Rozdział 19 Narodziny Gwiazdy

2.3K 73 0
                                    

P.O.V William

-William! -usłyszałem swoje imię z ust mojej ukochanej. Po tonie wiedziałem co się dzieje. Zaczęło się.

-Już kochanie! -krzyknąłem i podeszłem w kierunku małżonki.

Zobaczyłem jak męczy się z zejściem po schodach. Jak najszybciej wziąłem ją na ręce i zaniósłem do samochodu. Ziemia była pokryta już śniegiem więc za łatwo do szpitala się nie jechało. Zajechałem pod szpital z piskiem opon. Na dworze czekali już na nas lekarze i pielęgniarki. Olivia została zabrania na porodówkę, a ja zacząłem dzwonić do rodziny.

Na korytarzu było słychać ciągle krzyki Olivi. Wiem jedno.. Więcej jej tego nie zrobię. W końcu jej krzyki ucichły. Usłyszałem płacz. Jego płacz. Wpadłem do sali jak poparzony i zobaczyłem go. Małe, słodkie wilczątko. Pielęgniarka podeszła do mnie z dzieckiem na rękach.

-Alfa ma syna. -zwróciła się do mnie z szacunkiem i podała mi małego. Spojrzałem na niego i od razu wiedziałem. Alfa. Czysta alfa. Z resztą nie było innej opcji. Z dwóch alf nic innego wyjść nie może.

-Pokaż mi go. -usłyszałem głos Olivii.

Podeszłem do żony i podałem jej naszego synka.

-Lucas. -powiedziała. -Lucas Thomas Parker.

Ucieszyłem się z tego imienia. Nasz syn będzie nosił imię swoich dziadków. Lucasa zabrali na badania, a Olivii jeszcze coś robili. Wyszedłem więc na korytarz. Mama, bracia, teście, szwagier, szwagierka i dwa stada. Nie jestem pewien czy kiedyś tyle ludzi było na jednym korytarzu.

-I co? Mów co do cholery! -krzyknęła moja teściowa.

-Mam syna. Mam kurwa syna! -stado od razu rzuciło się do mnie z gratulacjami.

-Alfa? -zapytał teść.

-Oczywiście. Następca murowany.

-A jak Olivia? -znów zapytała teściowa.

-Dobrze. Radzi sobie. Pójdę do niej.

Po dwudziestu minutach wraz z żoną siedziałem przy synu. Obie rodziny weszły do sali.

-Przedstawiam wam Lucasa Thomasa Parkera. -odezwała się moja ukochana.

-Boże jedyny.. Czysty Lucas.. -mama była bardzo szczęśliwa. Miło upływu lat nadal kochała tatę. Znalazła sobie jakiegoś faceta, ale widać że to nie to samo. Nigdy nie znajdzie się dwa razy mate.

Wszyscy się zachwycali naszym dzieckiem. Dzięki Wilczej naturze jeszcze tego samego dnia Olivia wraz z młodym wróciła do domu. Święta będą cudowne. Czuję to.

Po powrocie do domu postanowiłem pójść po choinkę. Mieszkaliśmy w lesie więc problemu nie było. Szukałem choinki idealnej i trochę mi to zajęło. Kiedy już szłem z choinką poczułem straszny ból.

Nie od uderzenia.

To znaczyło coś innego.

Gorszego.

Moja rodzina była w niebezpieczeństwie.

Kurwa.

P.O.V Olivia

Poród nie był jakiś straszny. Trochę się pomęczyłam i w końcu go usłyszałam. Moje dziecko. Moje maleństwo.

Został tydzień do świąt. William poszedł po choinkę, a ja zostałam z małym. Wzięłam go na dół i włączyłam sobie jakiś film. Po czterdziestu minutach mężczyzny nie było jednak zaniepokoiło mnie coś innego. Po porodzie zauważyłam, że wyostrzyły mi się jeszcze bardziej zmysły. Jakieś trzy kilometry od naszego domu wyczułam kilkanaście wrektów.

Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa.

Przecież nie będę walczyć z dzieckiem na rękach do cholery... Jak najszybciej wysłałam wiadomość do całego stada i taty. Mam nadzieję, że zdążą..

P.O.V William

Biegłem jak szalony. Nie mogłem stracić żony ani syna. Kurwa nie mogłem. Wyczuwałem spore stado wrektów. Mam przejebane. To znaczy wampiry. Dobiegłem do domu i jedyne co widziałem to trupy. No cóż.. Chyba ktoś mnie uprzedził. Wszedłem do środka i zauważyłem moje cudowne stado, stado Olivii, szwagra i teścia. Jak? Nie wiem.

-Jak wy?! Japierdole..

-Olivia do nas napisała. -odezwał się Mike.

-Skąd wiedziałaś?

-Po porodzie wyostrzyły się mi zmysły. W tym instynkt macierzyński.

Usiadłem na kanapę, żeby odetchnąć. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na idiotę. Najbardziej moje stado. Spojrzałem na nich pytającym wzrokiem.

-William, dobrze się czujesz? -zapytał Alan.

Olivia spojrzała na mnie i usiadła obok.

-Nie wyglądasz najlepiej. -powiedziała.

-Przecież ty nigdy się nie męczysz.. -powiedział nieco zdenerwowany Thomas.

W sumie racja.. Ostatnio po dużym dystansie muszę chwilę odsapnąć. Normalnie powiedziałbym, że to już nie te lata. Cholera.. Ja mam dopiero dwadzieścia pięć lat!

-Nie męczę się. -odpowiedziałem, a chłopacy chyba uwierzyli.

-William. -usłyszałem głos mojej ukochanej. -Gdzie choinka?

-Japierdole.. Przez to wszystko walnąłem  choinkę jak leciało. Zaraz po nią pójdę.

-Siedź z dzieckiem. Ja pójdę. -powiedział Alan i już go nie było.

Na zawsze TwojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz