Welcome in Lothlórien.
Zatrzymali się, dysząc ciężko, w dolinie. Nad Morią unosiła się smużka dymu, złowieszcze dźwięki bębnów powoli cichły. Silwen potoczyła wzrokiem po Drużynie. Na wszystkich twarzach żal po stracie przyjaciela odcisnął swe piętno. Pozbawieni nadziei na pomyślne zakończenie misji, bo przecie niepodobna zwyczajnie się odwrócić i iść dalej. Jednakże, jakiż mieli wybór? Wraz z nocą orkowie z Morii ruszą za nimi w pościg, by pomścić swojego przywódcę.
- Musimy ruszać - odezwała się, zakłócając melancholijną ciszę. Skoro nikt inny nie chcę tego powiedzieć, ona musi. - Gdy zapadnie zmrok tę dolinę zapełnią orkowie, żądni naszej krwi. Jeśli wówczas nie będziemy w bezpiecznym miejscu, równie dobrze jakbyśmy sami wydali na siebie wyrok śmierci.
- Bezpieczne miejsce? A gdzie to jest? - mruknął sceptycznie Boromir
- Lasy Lothlórien - uzupełnił Aragorn. - Silwen ma rację, nie możemy zwlekać. Drużyno, wiem, że jest wam ciężko, ale gdyby Gandalf mógł nam coś teraz przekazać z pewnością rozkazałby nam ruszać bez zwłoki.
- Ale nie może! - warknął rozdrażniony Gondorczyk. - I czyja to wina? Sama powiedziałaś, że masz szansę pokonać to monstrum - zwrócił się do elfki, ze złością. - Jednak tego nie zrobiłaś, chciałaś, aby zginął.
- Boromirze, gniew cię zaślepia - chciał załagodzić Legolas, ale człowiek zignorował go.
- Ty powinnaś z nim walczyć, a wtedy Gandalf byłby tu z nami. A zamiast tego panoszysz się tutaj i wydajesz rozkazy, jakbyś sądziła, że jesteś od nas lepsza. A tak naprawdę jesteś tylko zarozumiałą elfką, która rzuca słowa na wiatr. - Silwen słuchając syna Denethora, musiała się powstrzymywać by nie rzucić w niego czymś ciężkim. Zachowywała jednak kamienny wyraz twarzy.
- Boromirze! - krzyknął Obieżyświat, elfka rzuciła mu uspokajające spojrzenie, po czym skierowała na rycerza lodowate spojrzenie.
- Posłuchaj mnie Boromirze -wy cedziła - z dobrego serca radzę ci, abyś teraz bardzo ostrożnie dobierał słowa, bo moja cierpliwość zaczyna się kończyć, a wierz mi tego nie chcesz. Rozumiem, jednakże twoje rozgoryczenie i tylko dlatego nie wylądowałeś jeszcze z nożem na gardle.
- Już się boję - zadrwił.
- A teraz - powiedziała, ignorując rycerza - wyjaśnijmy sobie to i owo. Mithrandir nie był głupcem, wiedział, że ryzykuje wiele stając do tej walki. Ale wiedział też, że to jego obowiązek, jego i tylko jego. Nie jestem nim, lecz wiem czego by chciał i wiem, że nie jest to łatwe. Przeprowadziłam was przez Morię i poprowadzę do Lórien, ale radzę wam to zrozumieć, bo powiem to tylko raz. To wy potrzebujecie mnie, nie ja was.
Po jej słowach zapanowała cisza. Boromi skulił się, wstydząc się swojego wybuchu.
- Dalej, na przód. Strwoniliśmy już zbyt wiele czasu - oznajmił Aragorn.
Frodo wsparty o Sama wstał, krzywiąc się. Upadł jednak z jękiem.
- Mój pan nie może iść, jest zmęczony, potrzeba mu odpoczynku - odezwał się wierny hobbit. Silwen podeszła do nich, dotknęła boku Froda.
- Nie masz nic złamanego - rzekła z ulgą. - A odpoczynek to luksus na, który nie możemy sobie pozwolić - wyprostowała się gwałtownie, jakby sobie coś przypomniała. - Idźcie na razie beze mnie. Dogonię was.
Z tymi słowami zniknęła pośród drzew. Drużyna ruszyła, z początku ociężale, jednak po chwili osiągnęła zadowalające tempo. Przebyli jedną staje, gdy Silwen z powrotem ukazała się ich oczom, tym razem konno.
CZYTASZ
Lord of the Rings Journey
FanfictionKsiężniczka Doriathu, najmłodsze dziecko króla Thingola. Mogła nosić sukienki, haftować, grać i śpiewać, ale zamiast tego biegała boso po ojcowskich komnatach z drewnianym mieczykiem w garści. Kochała robić wszystko co nie przystoi dziewczynce i pr...