TONY
Ehhhh... Co tu długo mówić... TAK, wreszcie odnalazłem upragnione szczęście. I był nim nie kto inny niż sam Kapitan Ameryka- mój narzeczony. Nie mogłem uwierzyć gdy o tym myślałem. Steven Grandt Rogers jest moim narzeczonym. Do dziś pamiętam te świece, kominek i łzy szczęścia na naszych twarzach... to było cudowne...
NORMALNA NARRACJA
Z zamyśleń wyrwał Tony'ego alarm. Tak głośny, ze wysadza mu bębenki. Czy w tej T.A.R.C.Z.Y. są naprawdę sami starzy, niesłyszący ludzie?? Zadawał sobie to pytanie za każdym razem gdy słyszał ten dźwięk.
Spojrzał na swojego ukochanego i od razu zrozumiał.. było zle. W oczach Steva pojawił się ból i tęsknota. Nie musiał nawet pytać kto stoi za atakiem... był to BUCKY. Ten sam, najlepszy przyjaciel Rogers'a z przeszłości. Zawsze gdy atak był przeprowadzony przez niego Steve miał chodź skrawek nadziei, ze zdoła go uratować, zdoła przywrócić mu pamięć... Jednak za każdym razem próba ta kończyła się niepowodzeniem.
Tony widząc w jego oczach ten okropny ból nie mógł na nie patrzeć, a przecież tak je kochał... kochał wpatrywać się w ten lazurowy błękit jego tęczówek... kochał patrzeć na ta roześmianą twarz i na te rozwiane, wiecznie idealnie ułożone włosy. Takiego Steve'a chciałby widzieć codziennie, jednak były właśnie takie dni, kiedy nie mógł.W końcu po przygotowaniu sprzętu i przebraniu w stroje wyruszyli. Oni, czyli wszyscy Avengers z Kapitanem na czele. Iron Man poleciał pierwszy na tak zwany ,,mały rekonesans". Wtem dało się słyszeć huk. Cześć wielkiego wieżowca osuwała się na ziemie. W tym bydynku, a raczej jego części, byli żywi ludzie. Tony od razu podleciał tam i uratował kogo się dało. Tak samo Thor i Sam. Reszta zaczęła walkę z Zimowym Żołnierzem. Z każdym ciosem wymierzonym w Bucki'ego Steve czuł niewyobrażalne cierpienie. To był przecież JEGO PRZYJACIEL!! No właśnie.... BYŁ. To już nie jest ta sama osoba, to już nie jest jego Bucky. Wtem Zimowy ściągnął ze swych pleców pistolet, naładował i wymierzył w Steve'a, gdy ten akurat zajęty był ratowaniem poszkodowanych. To był koniec...
TONY
To co zobaczyłem wprawiło mnie w przerażenie. Krzyknąłem tylko:
— STEVE!!! Uważaj!!!— i zacząłem lecieć w jego stronę. Gdy ten się odwrócił nie zobaczył nic poza moją zbroja osłaniająca jego piękne ciało przed strzałem.
— NIE... !!!! STÓJ!!!— zdążył krzyknąć Steve ale ja go nie posłuchałem. — Tony!!! Cos ty zrobił, dlaczego mnie uratowałeś?
— Kocham... cię... — po tych słowach zacząłem tracić przytomność.
—Nie, nie, nie... TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA... TONY!!!! Nie zamykaj oczu kochanie. Zaraz wszystko będzie w porządku, zabierzemy cię stad do szpitala tarczy... tylko proszę nie zasypiaj...Po tych słowach nie dałem rady nie zamknąć oczu... po prostu nie mogłem. Moje powieki stały się cięższe niż kiedykolwiek. Zadziałała siła grawitacji...
STEVE
Gdy zobaczyłem przelatujące ciało Tony'ego przede mną i usłyszałem dźwięk wystrzału już widziałem co się stało... Reszta złapała Bucki'ego po tym co zrobił. Jakoś dali mu radę. Ja tylko klęczałem przy moim ukochanym i pocieszałem go. Wiedziałem ze to może być jego koniec, ale wciąż miałem nadzieje ze uda się go jeszcze uratować.
Pocisk był tak silny, ze przebił się przez pancerz i wbił w żołądek Iron Mana. Widok był okropny i gdy patrzyłem na jego ranę zbierało mi się na wymioty. Natasha zabrała go do swojego odrzutowca i razem zawieźliśmy go do szpitala T.A.R.C.Z.Y.
Siedziałem jak na szpilkach czekając w korytarzu na wyniki operacji. Gdy zobaczyłem Tony'ego na tym łóżku, podłączonego to całej aparatury i takiego bladego, moje serce pękło....
Po dwóch godzinach pozwolono nam do niego wejść. Wraz ze mną była jeszcze Widow i Banner. Oni tez się martwili, jednak nie tak jak ja. W końcu był to mój narzeczony...
Mimo tego, ze Buck to był mój najlepszy przyjaciel obawiam się ze nie dam rady mu tego wybaczyć.... on go prawie ZABIŁ!! Prawie zabił mojego ukochanego... Lecz z drugiej strony to był Zimowy, a nie Bucky. Ale.... Ehhhhhhh... teraz muszę się zająć Tonym a nie Bucky'm. Błagam on nie może mnie zostawić, nie poradzę sobie z tym, jeżeli on ode mnie odejdzie....
NORMALNA NARRACJA
Z zamyśleń wyrwał Steva cichy pisk. Zamiast miarowego PIP PIP mógł usłyszeć tylko PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII..... spojrzał na aparaturę i zobaczy ociągał kreskę. Natychmiast zawiadomił pielęgniarkę. Ta wbiegła do sali i wyprosiła z niej Steva. Ten ze łzami w oczach opuścił ta sale. Na zewnątrz czekała na niego Nat. Gdy zobaczyła zapłakanego Steva natychmiast do niego podbiegła i przytuliła.
— Hej... Ciii... spokojnie. Wszystko będzie dobrze....
—- Nie.... on umiera... UMIERA !!!!—wpadł w panikę. Zaczął płakać jak nigdy. — To przez niego... to przez Zimowego żołnierza. Nue daruje mu tego. Nie wyobrażam sobie życia bez Tony'ego. On jest sensem mojego życia.... nie może mnie tu tak zostawić... nie może....
— Cap, nie zostawi cię. Wiesz jakim on jest upartym dupkiem. Nie zrobiłby nam tej przyjemności i nie dał by nam spokoju od siebie. Nie martw się na pewno wyjdzie z tego. I wtedy się pobierzecie.
Wtem z sali wyszła pielęgniarka. Oczy Steva zwróciły się w jej stronę.
— Narazie życiu Pana Starka nie zagraża niebezpieczeństwo. Ale... jeśli utrata akcji serca się powtórzy.... może już nie wrócić.Te słowa przeraziły Steve'a. Nie przyjmował do wiadomości tego, ze resztę życia miałby spędzić bez swojego ukochanego.
Nagle Stev usłyszał ten sam pisk, ten, który słyszał wtedy w sali u Tony'ego. W jego oczach momentalnie pojawiło się mnóstwo łez. Wbiegł do sali ale odrazu został wyproszony przez lekarzy. Po ok 2 godzinnej reanimacji, w której Tony raz wracał, a po chwili znów jego serce przestawało bić z sali wyszedł lekarz. Spojrzał na Steve ze smutkiem w oczach i powiedział:
- przykro mi ale niestety pan Stark tego nie przeżył.
Zapadła cisza. Do Steve nadal nie docierały słowa lekarza. Nie to nie mogła być prawda . Po kilku chwilach informacja do niego wreszcie dotarła . Załamał się. Zaczął płakać. Nat pocieszała go jak tylko mogła, ale to nic nie dawało... Jego już nie było... został sam na tym świecie, sam jak palec... nie było przy nim tej najważniejszej osoby i już nigdy nie będzie... nie potrafił tego przyjąć do świadomości. Po prostu nie umiał...
Lekarz spojrzał na Stevea i powiedział ze smutkiem w głosie:
- Panie Rogers, trzeba podpisać jeszcze pare dokumentów. Między innymi akt zgonu...
Steve ponownie spojrzał na lekarza , ale to już nie był ten sam Steve . Nie miał już tej samej nadziejo w oczach . Pozostał mu tylko smutek i ból po utracie ukochanego.
CZYTASZ
STONY/ one shots
RomancePoświęcenie... coś do czego nie każdy jest zdolny. Jednak czasami zdarzają się osoby, dla których warto poświecić wszystko. Miłość jest wielką niewiadomą. Zapraszam na one shot'y o miłości Steve'a i Tony'ego, która nie zawsze była łatwa, ale ZAWSZE...