Rozdział IV

495 45 21
                                    

(OD RAZU NAPISZĘ, ŻE ZMIENIŁAM STYL PISANIA, HYHY)

Każdy blondyn, który przechodził obok mnie wydawał się być nim, ale przecież znałam jego twarz. Dobrze wiedziałam jak wygląda. Zapamiętałam te rysy i idealnie wystające kości policzkowe. Jednak byłam tak zdenerwowana, że nie potrafiłam odróżnić go od zwykłego chłopaka.

Byłam około 5 minut przed umówioną godziną. Usiadłam na ławce przy fontannie i próbowałam zmienić bieg wody. Wpatrywałam się w wyciekające strużki w skupieniu, marszczyłam czoło i robiłam dziwne miny, jednak nic nie pomogło. „Może na niektóre rzeczy po prostu nie mam wpływu?” – zapytałam sama siebie.

Zrezygnowana wzruszyłam ramionami i chciałam odwrócić wzrok od fontanny, jednak nagle woda zaczęła zmieniać swoją temperaturę i pozostały tylko sople lodu wystające z otworów. Zaskoczona całym tym zdarzeniem rozglądałam się na wszystkie strony szukając sprawcy.

Wysoki blondyn z nogami do nieba, który stał oparty o jakąś latarnię pomachał mi z szerokim uśmiechem ukazując równe, białe zęby. Co jak co, ale chudszy był ode mnie. Zaczął kierować swoje kroki w moją stronę, a ja kompletnie nie wiedziałam, gdzie mam uciec. Kręciłam się na zielonej ławce, wyglądając za pewne komicznie. Tristan zasłonił swoje usta ręką, aby, jak sądzę, nie wybuchnąć gromkim śmiechem.

-Cześć, Tina, tak? – otworzył ramiona, aby uścisnąć mnie jak dawno niewidzianą znajomą. – Jestem Tristan. Chyba nie chcesz przede mną uciekać?

Puścił zawadiacko oczko w moją stronę. Podciągnął rękawy od swojej skórzanej kurki patrząc na mnie wyczekująco. Naprawdę nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Bo nawet jeśli bym dała radę, to co takiego miałam mu powiedzieć? No właśnie. Blondyn znowu zaśmiał się z politowaniem.

-To co? Może przejdziemy się na jakąś kawę? Znam taką dobrą kawiarnię niedaleko – podniósł do góry lewą brew wyczekując na moją odpowiedź.

-Hm, jasne, no wiesz, z chęcią – nerwowo się zaśmiałam i uśmiechnęłam niepewnie w stronę blondyna.  Tristan odwzajemnił mój uśmiech i wskazał palcem za moje plecy, aby pokazać mi, w którą stronę powinniśmy się udać.

Szliśmy w ciszy zerkając na siebie co kilka kroków. Było to trochę niezręczne, ale to nasze pierwsze spotkanie, w dodatku po kilku dniach znajomości, więc czym tutaj się przejmować? Poza tym kawiarnia była naprawdę blisko, a co za tym idzie nie odczuliśmy tak bardzo tej „krępującej ciszy”. Jedynym plusem było to, że uśmiechaliśmy się szeroko za każdym razem, gdy jedno przyłapało drugie na patrzeniu na siebie nawzajem.

-Jesteśmy! – wykrzyknął uradowany blondyn wskazując ręką na budynek z czerwonej cegły, który za kilka minut mógł runąć nam na głowę. Wyglądał więc dosyć… staro? Moja pierwsza myśl brzmiała dokładnie tak: „O nie, jakaś przedpotopowa pseudo kawiarnia, gdzie na kawę czeka się godzinę, bo właścicielka ma 80 lat i rozsypuje ziarna wszędzie tylko nie do szklanki”. – Coś nie tak? – zapytał unosząc w górę brew. Tym razem nie było uśmiechu na żadnej twarzy.

-Jesteś pewny, że mamy tam wejść? – zapytałam niepewnie przenosząc swój wzrok z drewnianego szyldu na Trisa.

-Tak, jasne! Wiesz, może nie wygląda to dobrze na zewnątrz, ale uwierz, że parzą tutaj chyba najlepszą kawę na całym świecie! – Przewrócił oczami do góry i zaśmiał się radośnie. – Chodź, musisz jej spróbować! – chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi.

Dopiero teraz oboje naprawdę poczuliśmy się nieswojo. Chłopak szybko mnie puścił i żadne z nas nie wiedziało co zrobić. Speszeni nie próbowaliśmy nawet patrzeć w swoje strony. Tristan tylko otworzył drzwi i gestem dłoni zaprosił mnie do środka. Uśmiechnęłam się i próbowaliśmy udawać, że nic się nie stało.

Avengers (The Vamps FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz