W niewielkim dwupiętrowym domku jednorodzinnym, z zewnątrz wyglądającym jak każdy inny angielski domek, panował istny chaos.
Zapracowana matka sama z czwórką dzieci przygotowujących się do szkoły, bez ojca który żegluje wraz z załogą po oceanie - to zdecydowanie mieszanka wybuchowa.
Od rana nikt nie ustał w miejscu choćby na ułamek sekundy, nie licząc kolejki do toalety. Wieczne bitwy o łazienkę lub o tak drobną rzecz jak przekąski na śniadanie do szkoły były ich codziennością. Można powiedzieć, że panowało tam prawo dżungli - albo zdobywasz, albo przegrywasz i chodzisz głodny, i brudny po szkole. Poza tym kobieta, która urodziła te bestie prawie puściła dom z dymem, gdy nieudolnie próbowała usmażyć jajecznice. Koniec końców jedna z bliźniaczek - Holly - ogarnęła kuchnie, wyglądającą jak pobojowisko, robiąc tym samym miejsce drugiej bliźniaczce - Lenie - miejsce do gotowania. Gdy już sytuacja została opanowana
razem z młodszą siostrą zjadły śniadanie, zawzięcie dyskutując o problemach sercowych siedmiolatki. Może szesnastolatki nie brały tego na poważnie, jednak dla młodej Olsen była to rzecz poważniejsza nawet od popołudniowych herbatek z pluszakami.W czasie gdy najstarszy z rodzeństwa wylegiwał się w łóżku, co jakiś czas przewracając się z lewego boku na prawy, Holly wiązała buta Lei, a Lena owijała jej szyję chustą i wtedy właśnie dziewczynka zapytała "gdzie jest Carter".Oby dwie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia po czym druga z wymienionych przewróciła zielonymi oczami i biegiem ruszyła na górę.
Pewnie gdyby nie to, że ich brat jest za leniwy, by zdać egzamin na prawo jazdy najprawdopodobniej jechali by teraz samochodem ojca, który stoi w garażu bezczynnie od kilku miesięcy. Zamiast tego czeka ich piesza wędrówka przez miasto, na miejsce dotrą w ciągu dwudziestu minut, właściwie to około dwudziestu pięciu doliczając odprowadzenie Lei do skrzydła klas pierwszych.
Gdy szatynka wreszcie stanęła przed drzwiami do pokoju brata, zapukała w nie i czekała na odpowiedź chłopaka, jednak jej nie otrzymała, więc po jakimś czasie znowu zapukała. Nie słysząc odpowiedzi, była zmuszona wejść do środka najbrudniejszego pomieszczenia w całym domu - pieczary Cartera. Zanim podjęła decyzję postanowiła spróbować wybudzić bruneta ze snu stojąc za drzwiami.
- Carter ty ptasi móżdżku, przez ciebie się spóźnimy! - starała się udawać groźną by wstał jak najszybciej, jednak odpowiedziała jej cisza.
Wzięła głęboki wdech by starczyło jej tlenu na obudzenie brązowookiego, nie chciała stracić węchu. Chwyciła za klamkę a skrawkiem koszuli zakryła swój nos, kroki stawiała bardzo ostrożnie nie chcąc wdepnąć w jedną z rozkładających się kanapek czy cokolwiek to było. Nagle zobaczyła jedną z ruszających się niezwykle śmierdzących skarpet i wtedy zrozumiała, że albo zaczynała mieć halucynacje wywołane niebezpiecznie trującymi gazami Cartera, albo w jej domu znajduje się przerażająco duża hodowla skarpotworów. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia, nie licząc drzwi zaraz za polem minowym (skarpotworami, śmierciuchami czy takimi drobnostkami jak poruszającymi się z podejrzaną prędkością czarnymi kropeczkami). Materiał budowlany pokrywający kiedyś czystą podłogę, został już dawno pokryty prez bliżej nieokreślone substancje wyprodukowane przez Bestie numer jeden. Misja obudź Cartera, przy okazji nie zaczadź się - rozpoczęta.
CZYTASZ
❝O jedno słowo za dużo❞
Teen FictionNiewinna kłótnia bliźniaczek, zwykła mała sprzeczka jak każda inna, zmieniła wiele.