Gdy słońce było młode, a ziemie poznawały okrucieństwo człowieka, liczne wsie powstawały na szczątkach borów. Drewno skute ze sobą śpiewało pieśni tęsknoty za życiem. Człowiek umykał naturze. Bezwzględny dla innych, odkrywał liczne swe twarze.
Krew wsiąkała w glebę, kalając ją na wieki.
Gniew. Żal. Zazdrość. Rozpusta.
W zimnej chacie na wzgórzu żyła niewiasta o licach anioła. Swą urodą mamiła wielu. Skarby trzymała w ziemi. Podarki bogaczy, kwiaty biedoty nie potrafiły zaspokoić jej nieczułego serca.
Przechadzała się porankiem po iglastym lesie. Długie blond pasma wirowały w lekkim tańcu, a zielono – niebieskie oczęta wpatrywały się w słońce. Blade policzki rumieniły się nieznacznie od wysiłku.
Rusałka, powtarzali zauroczeni chłopi. Nikt jej serca zdobyć nie zdoła.
Mylili się.
Dnia trzeciego czterdziestego pierwszego tygodnia roku, tańcząc jak co dzień, napotkała jego – syna słynnej bogaczki z sąsiedniej wsi.
Kasztanowe loki mieniły się w poblasku słonecznych promieni, a zielone oczy z fascynacją otulały jej sylwetkę.
Płonęła nieznanym żarem, któremu musiała ulec. Żywe uczucie gorało w świetle księżyca odbijanego przez taflę pobliskiego jeziora.
Brzemienne konsekwencje niósł ich romans. Nakryci na zakazanej miłości wiśniaczki i dziedzica, nie zdołali zbiec. Matka chłopaka prawnie zdolnego do ożenku, zapłonęła gniewem. Wszakże poślubić miał pannice z dworu. Kres miłości położyć musiała, by szturmem podbijane elity nie zasłyszały o hańbiącym uczynku jej syna. Majętna kobieta czarami władająca, pojmała niewiastę i utopiła w jeziorze.
Rusałką zwana, gasła w zimnej otchłani wody, nie odrywając spojrzenia od wściekłej wiedźmy. Przeklęta - nie mogła umrzeć. Zdradzona przez miłość, pragnęła zguby chłopca. Z tą myślą opadła na dno.
Stulecia mijały, a piękna niewiasta pochłonięta przez jezioro przywoływała chłopców, prowadząc ich do zguby. Czy ktoś uwolnij ją?
Tupot młodzieńczego serca dudnił w wątłej piersi. Policzki oblały się rumieńcem. Z nieskrywanym zainteresowaniem przysłuchiwał się legendzie. Młodziak pierwszy raz słyszał historię o topielicy z jeziora i zadurzył się w wyobrażeniu o anielskim licu.
Starzec przebiegł zmęczonym spojrzeniem po swoich młodych słuchaczach. Każdego roku opowiadał historię przeklętego jeziora, by przestrzec ich przed wchodzeniem do lasu od północnej strony wioski. Ziemia była nieprzychylna, błotnista. Bagna pochłonęły wielu, w tym i jego syna. Przestroga wypowiedziana być musiała.
- Bożydar!!
Echo roznosiło między domami donośny głos zirytowanej matki.
Starzec uśmiechnął się do mizernego chłopaczka, który aż podskoczył słysząc swe imię.
Jego wychudzona buźka jeszcze nosiła ślady fascynacji opowieścią.
- Woła cię. – oznajmił, a dzieciak skrzywił się z niesmakiem. Poderwał się i wybiegł w tylko jemu znanym kierunku.
W progu niewielkiej i skromnej chatki stanęła okazała wieśniaczka. Przesunęła podejrzliwym łypnięciem po dzieciakach i obróciła się na pięcie.
- Gdzie ten huncwot się podział? – mająca swe lata kobieta podparła się pod pulchne boki. Zmarszczyła poorane zmarszczkami czoło, powodując na nim lwią bruzdę. Przyprószone siwizną włosy wypadły z misternego koka i zawiały na wietrze.
CZYTASZ
Zaklęta w jeziorze
FantasyGdy gładka toń poruszy się, A w lustrzanym odbiciu swym, Ujrzysz lica urody niezwykłej Drzewa zaszumią, głuchy przejdzie szept. Zaklęta w jeziorze posiądzie cię.