Harry stał za sceną bawiąc się dolną wargą między zębami. Jeszcze tylko kilka minut i miał wyjść stanąć przed tymi wszystkimi ludźmi i zaśpiewać. Serce waliło mu niemiłosiernie, a dłonie się pociły. W dodatku nigdzie nie widział Louisa, co stresowało go jeszcze bardziej. Dzwonił już kilka razy, ale chłopak nie odbierał. Zamierzał właśnie wybrać jego numer po raz kolejny, gdy usłyszał swoje imię.
Odwrócił się i napotkał niebieskie oczy. Niemalże można było usłyszeć, jak kamień spada mu z serca i rozbija na milion małych kawałeczków. Był tutaj i stał przed nim.
- Gdzieś ty był, do cholery? - zapytał Harry z wyrzutem, mimo że doskonale wiedział, że nie może się na niego gniewać. - My tu wszyscy odchodziliśmy od zmysłów, ja...
Reszta jego słów została zagłuszona przez usta szatyna. Harry stał tak jak idiota, nie będąc w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu. Po prostu stał i pozwalał się całować.
Było słychać, jak ludzie krzyczą coś o dwóch minutach, ale dwie minuty to nadal 120 sekund, a Harry mógł myśleć tylko o tym, że pieprzony Louis Tomlinson właśnie go całował. Nie zwracał uwagi ile to trwało, ale Louis oderwał się w pewnym momencie, trzymając dłonie na policzkach młodszego, który patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami, a na jego twarzy malował się czysty szok. Ale w sumie co się dziwić?
- Powodzenia - wyszeptał Louis, po czym odszedł, żeby się przebrać, a zanim do Harry'ego wszystko dotarło, pani Dupont pociągnęła go za rękę, stawiając przed wejściem na scenę.
- 10 sekund, Harry.
Odwrócił się za nią, ale zamiast kobiety zobaczył tylko ulubione tęczówki wpatrzone w niego i lekki uśmiech. Przypomniały mu się słowa Louisa z wczoraj, gdy mówił, że sobie poradzi, że w niego wierzy. Z tą myślą wyszedł na scenę, starając się nie myśleć o tych wszystkich ludziach.
Śpiewał dla Louisa, nie dla nich.
Zamknął oczy i skupił się na cichej melodii, zacisnął dłonie na mikrofonie i wziął ostatni głęboki wdech.
- Zabrałem moją miłość, zabrałem ją głęboko, wspinając się odwróciłem twarz.
Bał się, był przerażony. To nie była piosenka, którą Louis pokazał mu na samym początku. Tą wybrał z panią Dupont w zeszłym tygodniu, nikogo o tym nie informując. Nawet jego.
- Czy dziecko wewnątrz mojego serca może wznieść się ponad?
Miał tylko nadzieję, że chłopak nie będzie miał nic przeciwko. Nie chciał go zawieść.
- Cóż, bałem się zmian, bo całe swoje życie budowałem dookoła ciebie.
Ta piosenka była śpiewana dla niebieskookiego chłopaka, bo taka była prawda, że świat Harry'ego od dwóch lat kręcił się głownie wokół niego. Zakochał się.
- Ale czas sprawił, że stałem się bardziej śmiały.
Teraz już to wiedział, a dzisiejszy pocałunek tylko uświadomił mu, że nie był Louisowi obojętny. Nie pocałowałby kogoś, do kogo nic nie czuł, tak właśnie mu powiedział.
- Jeśli zobaczysz moje odbicie na pokrytym śniegiem wzgórzu, osuwisko zabierze je w dół.
Przy ostatnich wersach nie mógł się powstrzymać i spojrzał w bok za kurtynę, aby zobaczyć Louisa opierającego się o ścianę, z ramionami skrzyżowanymi na piersi i z TYM uśmiechem.
Zakończył piosenkę z gromkimi brawami, ukłonił się delikatnie, a gdy kurtyna opadła zszedł ze sceny. Wszyscy zaczęli biegać dookoła szykując wszystko, ale Harry z nagłym przypływem odwagi stanął przed Louisem.
- Przepraszam za to, ja...
- Nic nie mów - przerwał mu Harry. - Nie masz za co przepraszać, powinienem ci raczej dziękować. A teraz pokaż im jak powinno się grać.
Louis uśmiechnął się szerzej i ponownie złączył ich wargi. To było niespodziewane, ale Harry tym razem oddał pocałunek. To było jedyne czego pragnął.
- Skop im wszystkim tyłki - szepnął Harry po chwili, uśmiechając się.
- Postaram się ci dorównać - cmoknął czerwony policzek Harry'ego, a ten uśmiechnął się i chcąc-niechcąc ruszył w kierunku widowni na swoje miejsce.
Mijał ludzi w grupy, którzy klepali go po ramieniu i gratulowali udanego występu, ale on potrafił myśleć tylko o Louisie.
O Louisie, który go pocałował.
W końcu zajął miejsce w pierwszym rzędzie tuż obok Nialla i Zayna, a ci nie mogli powstrzymać się przed zachwyconymi komentarzami. Chłopak uśmiechnął się i podziękował, ale tak naprawdę potrafił skupić się na Louisie, który właśnie powoli wchodził na scenę. Od razu zaczął grać, było tak, jakby miał jakiś przełącznik w sobie i tak po prostu umiał wyłączyć bycie sobą, żeby całkowicie wcielić się w daną rolę.
Przez ponad godzinę Harry siedział na swoim miejscu nie będąc w stanie oderwać oczu od sceny. Mimo że był na każdej próbie to, co działo się tuż przed nim było magiczne.
- Od dziś będę żył pamiętając o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Duchy trzech czasów pokonały mnie zupełnie. Nie byłem idealny, nie byłem nawet wystarczająco dobry. Dla nikogo. Nawet dla siebie. Świat i przekonania, w których żyłem zniszczyły wszystko co dobre. Byłem okrutny i teraz błagam, błagam o wybaczenie was wszystkich. Nie byłem zdolny do kochania kogokolwiek, gdyż sam siebie nie kochałem. Chciałem mieć wszystko i dom, i pieniądze, i pracę, i aby kobiety uganiały się za mną jak i mężczyźni, ale zatraciłem w tym siebie, mimo że miałem to co uważałem za ważne nie miałem tego co istotne. Nie doświadczyłem miłości, przyjaźni i wiary. Odtrąciłem tych, którym na mnie zależało. Teraz to wiem i żałuję. Każdej chwili. Nie wiem którego dziś mamy, nie wiem też jak długo przebywałem z duchami. Jestem jak nowo narodzone dziecko. Mniejsza z tym. Właściwie pragnę być dzieckiem.
Louis zakończył swój monolog, stojąc lekko zgarbiony na środku sceny i patrzyłeś na swoje stopy. A Harry siedział tam i patrzył, jak po jego policzku spływa łza. I nie mógł nic poradzić na to, że z jego oczu też płynęły łzy. Siedział i patrzył, jak unosi głowę, po sali rozbrzmiewają brawa, a reszta ekipy podchodzi i zaczynają się kłaniać.
Jego Louis. Dokonał tego, o czym marzył. Doprowadził widzów do łez swoją grą. Harry widział dumę która go rozpierała, dlatego był jedną z pierwszych osób, które wstały z owacjami. Nie mógł się powstrzymać.
Uśmiech rozkwitł mu na twarzy, gdy jego wzrok spotkał się z tym Louis i brunet uśmiechnął się do niego ze sceny. Coś w Harrym poruszyło się i nie mógł doczekać się aż będzie mógł go przytulić i pogratulować.
Pani Dupont wyszła na środek dziękując za przybycie i życząc wszystkim rodzinnych świąt, a nasza trójka ruszyła za kulisy. Niall z Harrym na zmianę komentowali sztukę, a Zayn tylko słuchał ich z uśmiechem. Naprawdę polubili się i wszyscy czuli, że to nie będzie koniec ich znajomości.
- No stary - zawołał Zayn, podchodząc do szatyna, który stał z uśmiechem i czerwonymi policzkami.
Zrobili szybki uścisk, tak samo jak z Niallem, a na końcu podszedł do niego Harry.
- Naprawdę było świetnie, jesteś najlepszy - powiedział cicho, patrząc na niego niepewnie.
- Dzięki - stali przez chwilę dość niepewnie, po czym Louis nie mogąc się powstrzymać, zapytał - nie dostanę misiaczka?
A Harry od razu objął go ramionami, nie czekając na nic innego. Postali jeszcze chwilę, po czym do Louisa podbiegła szczupła blondynka, w której Harry rozpoznał siostrę Tomlinsona.
- To nie będziemy Cię już zatrzymywać - powiedział Niall, widząc że rodzina chłopaka również zbliża się rozmawiając z szerokimi uśmiechami.
- Spotykamy się jeszcze, co nie?
- Napewno - zapewnił Louis, obejmując ramieniem Lottie.
Spojrzał na Harry'ego i bezgłośnie powiedział: "zadzwonię", a Harry nie mógł się tego doczekać.
CZYTASZ
500 steps to you | l.s.
FanfictionC. codziennie od pisze list do chłopaka, który mu się podoba, ale nigdy go nie wysyła, składa kartkę i chowa do pudełka w szufladzie. A każdy z tych listów ma dokładnie 500 słów. "A Ty stałeś tam, stałeś lekko zgarbiony na środku i patrzyłeś tylko n...