Kraty skrzypnęły, a do lochów weszła uśmiechająca się szeroko Bellatrix Lestrange oraz jeden towarzyszący jej Śmierciożerca bez maski. Mimo to Alice nie rozpoznała tego mężczyzny, ale tego, który szedł tuż przed nimi. Wychudzony w poszarpanych ubraniach, które wisiały na nim, jak na wieszaku, zrobił dwa kroki z bok.
Ollivadner podniósł zbolały wzrok i przypatrywał się dłuższą chwilę dziewczynie, której ostatnio w tej celi nie było. Śmierciożerca pchnął go, aż prawie się przewrócił, ale Alice w porę złapała go za ramię, pomagając odzyskać równowagę. Chichot Belli zmroził jej krew w żyłach. Na szczęście symbol Insygniów Śmierci skryty pod brudną koszulką dawał jej ciepło.
- Mrugaj, mrugaj... gwiazdko bum! - Zaśmiała się Bellatrix, podchodząc bliżej dziewczyny. Podniosła jej podbródek końcem różdżki, zmuszając, by spojrzała jej w oczy. - Czarny Pan wyraził się dość jasno, że nie można ci upuścić krwi, ale ja mam swoje sposoby na odrobinę zabawy, a to sprawi, że oddasz Panu swoją krew na kolanach, zrozumiałaś?
Alice przełknęła ślinę, cofając się powoli, ale mroczny uśmiech z ust czarownicy nie znikał, podbiegła do niej, zanim Manson zdołała zareagować i pociągnęła ją za sobą, aż do salonu, gdzie było najwięcej miejsca. Dziewczyna ciągle starała się wyrwać, ale chwyt Lestrange nie zelżał, a wręcz przeciwnie. Została brutalnie rzucona na podłogę, ze złością popatrzyła na wiedźmę, która oblizała czubek swojej różdżki. Nie czekając na nic, rzuciła Crucio, a echem między korytarzami dało się słyszeć rozpaczliwe krzyki, które trwały minuty... godziny.
Czasem w przerwach między torturami łapała się za klatkę piersiową, starając się pozostać przy zdrowych zmysłach, pamiętając, że ma na sobie znak Grindelwalda. Leżała szeroko rozłożona na podłodze, a Bellatrix przyglądała jej się, okrążając ją niczym drapieżnik. Kilku Śmierciożerców pojawiło się, aby podziwiać spektakl. Alice całkowicie zdarła sobie gardło.
*****
Voldemort pozostawił łamanie dziewczyny swej prawej ręce, Bellatrix Lestrange. W tym czasie udał się do Nurmengardu, magicznej twierdzy wybudowanej przez potężnego czarnoksiężnika, Gellerta Grindelwalda. To właśnie jego zamierzał odwiedzić. W swoich poszukiwaniach Czarnej Różdżki odkrył, że Gregorowicz wcale jej nie posiadał, bo została mu skradziona przez, wtedy jeszcze młodego, Grindelwalda.
Stanął przed wejściem do twierdzy, czytając w myślach napis tuż na nim.
Dla większego dobra.
Voldemort uśmiechnął się kpiąco, wiedząc, jak ostatecznie skończył jego poprzednik. Ten, który miał u stóp świat i mógł osiągnąć władzę absolutną, zostawił więźniem we własnym więzieniu. Wkradł się do środka, ale nie zajmował się zaniedbany wystrojem wnętrz. Przeniósł się do najwyższej wieży, gdzie przebywał jedyny więzień Nurmengardu. Czarnoksiężnika bawił fakt, jakim głupcem był Dumbledore, który nie był w stanie zabić swojego dawnego przyjaciela i po prostu osadził go tutaj - w miejscu pilniej strzeżonym niż Azkaban.
Stanął przed nim, sycąc się tą wyższością, przewagą, potęgą, której Gellert już nie posiadał. Strzec podniósł na niego wzrok, uśmiechając się szeroko, ukazując przy tym braki w uzębieniu, które Voldemort widział mimo słabego światła wpadającego przez cienką szparę w czarnej ścianie, będącej oknem.
- Więc jednak jesteś. Myślałem... że w końcu... się pojawisz. Ale to na nic. Ja jednak nigdy nie miałem. - Gellert przekręcił się na drugi bok.
Ciemne szaty wisiały na jego wychudzonym ciele, Voldemort przyjrzał mu się z zainteresowaniem, dostrzegając w jego oczach niezrozumiały tryumf.
CZYTASZ
Avada Kedavra ✔
Fiksi PenggemarTRWA POPRAWA BŁĘDÓW TRYLOGIA ZAKLĘĆ NIEWYBACZALNYCH - 1 tom ,,Gdy jedno zaklęcie odbierze ci wszystko, to jedno zaklęcie może ocalić ci życie''. Rodzina Manson, którą niegdyś łączyły bliskie relacje z rodem Blacków i Malfoy'ów pewnej nocy zos...