🎄santa claus is coming🎄

227 27 60
                                    

Śnieg zalegał na drogach już od kilku dni, a szczęśliwi mieszkańcy stanu Nowy Jork mogli cieszyć się nim jeszcze dłużej dzięki minusowym temperaturom panującym wzdłuż północy wschodniego wybrzeża.

Na ulicach wszystkich dzielnic pojawiły się chóry wykonujące własne aranżacje znanych kolęd oraz przebojów świątecznych. Najbardziej rozpoznawalna nowojorska choinka od kilkunastu dni świeciła przy Rockefeller Center ozdobiona tysiącami maleńkich lampek, a sprzedawcy zgromadzeni wokół popularnych punktów Manhattanu częstowali swoich klientów orzechami w miodzie, jabłkami w karmelu oraz mikołajami z marcepanu.

Zarówno starsi, jak i młodsi, turyści oraz rezydenci Wielkiego Jabłka korzystali pełnymi garściami z licznych lodowisk otwartych w Central Parku oraz innych dzielnicach miasta. Wszyscy wydawali się być w świetnych humorach, bez żadnego żalu czy konfliktów, zupełnie jakby nad całym miastem rozpylono hormony szczęścia w dużym stężeniu. W tak błogi czas nowojorczycy chociaż na chwilę zapominali, że ich ukochana metropolia zaledwie sześć lat temu przeszła przez prawdziwe piekło.

Na przedmieściach Nowego Jorku oddalonych o niecałą godzinę jazdy od Manhattanu stał piękny wiktoriański dom, położony w samym środku kilkuhektarowego lasu. Niegdyś należał do potomków brytyjskiego magnata osiadłego w pobliżu ciągle rozrastającego się miasta, a następnie długo pozostał niezasiedlony z powodu głupich legend o mieszkających w nim duchach czarownic, z którymi ów magnat miał zwyczaj sypiać, oraz przez niebotycznie wysoką cenę, jak na kawałek lasu z sypiącym się ze starości domem.

Teraz owa budowla w ogóle nie przypominała swojej pierwotnej struktury, będąc całkowicie przerobiona przez różnych projektantów oraz firmy budowlane pochłaniające pieniądze w ekspresowym tempie. Dom przemalowany został na kolor kości słoniowej z bejcowanymi na ciemno drewnianymi elementami. Wstawiono ogromne okna wpuszczające do pomieszczeń dużo światła, a wnętrze nieco zmodernizowano. Pomimo mnóstwa wpakowanych pieniędzy, budynek spełniał swoją rolę wyłącznie na wakacje oraz długie weekendy.

W tym domu nic nie było w stanie zakłócić gorączki świątecznych przygotowań. Alistair Scott może i nie miał wyższego wykształcenia, wciąż nie wiedział kim byli Łazarz i Judasz, ani jak nazywał się obecny książę Edynburga, ale mógł pochwalić się organizowaniem przyjęć, które nie miały sobie równych. Właśnie był niezwykle zajęty układaniem bilecików na wigilijnym stole świeżo zaścielonym białym obrusem.

– Nie sadzaj Liz i Ady razem, bo będą miały za dużo wspólnych tematów – doradziła mu brązowowłosa przyjaciółka. – A Lokiego chcę mieć na oku.

Po raz kolejny w ciągu dwóch godzin przetasowywał wszystkie karteczki od nowa tak, by znaleźć najlepsze ustawienie gości i mieć nadzieję, że przynajmniej na samym początku kolacji się nie pozabijają. Sophie Clark z kolei siedziała w szarym miękkim fotelu z nogami na pikowanej pufie zawzięcie stukając palcami o klawiaturę notebooka. Średnio co piętnaście minut rozdzwaniała się jej komórka, więc od samego rana wisiała między telefonem a komputerem.

– Zamierzasz w ogóle dołączyć się do przygotowań, czy przyjdziesz na gotowe? – sapnął Alistair, z wściekłością przekładając bileciki jeszcze raz.

– Nie wystarczy, że za wszystko płacę? – Spojrzała na niego zaskoczona znad ekranu laptopa.

– Przypominam ci, droga przyjaciółko – Scott zaakcentował odpowiednio wyrazy. – Że to był twój pomysł, bo podobno chciałaś, żeby Steve miał niezapomniane święta.

Clark zacisnęła usta i odłożyła urządzenie na niski dębowy stolik obok fotela, a następnie przesunęła puf, by zrobić miejsce odkurzającemu robotowi kręcącemu się po salonie.

Mercy for Christmas	• mercyflies one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz