nic nie zostało mu z dawnego raju

203 36 9
                                    


Może trochę zbyt długo studiował wzrokiem jego lica, a może to niespodziewana zmiana otoczenia sprawiła, iż nieznajomy nareszcie się ocknął. Yoongi wciąż trwał przy nim, posiadając w sobie chyba każdy możliwy rodzaj niepokoju jak i niemałej fascynacji. Od ponad pół godziny kwestionował już własne zdrowie psychiczne, swoje możliwości poznawcze, bo o to był świadkiem czegoś, czego nie potrafił sobie wyjaśnić w żaden znany mu sposób.

Obserwował, jak drugi powolnie się podnosi i odwraca głowę w jego kierunku, podskakując przy tym lekko na materacu łóżka, jakby w szoku. Dopiero po chwili wyraz jego twarzy zmienił się ze spłoszonego na nieco wypełniony zwyczajnym skołowaniem, a potem również nutą łagodności.

Zapanowała między nimi nić ciszy, której żaden z nich nie przerwał. Yoongi nie wiedział jeszcze, co powiedzieć, o co zapytać, bo przecież miał ich tak wiele. Od czego jednak miałby zacząć, by nie brzmiało to głupio, a w miarę logicznie, skoro nic tutaj takim nie było?

- Kim jesteś? – powiedział w końcu, wstając z dużego fotela i podchodząc bliżej mebla, na którym zostawił nieznajomego. Ten przesunął się nieco po pościeli, jakby się czegoś bał, Yoongi więc spokojnie cofnął się, zostając tam, gdzie był.

Oczekując odpowiedzi.

- Taehyung... Mam na imię Taehyung – usłyszał po chwili, powiedziane wyjątkowo melodyjnym, ale i głębokim tonem głosu. Nie zakładał, iż drugi będzie miał właśnie taką jego barwę, ale poczuł się mile zaskoczony. O ile w ogóle mógł się obecnie tak czuć. – A ty? – padło pytanie, równie miękkie oraz nieco wypełnione zakłopotaniem.

- Yoongi – powiedział krótko. – Wciąż jednak nie odpowiedziałeś mi do końca – dopowiedział, przekrzywiając nieco głowę.

- Nie rozumiem... - odparł nieco niepewnie drugi, marszcząc brwi.

- Kim jesteś? Demonem, aniołem? Duchem? – tracił powolnie możliwości, nie wiedział, czego miałby się chwycić. Nic bowiem nie tłumaczyło sprawy do końca. – Z pewnością nikim takim jak ja – stwierdził dopiero po momencie.

- Oh... to miałeś na myśli – momentalnie ton Taehyunga przeszedł w nieco smutny, lecz nie zaskoczony. Jakby przyzwyczajony był do takowych reakcji. – Jestem jak najbardziej człowiekiem – stwierdził w końcu, wprawiając drugiego w jeszcze większy konflikt wewnętrzny. – Z tym, że... - zaczął powoli, ale nie skończył, patrząc obojętnie przed siebie. – Z resztą, to nie istotne – powiedział.

- Jest istotne, tak długo, jak ja również mam z tym do czynienia – Yoongi zabrzmiał nieco władczo, ale musiał, potrzebował wiedzieć, co się właśnie rozgrywało. Dla własnego poczucia, iż nie postradał zmysłów.

Czegokolwiek.

- Po prostu... To są sprawy, jakich nie zrozumiałby śmiertelnik – powiedział cicho, czując się tak, jak zawsze, gdy to mówił.

Zagubiony. Samotny. Porzucony własnemu ja.

- Powiedzmy, że się postaram i... - zamilkł na moment. – Zaraz, powiedziałeś śmiertelnik? Znaczy się mam rozumieć, że ty...

Taehyung tylko kiwnął głową, a Yoongi poczuł się momentalnie cięższy o tysiące kilogramów. Nie, życie go oszukiwało. Mógł przełknąć wszystko, ale nie fakt, iż osoba, z którą rozmawiał była nieśmiertelna.

Wszystko, tylko nie to.

- Udowodnij – powiedział szybko, nieco niekontrolowanie, z błahej potrzeby ludzkiego umysłu.

- Nie wiem jak... chyba musisz mi uwierzyć. Albo, właściwie, nie musisz – stwierdził jedynie Taehyung, poprawiając nieco materiał firan, jakie wciąż miał nieporadnie zawinięte dookoła siebie.

- W porządku. W takim razie nie wierzę ci – powiedział chłodno Yoongi, ledwo nad sobą panując. – Ale to nie zwalnia cię z wyjaśnień. Jakim cudem jesteś tutaj, znaczy... Byłeś w obrazie. Wiem, że byłeś – powiedział jeszcze, starając się ignorować to, jak absurdalnie brzmiał. Coraz mocniej z każdą sylabą.

- Owszem – usłyszał potwierdzenie. – Chodzi o to, że... jestem przeklęty – powiedział, z tak mocnym i wyraźnym żalem, że Yoongi, choćby chciał, to nie potrafił powiedzieć niczego, co by zaprzeczyło przekonaniu, iż faktycznie tak jest.

Nawet, jeśli nigdy w życiu nie słyszał o czymś takim w innych strefach niż baśnie dla małych dzieci.

- Rozwiń to – ponaglił, szukając czegoś większego od tak prostych sformułowań.

- Kiedyś ktoś bardzo chciał się na kimś zemścić – powiedział jedynie, czując się coraz mniej pewnie, jakby dokładano mu ścian dookoła i powolnie kazano im się zaciskać wokół jego postaci, nie pozwalając mu uciec. – I to doprowadziło do... - urwał, a po jego policzkach poczęły płynąć łzy wypełnione czystą goryczą tamtych dni, dawnych emocji i niezagojonych ran.

Rozpłakał się. Tak czysto i naturalnie, że Yoongiemu zrobiło się momentalnie głupio, poczuł się niezręcznie, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż to on był częściowo sprawcą tych łez.

Nieco sztywno podszedł do drugiego, nie wiedząc do końca, co ma zrobić. Nie odsuwał się już od jego postaci, tym samym Yoongi pozwolił sobie usiąść na brzegu materaca i przyciągnąć do swojej klatki głowę drugiego, dając mu oparcie, ciepło i odrobinę stabilności w tej ulotnej chwili. Łzy wsiąkały w materiał jego koszuli, nie obchodziło go to jednak. Tyle dobrego, że miał na sobie zwykłe ubranie, zamiast piżamy. Szykowała się bowiem długa noc i wiedział już, iż do ranka nie zmruży oka.

Siedzieli więc tak, trwając razem, mimo tego, że świat jednej ze stron wciąż nie rozumiał, jak to się działo, jakimi prawami coś podobnego mogło w ogóle istnieć.

Odpowiedzi jednak miały przyjść, gwałtownie i szybko, tak, że Yoongi musiał się w końcu poddać, otworzyć umysł i pozwolić kwitnąć myślom, o jakich niegdyś nawet by nie śnił.


frames ,°' taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz