{EMMELINE}
NIEDZIELA, 27 KWIETNIA
Dom przy Washington Street 20 był ostatnim miejscem, w którym chciałam się znaleźć tego poranka. Niestety, nie miałam wyjścia. Musiałam stawić czoła Charlesowi Graystone'owi. Dupkowi, który skrzywdził moją Susannah.
Zapukałam do drzwi. Dom Graystone'ów znajdował się w północnej części miasteczka, a okolica zdawała się spokojna i porządna. Budynek był zadbany, widać było, że ojciec i syn starali się, by nie odstawał od innych wypieszczonych domów stojących przy Washington Street. Patrząc na jego jasne ściany i porządnie zamiecioną werandę, zastanawiałam się, jak na to wszystko patrzyła Susannah jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Jakie uczucia budził w niej ten widok? Jak wielkie szczęście odczuwała, gdy miała świadomość, że jest ważną częścią życia Charlesa?
Chłopak wyglądał strasznie. Drzwi otworzył gwałtownym ruchem, a gdy jego spojrzenie padło na mnie, zamarł. Przez kilka sekund myślał, że jestem Susannah, widziałam to. Lód w jego oczach stopniał, a ponura twarz na chwilę się rozświetliła. Zaraz jednak jego spojrzenie zjechało na mój strój i już wiedział, że bardzo się mylił. Nie byłam moją siostrą. Nigdy nie mogłabym mu jej zastąpić.
– Co robisz? – burknął, mierząc mnie wrogim spojrzeniem. Ukrył przed światem swoje uczucia. – Nie jesteś tu mile widziana.
Parsknęłam.
– A istnieje takie miejsce, gdzie jestem mile widziana?
Nie potrafił odpowiedzieć na to proste pytanie.
Charles widocznie cierpiał. Bladą twarz okalały przydługie włosy, które prawdopodobnie utrzymywał w stałym nieładzie. Cienie pod oczami zdawały się ciemniejsze niż jego tęczówki i źrenice. Ubrany był niechlujnie, czego jeszcze nigdy u niego nie udało mi się zaobserwować. Ciemne jeansy zwisały z niego niczym ze stracha na wróble, a czerwona koszulka była poplamiona na przodzie jakimś sosem. Charles zazwyczaj ubierał się dość elegancko jak ojciec, więc takie wydanie nieco mnie zaskoczyło. Nie dałam po sobie tego poznać.
Skrzyżowałam ramiona na piersi i uśmiechnęłam się szeroko. Przyjście tutaj dużo mnie kosztowało, ale nie miałam zamiaru się poddać. W tamtej chwili liczyła się dla mnie Susannah i to, by ją uratować. Mogłam choć raz schować dumę w kieszeni i przyjść do domu tego śmiecia.
– Nie zaproszę cię do środka.
– Jakbym chciała oglądać to wysypisko śmieci, na którym żyjesz – prychnęłam. – Przyszłam tu w interesach.
– Nie mam zamiaru prowadzić z tobą żadnych interesów. Jesteś nienormalna.
Zaśmiałam się, choć nie było mi do śmiechu.
– Jeszcze nie wiesz, co chcę ci zaproponować.
Spojrzał na mnie krzywo. Widziałam w jego oczach, że nie podobało mu się to, że stałam przed jego domem i zachowywałam się podejrzanie. Za moimi plecami dostrzegł też dwóch policjantów, którzy czekali na mnie na chodniku przed jego posesją.
Charles wyprostował się. Miał około metr dziewięćdziesiąt wzrostu, więc różnica między nami była porażająca. Susannah również była taka malutka, gdy przy nim stała, przyszło mi do głowy.
– Z góry mówię, że nie chcę brać w tym udziału.
Zbliżyłam się do niego, choć tak naprawdę miałam ochotę uciec.
CZYTASZ
The Witching Hour
ParanormalDRUGI TOM SERII O IZOLOWANYCH Mabsfield ciężko jest się podnieść po tragedii, która nawiedziła miasto rok temu. Mieszkańcy patrzą na siebie z rosnącą nieufnością, a w rodzinie Maxwellów dochodzi do rozłamu, który może wpłynąć na całe miasteczko. Na...