Obudził się z ciężkim oddechem mokry od potu i łez mimowolnie wypływających z jego ciemnych jak węgiel, bezuczuciowych oczu. Nie potrafił unormować oddechu, więc po prostu wstał i poszedł przemyć twarz.
⎯⎯ Znowu ten koszmar ⎯⎯ powiedział do siebie. ⎯⎯ Jak ja ich nienawidzę.
Patrząc w stare lustro z obdartą ramą, kiedyś pozłacaną, widzi tą samą jasną, zmęczoną twarz z podkrążonymi, ciemnymi oczami. Twarz, która dzień w dzień ukrywa się pod uśmiechem i maską radości. Twarz, która mówi, że niczego nie potrzebuje. Która mówi, że jest dobrze. A przynajmniej inni tak myślą.
Ale nie jest.
Tak naprawdę, ta twarz nie mówi nic. Wyprane z uczuć lico, na przeciwko, którego stoi wygląda okropnie. Wygląda naprawdę źle. Jasne kosmyki włosów, zniszczone od ciągłego farbowania, opadają lekko na ciemne, bursztynowe oczy, a spękane i poobrywane ze skórek, różowe usta są zaciśnięte tak, że ledwo je widać.
Oddalając się lekko widzi wychudzone, poobijane ciało koloru mlecznej porcelany z milionami zadrapań i uszkodzeń różnego rodzaju, od siniaków przez blizny do cięć. I to wcale nie jest tak, że ktoś się nad nim znęca, czy go prześladuje. Naprawdę nie jest tak. Mógłby przysiąc, że inni mają go totalnie gdzieś, że interesują się tylko sobą nie zważając na nikogo.
I to jest prawda. W jego, i tak już zakłamanym, życiu zdarzają się chwile, w których coś nie jest fikcją i wymysłem nikogo. Prawda jest taka, że to on sam jest swoim największym utrapieniem i za razem największym koszmarem. To przez siebie samego tak bardzo cierpi. Albo przynajmniej tak myśli.
Będąc całkowicie szczerym, jego nienawiść do samego siebie pojawiła się jakiś czas temu bez żadnej przyczyny. Można by powiedzieć nawet, że znikąd.
Po prostu kiedyś obudził się z koszmaru nienawidząc siebie.
Mówiąc więcej, jego chęć samodestrukcji potrafi dojść do tak surrealistycznych czynów, że nie może nad sobą zapanować. W takich dniach demony przejmują nad nim pełną kontrolę i zdarzało się, że upijał się do nieprzytomności, albo stał nad rzeką rozmyślając pod jakim kątem skoczyć, żeby od razu znaleźć się w piekle, o ile coś tak niebywałego w ogóle istnieje.
Min Yoongi nigdy nie wierzył w Boga. Tak jak w niebo, czy piekło, ale mógłby się założyć, że jeśli miałby trafić do jednego z tych miejsc, zdecydowanie byłaby to ta druga opcja.
Nie wierzył w nic, czego nie był pewien, więc jeśli czegoś nie zobaczył na własne oczy, to nie istniało. Nie był ufną osobą lub jakoś bardzo towarzyską. Był po prostu kimś kto czasem starał się przetrwać.
Pewnie nie tylko on czuje się źle w tym momencie. Ale to tak bardzo, że zwykłe leżenie, albo oddychanie sprawia, że czuje się najżałośniej na świecie. Sama myśl o tym, kim jest, albo co robi, skłania go do pozostania w świecie swojego pesymistycznego, wręcz idiotycznego nastawienia do siebie i otoczenia. I można by zastanawiać się i tłumaczyć jeszcze długo to, jak bardzo obrzydliwie się czuje w swoim ciele, ale nikt nie będzie wysłuchiwać godzinnych monologów i jego użalania się nad sobą.
I chociaż ciągłe powtarzanie "jest okej, wszystko w porządku" działało tylko przez chwilę, nikt nie odważył się zapytać, co się z nim dzieje. Nikt nie myślał nawet, że coś mogłoby być z nim nie tak. Nie mogło.
Na pewno nie temu Min Yoongiemu.
Ten Min Yoongi, którego znają, nie ma serca dla nikogo, więc dlaczego ktoś miałby mieć serce dla niego?
CZYTASZ
❞can you save my heavy dirty soul?❝ ➳ m.yg; p.jm
عشوائي↳ あなたは私の思い汚れた魂救えますか? ❞ nah, i didn't understand, the thing you said if i didn't know better, i'd guess you're all already dead. ❞ ❞ death inspires me, like a dog inspires a rabbit. ❝ Min Yoongi miewa codziennie ten sam koszmar, który koja...