Rozdział 30

730 57 26
                                    

Musiałam przyznać, że następnym razem, jesli Mycroft zaproponuje mi wjzytę u swoich rodziców zgodzę się natychmiast, chociażby ze względu na jedzenie.

Jego mama przepysznie gotuje, a urokowi kolacji dodawała jeszcze ciepła atmosfera, której całkowicie nie spodziewałam się po Holmesach.

Jego rodzice akurat robili coś w kuchni, gdy podszedł do mnie Mycroft z kieliszkiem wina, a drugi podał mi.

- Jeszcze kilka dni temu zabierałeś mi butelkę - zaśmiałam się krótko, ale mimo wszystko upiłam łyk napoju.

- Są Święta - mruknął - Trzeba jakoś świętować.

Do pokoju wrócił Sherlock, mrucząc coś do Johna o rzeczach, na których się nie znałam i nie chciałam się w to zagłębiać.

Usiedli przy stole, dalej dyskutując, a ja wzrokiem zaczęłam szukać Mary. Po chwili usłyszałam jej śmiech w kuchni i popatrzyłam w tamtą stronę.

- Też powinnaś z nimi trochę porozmawiać - szepnął mi Mycroft na ucho.

Przewróciłam tylko oczami i upiłam kolejny łyk wina. Na szczęście, po sekundzie zarówno Mary, jak i państwo Holmes wrócili do salonu, a ja nie musiałam zostawiać jedynej osoby, z którą miałam tu o czym rozmawiać.

Sherlock wstał i uśmiechnął się tajemniczo, patrząc na nas.
Posłałam mu pytające spojrzenie, a on stwierdził:

- Stoicie pod jemiołą.

Spojrzałam w górę tak jak wszyscy obecni w pokoju i rzeczywiście dostrzegłam jemiołę - prawdziwą jemiołę, wyglądającą jak mój wyrok śmierci.

Młodszy Holmes uśmiechnął się złośliwie, a ja popatrzyłam na Mycrofta spanikowana.

Co teraz?

Gdyby był bardziej pomysłowy i sprzedał rodzicom inną bzdurę, nie musiałabym go pocałować. Ale on powiedział im, że jesteśmy parą.

Poczułam się jeszcze bardziej zdezorientowana, gdy on też nie wiedział co robić.
Kiedy Mycroft Holmes nie wiedział, ja już w ogóle nie miałam pojęcia...

W końcu po sekundach, które dłużyły się niemiłosiernie, uśmiechnęłam się szeroko - może nawet była tam nuta szczerości - i zarzucając mu ręce na szyję, zbliżyłam swoje usta do jego.

Już miałam go pocałować, gdy jego kieliszek z winem spadł na ziemię, a on odciągnął mnie na bok, żeby szkło nie pokaleczyło mi nóg.

Sherlock przestał się już głupio uśmiechać, a ja posłałam Mycroftowi pełne podziwu spojrzenie.

- Pójdę po szczotkę - oznajmiła pani Holmes lekko zawiedzona, że nie zobaczy pocałunku syna - Ale wy możecie kontynuować...

- Nie, to moja wina. Ja sprzątnę - wyprzedziłam ją w drzwiach i pierwsza złapałam szczotkę, tylko po to, żeby uniknąć pocałunku.

Gdy na podłodze nie było już ani kawałka szkła, znowu usiedliśmy przy stole, a pan Holmes włączył telewizor.

Pojawił się niepokojący komunikat o nieprzejezdności niektórych dróg, prowadzących głównie do Londynu. Nie przejęłam się tym w ogóle, dopóki John mruknął:

- A droga, którą tu przyjechaliśmy?

- Nieprzejezdna - odparł mężczyzna.

- Nieprawda - wtrącił Mycroft i poderwał się z krzesła - Pójdziemy już, prawda, Aileen?

Ruszyłam za nim, a kiedy otworzył drzwi wejściowe do domu, zadrżałam lekko z zimna.

Do środka od razu wleciała masa śniegu, a sama ścieżka, prowadząca do furtki była wręcz nie do pokania, z powodu śniegu.

- Co do...? - zirytował się, wychodząc na dwór i stając na wycieraczce, ale nie zdążył dokończyć, bo pociągnęłam go gwałtownie do tyłu.

W miejscu, w którym stał jeszcze przed sekundą, wylądowało kilka sopli i śniegowa czapa.

Popatrzył na mnie zaskoczony, a jednocześnie zamknął drzwi i trzymając mnie za rękę, ruszył z powrotem do pokoju.

- Będziecie musieli tu zostać - stwierdziła jego matka wesoło - Mamy tylko cztery sypialnie, jedna jest nasza, więc...

Wstała z krzesła, a ja spytałam:

- Więc co?

- Jedna dla Sherlocka, jedna dla Johna i Mary, a trzecia dla was - skinęła głową na mnie i Mycrofta, a ja kolejny raz tego dnia spanikowałam.

Pocałunek to co innego.

- Pójdę naszykować - wyjaśniła i wspięła się po schodach na górę, śmiejąc się głupio.

Usiadłam na kanapie, starając się zachowywać normalnie, ale cała w duchu dygotałam ze złości. Nienawidziłam bezradności i fakt, że nie mam nic do powiedzenia mnie dobijał.

Pani Holmes wróciła kilka minut później i z uśmiechem oznajmiła, że sypialnie gotowe.
Pobiegłam tam, prowadzona przez Mycrofta i od razu po wejściu do pomieszczenia, zasłoniłam twarz rękami, bo pojawił się na niej czerwony rumieniec.

I nie potrafił zakryć go nawet mój najlepszy puder.

- Taa...moi rodzice są specyficzni - mruknął Mycroft, tak samo zażenowany jak ja.

- Specyficzni? Zamknęli nas w jednej sypialnii - westchnęłam, odsłaniając twarz.

- Trudno. Jakoś sobie poradzimy.

Zamknęłam drzwi na klucz i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na środku, pod ścianą stało duże, idealnie posłane łóżko - oczywiście małżeńskie.

Nigdzie nie było też żadnego fotela ani kanapy. Tragedia...

Usiadłam na wyprasowanej, szkarłatnej pościeli i wygładziłam ją ręką, a po chwili ponownie została "wymiętolona", gdy obok mnie usiadł Mycroft.

- To co? Zostaje mi podłoga? - spytał.

- Nie, no nie wygłupiaj się - odpowiedziałam - Łóżko jest duże, zmieścimy się oboje.

- Chcesz żebyśmy razem spali?! - krzyknął, a ja natychmiast przyłożyłam mu palec do ust, spoglądając w stronę drzwi.

- Wiem, jak to brzmi. Nie myśl, że sypiam z każdym przypadkowym facetem. Po prostu...naprawdę wolisz spać na podłodze?

Uniósł brwi i pokręcił głową, a ja cicho mruknęłam:

- Też tak sądzę...

I'm serious, Mr. HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz