ojojj. Coś cię boli?-Ale fajna zabawa. Ja i mój przeciwnik niczym gladiatorzy na arenie skrzyżowaliśmy nasze spojrzenia. Pomiędzy nami odrodziła się wojna, z której miałem radochę gwarantowaną. Miałem zamiar do zamordować, ale nie. Zabije go kiedy indziej i w innej postaci. Kostki moich dłoni zaczynały boleć co jeszcze bardziej mnie nakręcało wiedząc, że ten śmiertelnik nie ma ze mną szans. Pora to zakończyć. Kim rozpędził się i zamachnął na mnie. Chwyciłem jego dłoń i wykręciłem rękę sprawiając mu ból. Gdy go puściłem podskoczyłem i znokautowałem go kopniakiem z pół obrotu powalając go.- A teraz powiesz, że zachowałeś się jak ciota dając się zwieść Chloe i debil nie pomagając Marinette.-Kto jak kto, ale to ja ją zabiję. Hiena wstał i powiedział co mu podyktowałem. Zbiliśmy piątkę nawzajem chwaląc swoje zdolności walki. Ależ oczywiście mógł bym go zniszczyć, ale po co? Jeszcze nie teraz. Moje Piekło się nim zajmie.
-KIM! DANIEL! Do dyrektora!-Ta jebana suka od chemii zaprowadziła nas do Damoklesa, który powiedział, że zadzwoni do naszych rodziców i, że nie chce więcej bojek, bo inaczej nas wydali ze szkoły. Wow, ale prestiż. To już się wyszaleć nie można?
Marinette POV
Rodzice zawieźli mnie do lekarza, który dał mi zwolnienie z w-f'u stwierdzając stłuczenia i zwichniętą kostkę. Jezu. Jak ja będę ratować Paryż? Przecież Libris może mnie zabić tu i teraz jakby chciał... Katastrofa. Rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju.
-Marinette. To ja Luka. Mogę wejść?
-Jasne.-Chłopak obdarzony romantyzmem, talentem i wyglądem, który kocha mnie całym sobą wszedł do pokoju, a za nim Alya, która kiedy mnie zobaczyła przytulała mnie o mało nie dusząc.-Alya... dusisz.-Przyjaciółka zwolniła uścisk uwalniając mnie ze swoich ramion.
-Dobrze, że leżysz, bo mam dla ciebie taką bombę, że byś normalnie padła.-Moja kumpela mówiła szybciej od Eminema strzelając słowami jak z CKM-a. Z tego co udało mi się wyłapać z tego sprintu chodziło o bójkę. I to nie byle jaką. Kim vs Daniel.-Kim dostał nie zły wpiernicz. Plume bawił się nim jak dzieciak nową zabawką.-Luka przez czas tego monologu stał z boku. Chciałam, by usiadł, ale on tylko stał tam z kamiennym wyrazem twarzy. Kiedy w końcu Alya skończyła Luka podszedł do łóżka i klęknął na jedno kolano biorąc moją dłoń w swoje dłonie.
-Luka...-Nie dał mi dobrze zacząć zdania, ale zaczął mówić. W jego głosie było słychać ból...
-Przepraszam, Mari. Zawiodłem na całej lini. To jak powinienem był rzucić się na Kima, a skoro tego nie zrobiłem to i mi należy się wpierdol.-Cały czas patrzył mi w oczy spojrzeniem, błagającym o wybaczenie.-Nie zasługuję na tak wspaniałą dziewczynę jak ty... Jak mogła byś czuć się bezpiecznie przy kimś takim jak ja?
-Luka... Nie mów takich głupot. Nie czuję się zawiedziona-Przytuliłam go. Jego ręce nie pewnie owinęły się wokół moich pleców.-Odepchnąłeś ode mnie Sabrinę. Nie musisz mi udowadniać swojej miłości rzucając się na ludzi z pięściami, wystarczy mi wiedza, że zależy ci na mnie.-Alya zaczęła przeciekać.
-Bożę... Jakie to piękne.-Cesaire wycierała łzy.-Mówiłam, że nie masz się czym martwić. Ja znam Marinette i wiem, że za mocno cię kocha.-Luka spojrzał na mnie jak na najwspanialszy obraz. Na twarz chłopaka wstąpił lekki uśmiech. Couffaine i moja najlepsza przyjaciółka wzięli sobie po krześle siadając po lewej i prawej stronie mojego łóżka. Zaczęliśmy gadać o różnych różnościach, w między czasie Alya powiedziała mi co tam było na lekcjach. Luka przeglądał mój szkicownik. Pod koniec spotkania dał mi swoje zdjęcie, które przyczepiłam do tablicy korkowej obok mojego łóżka. Kiedy goście wyszli jakoś wygrzebałam się z łóżka, by na bieżąco nadrobić zaległości. Albo mi się wydaje, albo teraz jestem bardziej obolała niż godzinę temu. A lekarz powiedział, że mogę iść jutro do szkoły. Pójdę... i na pewno się spóźnię.
Libris POV
Stałem pod Eiffla Wierzą, ludzie się z niej cieszą. Swój plan w życie wprowadzę, ludzie myślą o swej odwadze. Nikt mnie nie powstrzyma, każdy należyte cierpienie otrzyma. Położę na kolana cały świat, zniszczę ostatecznie dobroci kwiat. Szykuj się Biedronko na śmierć i za swą pogardę dla mnie sobą gardź.

YOU ARE READING
Nutami usłane||Lukanette
FanfictieCóż. Mari dostała kosza od Adriena Agreste. Co ciekawsze do szkoły głównych bohaterów zaczyna chodzić także i Luka Couffaine, starszy brat Juleki. Niby wszystko ok, ale czymże byłoby opowiadanie bez antagonisty. Czytajcie, a wszystkiego się dowiecie.