Rozdział 28

659 53 16
                                    

Na podłodze pojawiła się czerwona plama po rozlanym winie, a tysiące malusieńkich kawałków szkła mieniło się w świetle latarnii, które wpadało przez okno.

Moje paznokcie wbiły się w skórę, a ja sama próbowałam opanować atak gniewu. Mycroft patrzył na mnie zdziwiony, ale ja na niego nie. Wbiłam wzrok w stół i słyszałam tylko jego spokojny oddech.
To był jedyny dowód na to, że wciąż żyje, bo w ogóle się nie ruszał.

Zacisnęłam powieki. Nie miałam ochoty płakać i byłam pewna, że gdybym pozwoliła łzom spłynąć na policzki, byłyby doskonale widoczne w lekkim świetle, wpadającym z ulicy.

Poza tym, Mycroft ostatnio zbyt często widzi moją słabość.

Dawna Aileen by na to nie pozwoliła i na jakiś czas znowu musiałam się nią stać. Dziewczyną, która nie straciła ojca, nie uciekła do Paryża. Dziewczyną, która nie przejmuje się facetami. 

- O czym mówisz? - spytał Holmes niepewnie i pierwszy raz usłyszałam, że jego głos drży.

- Nieważne. To przez wino - syknęłam cicho i wstałam, omijając szkło na podłodze.

- Aileen...

Popatrzyłam na niego zirytowana.

- Co?! - warknęłam, krzyżując ręce na piersi.

- Mam uwierzyć, że przez połowę butelki pleciesz takie bzdury. Wiem, co słyszałem - mówiąc to podszedł do mnie, a w jego oczach ujrzałam błysk, który wcale mi się nie spodobał.

Mycroft Holmes.

Byłam idiotką. Mogłam się domyślić, że on zrozumie. W jego oczach dostrzegłam błysk inteligencji, której wcześniej nie doceniałam.

- Po prostu zapomnijmy o tym... - poprosiłam, spuszczając głowę.

Zaśmiał się krótko i z powrotem usiadł na krześle, a ja ruszyłam do swojej sypialnii.

Z hukiem zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku, chowając twarz w dłoniach.

- Jesteś idiotką, Aileen Bennet - szepnęłam do siebie.

Westchnęłam cicho i oparłam się plecami o ścianę.
W radiu, które zawsze grało cicho w moim pokoju leciała kolejna świąteczna piosenka. Znałam ją już na pamięć i miałam jej po prostu dość, ale w tamtym momencie przypomniała mi ona propozycję Mycrofta.

Wspólne święta u jego rodziców.

To mógłby być koszmar lub mogłoby być całkiem ciekawie. Obstawiam to pierwsze.
Pomimo, że nie znam jego rodziców, po nim widać, że to nie jest zbyt ciepła rodzinka.

Moja też nie była zbyt ciepła.

Usłyszałam dźwięk sms'a i podeszłam do małego stolika przy oknie, na którym leżał mój telefon.

Kiedy mogę wziąć swoje rzeczy z twojego domu?

Wybrałam numer Toma i po chwili odebrał, a jego głos wciąż był pełen złości.

- W każdej chwili. Klucze masz. Możesz je dać Mycroftowi. On mi je przekaże - oznajmiłam od razu.

- Mieszkacie sobie razem? Słodkie - mruknął.

Przygryzłam wargę i spytałam:

- Kto ci powiedział?

- On sam. Zresztą nie musiał. Nie jestem aż tak głupi...

Czyżby?

- Dobra, nieistotne. Zabieraj rzeczy i spadaj z mojego życia. Już i tak wystarczająco w nim namieszałeś - warknęłam.

- Ty też namieszałaś w moim. Jeszcze długo będę pamiętać ten cholerny ślub, kiedy postrzelili mnie przez ciebie...

- To dużo zdrowia życzę - zaśmiałam się ponuro - Nasze wybory mówią o nas. To była twoja decyzja.

Po tych słowach rozłączyłam się i przez chwilę wpatrywałam się w ekran, a po sekundzie namysłu usunęłam numer Toma i uśmiechnęłam się do siebie lekko.

- Teraz możesz sobie dzwonić...

No i kończymy maraton...@kjukamber możesz pytać o next

I'm serious, Mr. HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz