Położyłam torebkę na krzesło obok mnie i rozsiadłam się wygodnie. Za parę minut miała pojawić się tutaj Lousie. Nie kryłam podekscytowania. W końcu nie widziałyśmy się od paru miesięcy i nie mogłam się doczekać, żeby usłyszeć co u niej.
Wpatrywałam się w drzwi, czekając aż wejdzie przez nie moja blondwłosa przyjaciółka. Minuty mijały. Spojrzałam zniecierpliwiona na zegarek. Szesnasta czterdzieści. Gdzie ty jesteś dziewczyno?
Do mojego stolika podeszła rudowłosa kelnerka z notesem w ręce.
- Co podać? - zapytała.
- Nóż. Najlepiej ostry.
- Słucham?
Oprzytomniałam i spojrzałam na kobietę. Uśmiechnęłam się przymilnie.
- Herbatę i torcik wiśniowy poproszę.
Wtem drzwi się rozwarły, a w nich stanęła moja przyjaciółka. Wyglądała jakby przebiegła przez huragan. Włosy miała poplątane i porozrzucane. W jednej ręce trzymała dwie siatki, drugą przytrzymywała torebkę, a między policzkiem i ramieniem miała komórkę, z którą zawzięcie się wykłócała.
Zauważyła mnie i ruszyła w stronę naszego stolika. Rzuciła graty na krzesło, ale nie usiadła.
- Chyba cię posrało, człowieku.
Cisza. Postukałam paznokciami o blat.
- Nie. Powiedziałeś "na jutro". Czyli nie na za tydzień, nie na za miesiąc, tylko na jutro. Jak nie zobaczę tego spisu jutro o osiemnastej na moim biurku, to obiecuje, że poczujesz smak mojej podeszwy. No, to papa.
- Nic się nie zmieniłaś - powiedziałam, patrząc jak rzuca telefon na stół i siada na krześle.
Wzruszyła ramionami.
- Taką mnie znają i kochają.
Lou usiadła, po czym zamówiła cappuccino i tartę cytrynową.
- Co u ciebie? - zapytałam.
- Rzuciłam studia, po tym jak po dwóch miesiącach awansowali mnie na kierownika działu - nie zdziwiło mnie to. Lousie była piekielnie inteligentna. Jej wynik maturalny był jednym z najwyższych w szkole, a wiem, że nad książkami nie siedziała w ogóle - stwierdziła, że nie straci najlepszych lat życia na naukę i co tydzień chodziła na kolejną imprezę. Przekonałam się o tym, gdy musiałam ją odbierać z większości z nich.
Dziewczyna zamyśliła się.
- Możliwe, że moja groźba w stronę dyrektora mogła mieć z tym jakiś związek.
Kelnerka przyniosła zamówienie. Moja koleżanka podziękowała i postawiła przed sobą filiżankę.
- Nie możesz po prostu wymuszać na innych awansu.
- Mój czek z wypłatą pokazuje, że chyba jednak mogę - siorbnęła łyka kawy. - Załatwić ci pracę? Mamy wakat, a po znajomości na pewno bym cię gdzieś wcisnęła.
Pokręciłam głową.
- Nie wyrobiłabym ze studiami. Ale dzięki za pamięć.
- No dobra. Walić robotę - zmrużyła oczy i przysunęła się. - Masz jakiegoś chłopaka na celowniku? Z tego co pamiętam z nikim nie kręciłaś od czasów pierwszej liceum i tego chłopaka, który zawsze śmierdział ziemniakami.
- W sensie Johny'ego Deersa? - przewróciłam oczami. - On nigdy niczym nie śmierdział Lou. Mówiłam Ci, że to ty coś sobie ubzdurałaś. A wracając: nie, nikogo nie poznałam.
- Widzę, że kłamiesz Willow Smiths. Mnie nie oszukasz, pamiętaj.
Westchnęłam.
- No dobra, masz mnie. - kątem oka zobaczyłam jak Lousie uśmiecha się triumfująco. - Jest jeden chłopak.. ale ja nawet nie wiem jak on ma na nazwisko. Serio, spotkałam go parę razy - a i tak zupełnym przypadkiem. Nie ma o czym mówić.
- Parę razy przypadkiem w ciągu tygodnia? Brzmi jak początek kiczowatego romansu. Mów co o nim wiesz, już.
- Chyba jest piłkarzem. I ma na imię Shaker.
Moja przyjaciółka zakrztusiła się kawałkiem tarty.
- W sensie.. Shaker Mokena?
- Chyba?
- SPOTKAŁAŚ SHAKERA MOKENĘ I NIC MI NIE POWIEDZIAŁAŚ?!
- Nie wiem czym się tak ekscytujesz.
Lousie zgromiła mnie wzrokiem. Wyciągnęła telefon, coś napisała, po czym podstawiła mi go pod nos.
- To jeden z najlepszych piłkarzy w tym kraju, jeśli nie na świecie - powiedziała, pokazując mi jego zdjęcia. Tak, to zdecydowanie był on. - Ty to się umiesz ustawić. Pierwszy chłopak, którego tu spotykasz i któremu zawróciłaś w głowie jest światowej klasy sportowcem - pokręciła głową. - Do mnie ślini się jedynie obleśny księgowy z biura.
- Puknij się lepiej w łeb. I to mocno - syknęłam. - Nikomu nie zakręciłam w głowie. Mówiłam ci, że tylko parę razy go spotkałam.. - zawiesiłam głos. - I zapewne już nie spotkam.
***
Lousie:
CZYTASZ
płacząca wierzba || supa strikas
FanfictionNie opis, a raczej wstęp (bo opis byłby dokładnie taki sam jak w kazdym innym romansie lolz): pisze ten zjebany opis 5 raz, bo za kazdym razem sie usuwa, a musze cos napisać zebym mogla opublikowac ta pereleczke w skrocie: ksiazka ta nie bedzie sie...