(OD RAZU NAPISZĘ, ŻE ZMIENIŁAM STYL PISANIA, HYHY)
Każdy blondyn, który przechodził obok mnie wydawał się być nim, ale przecież znałam jego twarz. Dobrze wiedziałam jak wygląda. Zapamiętałam te rysy i idealnie wystające kości policzkowe. Jednak byłam tak zdenerwowana, że nie potrafiłam odróżnić go od zwykłego chłopaka.
Byłam około 5 minut przed umówioną godziną. Usiadłam na ławce przy fontannie i próbowałam zmienić bieg wody. Wpatrywałam się w wyciekające strużki w skupieniu, marszczyłam czoło i robiłam dziwne miny, jednak nic nie pomogło. „Może na niektóre rzeczy po prostu nie mam wpływu?” – zapytałam sama siebie.
Zrezygnowana wzruszyłam ramionami i chciałam odwrócić wzrok od fontanny, jednak nagle woda zaczęła zmieniać swoją temperaturę i pozostały tylko sople lodu wystające z otworów. Zaskoczona całym tym zdarzeniem rozglądałam się na wszystkie strony szukając sprawcy.
Wysoki blondyn z nogami do nieba, który stał oparty o jakąś latarnię pomachał mi z szerokim uśmiechem ukazując równe, białe zęby. Co jak co, ale chudszy był ode mnie. Zaczął kierować swoje kroki w moją stronę, a ja kompletnie nie wiedziałam, gdzie mam uciec. Kręciłam się na zielonej ławce, wyglądając za pewne komicznie. Tristan zasłonił swoje usta ręką, aby, jak sądzę, nie wybuchnąć gromkim śmiechem.
-Cześć, Tina, tak? – otworzył ramiona, aby uścisnąć mnie jak dawno niewidzianą znajomą. – Jestem Tristan. Chyba nie chcesz przede mną uciekać?
Puścił zawadiacko oczko w moją stronę. Podciągnął rękawy od swojej skórzanej kurki patrząc na mnie wyczekująco. Naprawdę nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Bo nawet jeśli bym dała radę, to co takiego miałam mu powiedzieć? No właśnie. Blondyn znowu zaśmiał się z politowaniem.
-To co? Może przejdziemy się na jakąś kawę? Znam taką dobrą kawiarnię niedaleko – podniósł do góry lewą brew wyczekując na moją odpowiedź.
-Hm, jasne, no wiesz, z chęcią – nerwowo się zaśmiałam i uśmiechnęłam niepewnie w stronę blondyna. Tristan odwzajemnił mój uśmiech i wskazał palcem za moje plecy, aby pokazać mi, w którą stronę powinniśmy się udać.
Szliśmy w ciszy zerkając na siebie co kilka kroków. Było to trochę niezręczne, ale to nasze pierwsze spotkanie, w dodatku po kilku dniach znajomości, więc czym tutaj się przejmować? Poza tym kawiarnia była naprawdę blisko, a co za tym idzie nie odczuliśmy tak bardzo tej „krępującej ciszy”. Jedynym plusem było to, że uśmiechaliśmy się szeroko za każdym razem, gdy jedno przyłapało drugie na patrzeniu na siebie nawzajem.
-Jesteśmy! – wykrzyknął uradowany blondyn wskazując ręką na budynek z czerwonej cegły, który za kilka minut mógł runąć nam na głowę. Wyglądał więc dosyć… staro? Moja pierwsza myśl brzmiała dokładnie tak: „O nie, jakaś przedpotopowa pseudo kawiarnia, gdzie na kawę czeka się godzinę, bo właścicielka ma 80 lat i rozsypuje ziarna wszędzie tylko nie do szklanki”. – Coś nie tak? – zapytał unosząc w górę brew. Tym razem nie było uśmiechu na żadnej twarzy.
-Jesteś pewny, że mamy tam wejść? – zapytałam niepewnie przenosząc swój wzrok z drewnianego szyldu na Trisa.
-Tak, jasne! Wiesz, może nie wygląda to dobrze na zewnątrz, ale uwierz, że parzą tutaj chyba najlepszą kawę na całym świecie! – Przewrócił oczami do góry i zaśmiał się radośnie. – Chodź, musisz jej spróbować! – chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi.
Dopiero teraz oboje naprawdę poczuliśmy się nieswojo. Chłopak szybko mnie puścił i żadne z nas nie wiedziało co zrobić. Speszeni nie próbowaliśmy nawet patrzeć w swoje strony. Tristan tylko otworzył drzwi i gestem dłoni zaprosił mnie do środka. Uśmiechnęłam się i próbowaliśmy udawać, że nic się nie stało.