Rozdział 21

5.4K 159 0
                                    

Obudziłam się przecierając zlepione od płaczu łzy. Miałam taki dziwny sen, okazało się iż moja córka nie żyje.

Obejrzałam się wokoło, jednak nie był to mój pokój, zawieszam oko na wszystkim starając się zobaczyć co ja tu robię.

Drzwi się otworzyły a w nich stanął...
Mike! Odkryłam kołdrę patrząc na siebie, miałam na sobie bieliznę ale nic innego nie.

- Co tu się dzieje? - zapytałam zaskoczona dopiero teraz patrząc na chłopaka. Miał jedynie ręcznik zawieszony wokoło bioder. Odwróciłam wzrok zmieszana - Co ja tu robię?

-Wczoraj byłaś tak zmęczona że zasnęła w moich ramionach.

-Wiesz miałam dziś straszny sen - powiedziałam do ubierającego się chłopaka. - śniło mi się że nasza córka nie żyje. Koszmar nie?

-Kochanie - powiedział natychmiast do mnie podchodząc. wyglądał na smutnego co było naprawdę głupie... i dziwne. - To nie był koszmar.

Pierwszą moją reakcją był histeryczny śmiech. Przecież to niemożliwe. A kiedy wszystko sobie przypomniałam zaczęłam płakać. Tak strasznie mi jej brakowało.

Płakałam w ramiona Mike który był cały mokry, ale w tej chwili mi to nie przeszkadzało. Chciałam płakać, po prostu.

-Dlaczego ty wyglądasz jakby cie to nie obchodziło?- zapytałam zdziwiona że tylko mi jest tak smutno a on nawet się tym nie przejął, jego wyraz twarzy był taki sam czyli obojętny. Dopiero kiedy drugi raz na mnie spojrzał w jego oczach był ból, smutek i nadzieja. - Ona przez ciebie nie żyje a ciebie to nie obchodzi!

biłam go, wszędzie gdzie tylko potrafiłam, mocno, tak żeby poczuł jak mnie to boli. Nikt nie wie co czuje matka która straciła dziecko.

Czułam się słabo, zaczęło mi się kręcić w głowie. Przed oczami pojawiły się czarne mroczki. poddałam się mocno przytulając się do chłopaka. W tamtej chwili urwał mi się film, to wszystko co zapamiętałam

Mike

Patrzyłem na bezwładne ciało dziewczyny. Na początku kiedy się do mnie przytuliła myślałem że wszystko jest okey, lecz kiedy próbowałem podnieść jej głowę, podała się. Szybko wziąłem ją na ręce kładąc na łóżko. Wziąłem telefon wykręcając numer na pogotowie.

kiedy kobieta rozłączyła się, szybko podbiegłam do szafy ubierając byle co. Padło na szare dresy i czarną koszulkę, oraz czyste bokserki. Przecież nie wypadało otwierać pogotowiu w samym ręczniku.

kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi w artapamęcie, trochę zeszło mi na schodach by otworzyć te przeklęte drzwi. Pokazałem pogotowiu gdzie mają się udać, prowadząc ich do sypialni w której leżała Liv.

Wzięli Liv do szpitala chcąc zbadać co się takiego stało. Boje się że zasłabnięcie wywołane było jej brakiem jedzenia. Tak jestem tego świadom że przestała jeść, schudła i to strasznie. Wszystko widzę ale wiem że jej stan zdrowia jest spowodowany Nadią. Tak bardzo mi przykro że nie ma jej z nami. Staram się być silny ale nawet mnie to przerasta.

Lekarz pogotowia pozwolił mi jechać z nimi w karetce. Tak bardzo się o nią boję. Jadąc karetką cały czas patrzyłem na jej nieruchome ciało, wyglądała tak niewinnie.

Cały czas chodziły mi po głowie jej słowa "To twoja wina". Najgorsze jest to że mówiła mi już to kilka razy a ja nadal nie wiem o co chodzi.

Mógłbym zapytać się jej jak się obudzi, ale skąd mam wiedzieć czy znów nie wzbudzi to w niej czegoś złego.

Gdy dojechaliśmy do szpitala, od razu pojechaliśmy na oddział. Na początku lekarz ją zbadał, a ja musiałem poczekać na zewnątrz.

Wstałem z krzesła nq którym siedziałem kiedy z sali wyszedł lekarz.

-

Przepraszam co z nią?- zapytałem. Lekarz zaskoczony zmarszczył brw

i.

-J

est pan kimś z rodziny? - zapytał podejrzanie. Pokiwałam lekko głową.

-

Narzeczonym - skłamałem. Lekarz nie do końca wyglądał na przekonanego, lecz odpowiedział mi.

-

Pana narzeczona obudziła się podczas badania. Na początku była lekko roztrzęsiona nie wiedząc gdzie jest ale udało nam się ją uspokoić.Teraz jest dobrze - powiedział oddalając się. Ostatni raz się odwrócił i zadał pytanie.


-

Pańska narzeczona wspominała o jakimś Mike'u gdy była nieprzytomna, mówiła coś w stylu ' To twoja wina Mike' czy coś podobnego. Niech pan porozmawia z narzeczoną.


-

Oczywiście - powiedziałem wchodząc do sali. - Ale nie miły facet.


Rozejrzałem się po sali oglądając wszystko szczegółowo. Na środku było łóżko Liv która teraz zwrócona była w moją stronę.

-Mike - powiedziała szczęśliwa. Podjąłem decyzję muszę ją o to zapytać.

Usiadłem na krześle koło jej łóżka przyglądając jej się w spokoju.

-Mogła byś powiedzieć mi dlaczego cały czas mówisz że coś jest moją winą. Wyjaśnij mi - powiedziałem spokojnie przyglądając się dziewczynie.

Odwracała wzrok wyraźnie nie chciała odpowiadać.

- Nie za bardzo mogę - przyznała cicho bawiąc się palcami u rąk.
Odwróciła głowę, płakała, przebierała rękoma twarz by nikt nie zauważył jej płaczu.

-Przecież nikt się nie dowie - podniosłem lekko głos przez co podskoczyło lekko przestraszona. - Mam już dość tego że cały czaa obwiniasz mnie o coś czego nawet nie wiem że zrobiłem.

Wstałem z krzesła kierując się do drzwi. Już nacisnąłem ją kiedy usłyszałem cichy głosik.

-Dobrze powiem - powiedziała płacząc. Wróciłem nq miejsce siadając na krześle. Patrzyłem jq nią wyczekująco lecz przez dłuższy czas milczała.

- Powiesz mi albo wychodzę!- już u nosiłem się z krzesła kiedy złapała mnie za dłoń. Spojrzałem na nią nie spodziewając się czegoś takiego. Znów usiadłem na krześle czekając na jej słowa.


YOU LOOK LIKE HER ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz