- 3 -

178 5 0
                                    

Jedyną rzeczą, za którą nie przepadałam w szkole był okrągły zegar wiszący nad drugim wejściem, prowadzącym na obszerny korytarz.

Jakimś dziwnym trafem dłuższa wskazówka widniejąca na tle jego tarczy, zbyt często wskazywała parę minut po ósmej. Działo się to prawie za każdym razem, kiedy przekraczałam próg szkoły.

Wbiegłam pośpiesznie po wysokich schodach, które dzisiaj zdawały się nie mieć końca, wprost na szerokie drzwi wejściowe. Nacisnęłam z całą siłą na klamkę, popychając je z niemałym trudem, czemu towarzyszył ostry pisk, aby po chwili znaleźć się wewnątrz szkolnego budynku.

Skrzywiłam się nieznacznie, kiedy spojrzałam na wiszący nad drugim wejściem zegar. On naprawdę za mną nie przepadał. Znowu wybijał parę minut po ósmej, jak na złość. Zdecydowanie nade mną wisiało jakieś fatum.

Poprawiłam szelkę plecaka, spoczywającą na moim lewym ramieniu i mocniej przycisnęłam do siebie deskorolkę. Musiałam wymyślić coś szybko, na poczekaniu, żeby Malinowska – moja nauczycielka od matematyki, która delikatnie mówiąc, nie specjalnie za mną przepadała, nie zauważyła mojego spóźnienia. Znając ją, wiedziałam, że z całą pewnością nie sprawdziła jeszcze listy obecności, gdyż dla niej zawsze była ważniejsza, jak ona to ujmowała... podrapałam się po brodzie... „ważniejsza była treść, którą przekazywała swoim uczniom, a nie mało ważne sprawdzanie obecności".

Uśmiechnęłam się pod nosem. To mogła być dla mnie szansa, żeby nie zauważyła mojej nieobecności.

Jednak dzisiaj szczęście nie było po mojej stronie, kiedy zdałam sobie sprawę, że sala, w której odbywały się zazwyczaj zajęcia matematyki znajdowała się w pomieszczeniu numer 208, czyli na ostatnim piętrze. Westchnęłam z lekką rezygnacją, ale moja determinacja, aby plan, który powzięłam odniósł sukces, była zdecydowanie większa, więc zebrałam się w sobie i puściłam pędem po schodach, aby dotrzeć, jak najszybciej na drugie piętro.

Kiedy dotarłam pod drzwi sali matematycznej, odetchnęłam z ulgą, opierając lewą rękę o kolano i schylając się nieco. Następnie, oddychając głęboko i normując mój przyspieszony oddech, podeszłam cicho pod drzwi pokoju numer 208.

Drzwi naszych sal lekcyjnych były nieco przeszklone w górnej części, więc, jeśli człowiek wspiął się na palcach, a przynajmniej taki niski, jak ja (miałam jakieś 163 cm wzrostu, więc bez większego szału), mógł bez problemu widzieć, co się dzieje w środku.

Spojrzałam ostrożnie i bardzo uważnie na sytuację rozgrywającą się wewnątrz. Cóż... uniosłam jedną brew... moja nieobecność, zupełnie nie zmieniła ogólnego schematu lekcji, uczniowie potulnie ślęczeli nad swoimi zeszytami, a Malinowska siedziała za swoim biurkiem na początku sali, i niestety na moje nieszczęście, jej biurko znajdowało się naprzeciwko drzwi wejściowych.

Skrzywiłam się, szukając wśród uczniów Marty. Uśmiechnęłam się tryumfalnie, kiedy zlokalizowałam ją przy końcu sali. Siedziała sama w ostatniej ławce, przy oknie, a przed nią ulokowały się Natalia z Klarą.

Wyciągnęłam język w zamyśleniu, odwracając się od okna w drzwiach i opierając się plecami o ścianę. Odłożyłam deskorolkę, tuż obok na ziemię, kładąc dla stabilności na niej nogę i po krótkiej chwili, wyciągnęłam z dna plecaka moją komórkę.

Wiedziałam, że Marta nie wyłączyła telefonu, chociaż w szkole jest nakaz ich wyłączania podczas zajęć lekcyjnych, ale większość uczniów i tak do tego nakazu się nie stosowała. Pewnie, jak zawsze miała ustawiony profil: cichy.

Wyszukałam jej numer na liście kontaktów, gdyż jej numeru, jak zresztą pozostałych, które posiadłam, nie pamiętałam. Nie miałam głowy do takich rzeczy.

Spacer po dachu (zawieszone do odwołania)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz